Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pliszka

Zamieszcza historie od: 7 lutego 2015 - 22:15
Ostatnio: 9 lutego 2016 - 8:45
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 713
  • Komentarzy: 2
  • Punktów za komentarze: 5
 

#64966

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kampania z hasłem "Nie wszystkie pociągi to PKP" przypomniała mi historię o tym, jak przekonałam się o jego prawdziwości na własnej skórze.

Kilka lat temu regularnie podróżowałam do Krakowa pociągiem relacji Szczecin-Przemyśl. Mimo, że moja trasa to ponad 300 km i dobre 6 godzin jazdy, zawsze obywało się bez większych problemów i poślizgów.

Poza jednym razem.

Pociąg już do mojego miasta przyjechał delikatnie spóźniony, ale to nic, wsiadamy (tym razem podróżowałam ze znajomym), zajmujemy miejsca. Po chwili do przedziału zagląda konduktor z informacją, że z powodu chyba remontu torów pociąg kończy bieg w Katowicach i na peronie będzie czekała osoba, która pokieruje nas do komunikacji zastępczej.

Spoko, bywa.

Podróż mijała spokojnie, niestety za spokojnie, bo dojeżdżając do Katowic pociąg miał już 2 godziny spóźnienia. Ale cóż, jakoś trzeba dać radę, chociaż rozkładu i tras krakowskich nocnych autobusów nie znałam zupełnie. Niestety zmartwienie o nocne autobusy okazało się moim najmniejszym zmartwieniem tego dnia.

Wysiadamy na dworcu, rozglądamy się, podobnie jak inni podróżni, za panem kierującym do podstawionych autobusów, ale jakoś go nie widać na peronie, nie wiać go też na hali dworca, w przejściach na perony ani nigdzie indziej. Dodam, że katowickiego dworca nie znam zupełnie, kolega nieco lepiej, ale na cóż to, skoro on obecnie w remoncie...

No cóż, kolej na informację. Informacja wspólna z kasami. Kasy otwarte może dwie, do każdej kolejka z dwudziestu podróżnych. Stać? to nam autobusy uciekną... Tylko spytać? nie bardzo bo każdemu się spieszy... Ale w końcu ktoś wpuścił przed siebie.

Pani w okienku nic nie wie. Autobusy? Jakie autobusy? może stoją przed dworcem. No to wycieczka przed dworzec. Jedno wyjście - nie ma, drugie wyjście - nie ma. Świetnie. Trzeba spytać kogoś innego.

Inne okienko. Oczywiście Pani nic nie wie. Każemy dzwonić i dopytać, nie ustępujemy. O! Jednak ktoś coś wie.
-Były autobusy. Były, ale odjechały o 20 (była 22).
-Jak to o 20?
-Planowo o 20.
-Odjechały planowo skoro wiadomo było, że pociąg się spóźni?
-No cóż, nic się nie poradzi teraz.
-Nic się nie poradzi skoro dostaję informację, że na peronie będzie ktoś kierował do autobusów, a nie ma ani kierującego ani autobusów?
-Nie ich wina że pociąg miał spóźnienie.
-Tak racja, moja...

Byłam wkurzona jak sto piorunów. Myślimy co dalej. W końcu kolega wpadł na pomysł: Busy. Prywatne busy odjeżdżają spod dworca. Idziemy. Jest bus. OSTATNI. I ostatnie miejsca. Cud. Płacimy chyba 15 zł i już spokojnie jedziemy do Krakowa.

Ale tak tego nie możemy zostawić. Mamy bilet do Krakowa za kilkadziesiąt zł, a dojechaliśmy do Katowic, dopłacamy kolejne 15 żeby dojechać do punktu docelowego, tylko z powodu takiego, że ktoś się z kimś nie dogadał?

No to reklamacja. Reklamację składa się w kasie. Wysiadamy w Krakowie i kierujemy się w stronę powyższej, uzbrojeni w bilet na pociąg, paragon z busa i mocne argumenty.

Pani w kasie uświadomiła nas, że to nie ta kasa, nie ta spółka i naszą reklamację powinniśmy złożyć w innym okienku. Ok. Inne okienko. Dostajemy formularz, wypełniamy, wnioskujemy o zwrot naszych 15 zł za przejazd busem. Dla zasady.

Koniec historii? Nieeee.

Po miesiącu dostaję pismo: "Kierujemy sprawę według właściwości do spółki PKP cośtaminnego".

W końcu 15 zł przyszło przekazem pocztowym.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 224 (314)

#64838

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym jak i dlaczego trzech sąsiadów mogło dostać w jednym dniu zupełnie różne urzędowe pisma w takiej samej sprawie.

Swego czasu pracowałam w pewnym urzędzie, gdzie do moich obowiązków należalo uzgadnianie realizacji pewnych projektów dotyczacyh dotacji unijnych w rolnictwie.

W poniedziałek jak zwykle przychodzę do pracy i zabieram się za standardowe w tym czasie pismo "Uzgadniam realizacje projektu...". Podpis dyrektora. Pismo poszło do rolnika.

We wtorek czeka na mnie mail, w którym znajduję informację, że nasi prawnicy po wnikliwej lekturze ustaw doszli do wniosku, że nie jesteśmy jednak organem, w którego kompetencji leży uzgadnianie tych projektów, więc wnioski należy kierować do Urzędu Innego, o czym mamy informować rolników w oficjalnej korespondencji.

Zabieram się więc za wnioski odpisując: "Organem odpowiednim do uzgodnienia realizacji projektu jest Urząd Inny, gdzie należy skierować wniosek". Podpis dyrektora. Pismo poszło do rolnika.

W środę przychodzę znów do pracy i znów czeka na mnie mail, który tym razem informuje, że realizacja tych projektów w ogóle nie wymaga uzgodnienia w zakresie o uzgodnienie którego wnioskują rolnicy...

Zabieram się za wnioski. Odpisuję: "Realizacja projektu w wyżej wymienionym zakresie nie wymaga uzgodnień". Podpis dyrektora. Pismo poszło do rolnika.

Czasem więc dziwne i niezrozumiałe urzędowe posunięcia nie są winą tego urzędnika na dole. On robi tylko to co ma w instrukcji, a że czasem wychodzi czeski film, to już inna sprawa.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 317 (371)
zarchiwizowany

#64822

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
No cóż, i na mnie przyszła pora by dodać swoją historię, chociaż kto był bardziej piekielny cały czas się zastanawiam.

Zacznę od tego, że jestem podobna do prezenterki z naszej miejscowej kablówki, na tyle podobna, że często zaczepiają mnie przypadkowi ludzie, którzy jednak dają sobie wytłumaczyć, że po porstu się pomylili.

Styczniowy wieczór, siedzę ze znajomymi przy piwku w knajpie, kiedy zaczepia mnie podpity facet(F) z tekstem do którego na prawdę zdążyłam się przyzwyczaić:

F: - Ooo pani z telewizji !!!
Ja:- Wiem, że jestem podobna, ale nie jestem z telewizji
F: - Jak to nie, przecież widzę Panią !
J: - Nie jestem z telewizji
F: - Wiem, wiem, Pani nie może się przyznać, Pani jest tu inkognito
J: - Nie, proszę Pana, nie jestem z telewizji
F: - A ja tak lubię Panią oglądać, Pani tak ładnie mówi, ja każde wiadomości z Panią oglądam
J: - Nie jestem z telewizji
F: - Ale Pani mi się tak podoba, na prawdę cieszę się, że Panią spotkałem
J: - Nie jestem z telewizji, naprawdę
F: - Wy tam o wszystkim tak mówicie, takie tematy poruszacie, ale ja Pani coś powiem, ten nasz kierownik z administracji osiedla, to wie Pani co on wyrabia? Co tam się dzieje! Ktoś musi z tym w końcu porządek zrobić !
J: - Dobrze, zrobimy o tym następny reportaż.

Miałam spokój do końca wieczoru.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (206)

1