Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

plokijuty

Zamieszcza historie od: 4 października 2011 - 15:05
Ostatnio: 18 października 2023 - 16:23
  • Historii na głównej: 14 z 49
  • Punktów za historie: 9514
  • Komentarzy: 1017
  • Punktów za komentarze: 5782
 
zarchiwizowany

#36234

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Parodia znieczulicy.

Historia wydarzyła się dwa tygodnie temu w kolejce poczekalni do poradni onkologicznej.
Przyszły dwie Panie jakby roztrzęsione? ponieważ jedną z nich dotknął nowotwór. Jako, że jestem w temacie postanowiłem im pomóc np. przez polecenie najlepszego lekarza w tym fachu, kiedy można się do niego dostać oraz jak przetrwać chorobę. Wiem nawet jak przebiega pierwsze załamanie po usłyszeniu o nowotworze.
Jak to w poczekalni, Panie zaczęły rozmowę z pacjentami. Więc wtrąciłem się z pytaniem jaki nowotwór. Popatrzyły na mnie jakby ze zdziwieniem. Mówią, ze straszny, nikt tak nie cierpi, muszą natychmiast dostać się do onkologa. To ja mówię, ze mogę polecić. Bliska mi osoba chorowała, tak a tak przeszła. Panie mi przerwały, że one rozmawiają z drugą Panią i żebym się nie wtrącał. Drugim razem nie pozwoliły mi zabrać głosu. Tamta pani zapytała co takie obrażone, że zapewne mógłbym pomóc. One kategorycznie odpowiedziały nie.
A po chwili słyszę taki teks z ich ust:
Wie Pani, jaka to znieczulica dzisiaj panuje, nikt nam nie chce pomóc.

w kolejce do onkologa

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (187)

#27186

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o piekielnym bałaganie w dokumentach PGE Polskiej Grupy Energetycznej.

PGE dostarcza prąd do budynków publicznych i prywatnych. Za prąd rzecz jasna płacić należy. I płaciłem regularnie do czasu aż dotknęły mnie trudności finansowe. Była przerwa w płatności przez jakiś czas ale potem wszystkie zaległości uregulowałem. W międzyczasie, ok dwu i pół roku temu nastąpiło rozwiązanie umowy z PGE.

I tu zaczyna się piekielność PGE wobec mnie i nie tylko. PGE wysłało moje (?!) zadłużenie o określonej kwocie do firmy windykacyjnej EOS KSI mniej więcej w połowie grudnia 2011. Firma windykacyjna zapłaciła za mój (?!) dług PGE. Firma windykacyjna EOS przysłała pismo około połowy lutego 2012, że teraz zalegam wobec nich, a w PGE mam czyste konto. Upewniłem się, że tak jest naprawdę.

Najlepsze jest to, iż zadłużenie w określonej kwocie wobec PGE spłaciłem pod koniec czerwca 2010. Zatem PGE zrobiło na szaro nie tylko mnie ale i EOS, które zapłaciło za moje nieistniejące zadłużenie. Skan rachunku wysłałem do EOS i czekam na ciąg dalszy.

PS. Podobnie w EOS istnieje moje (?!) zadłużenie wobec Netii gdzie też mam wszystko uregulowane, a nawet jestem wobec Netii na plusie.

Polska Grupa Energetyczna / EOS

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 416 (456)
zarchiwizowany

#24566

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pytanie brzmi: Co byście zrobili gdyby jakiś pilot chciał was przelecieć samolotem (myśliwcem) i upiec silnikami jako szaszłyki na grilu?

Osobiście myślałem, że takie niskie loty na wysokości kilku metrów nad ziemią, ludźmi i innymi obiektami to tylko w filmie typu "Top Gun". Ale to co spotkało mojego kolegę z kursu zakrawa na idiotyzm/głupotę pilota, który zszedł myśliwcem na wysokość poniżej 10 metrów nad powierzchnię ziemi. Sprawdziłem, że minimalny pułap lotu dla myśliwców wynosi:
300m npm - nad osiedlem poniżej 25tys mieszkańców, ludźmi i budynkami;
150m npm - nad terenem niezamieszkanym (nie dotyczy służb ratowniczych i patrolowych);

Sytuacja wydarzyła się w czwartek w godzinach około południowych. Kolega -świeżo po zdaniu prawka kat C- jechał po placu poślizgowym ciężarówką razem z instruktorami. W pewnym momencie zauważył, że idą iskry z plandeki u góry. Dziwne, bo od czego? Wcześniej jednak zauważyli myśliwiec, który w tym momencie zszedł na tak niski pułap, że omal nie zaczepił samochodu. W trakcie lotu zatrzymał się w powietrzu tuż nad ciężarówką. Z silników buchał ogień. Jeszcze metr czy dwa a zaczepiłby samochód.
Był to jakiś pilot z Dęblina, który złamał wszelkie procedury lotu. Zaś opisana sytuacja wydarzyła się w Moto Parku w Ułężu.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 24 (206)
zarchiwizowany

#23959

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O wspaniałym lekarzu i piekielnych lekarzach współpracownikach w pewnym szpitalu w III aktach.

AKT I
Przed wstąpieniem do piekieł.

Na początek przedstawiam polskiego lekarza nazwiskiem Habit. Posiada cztery specjalizacje jako: chirurg, urolog, ginekolog, onkolog. Członek prestiżowych europejskich i amerykańskich towarzystw medycznych. Włada ośmioma językami. Przez 25 lat pracował w Skandynawii, głównie w Norwegii.

AKT II
Po wstąpieniu do piekieł.

Po powrocie do Polski po roku 1992 wybrał miejsce pracy w szpitalu powiatowym. Wszelkie operacje wykonywał szybko, sprawnie i bezpiecznie. Np. operacja w 20 - 30 minut, krótkie cięcie; miejscowi lekarze ten sam rodzaj operacji godzina do półtorej, szew przez cały brzuch. Chwalony przez pacjentów, znienawidzony [szczególnie] przez lekarzy i personel poza dwoma wyjątkami. Chciał miejscowych nauczyć lepszego i bezpieczniejszego przeprowadzania operacji. Jednak okazali się oporni na naukę. Podkładali mu kłody pod nogi i byli oporni na sugestie ulepszenia pracy. "Był za dobry w swoim fachu i psuł opinię innym lekarzom", tzn. wszyscy pacjenci dostrzegali jego umiejętności i doświadczenie, zaś niekompetencje miejscowych.

AKT III
Piekło.

Miejscowi lekarze postanowili się pozbyć lekarza [H]. Kiedy [H] po zakończonym dyżurze zjechał windą i wysiadł w pobliżu kuchni/sklepiku z zamiarem udania się do domu. Po wyjściu z windy ktoś z lekarzy zgasił światło, a inny [N] dotkliwie go pobił. Następnie pod presją lekarzy został pozbawiony pracy w tymże szpitalu. [H] wyprowadził się z mojego miasteczka powiatowego.

Zakończenie.
Jakiś czas po tych wydarzeniach lekarz [N] zachorował na niedokrwienie mózgu i ciągle musi nosić ze sobą odpowiednie leki na dotlenienie. Tak się składa, iż lekarzem mogącym go wyleczyć jest [H], jednak aktualne miejsce jego zamieszkania nie jest mi znane.

Szpital w Krasnymstawie

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 261 (301)
zarchiwizowany

#21138

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wielu z was zapewne słyszało o nielegalnym przekraczaniu granicy przez imigrantów oraz o przemycie ludzi.

Ale gdzie tu jest piekielność?

O tym opowie poniższa historia: Otóż przemyt ludzi może odbywać się legalnie (czyt: pojazdami dyplomatycznymi, zaplombowanymi), zgodnie z przepisami. Przepisy wyraźnie mówią, iż służby celne nie mogą skontrolować ani zdjąć plomb w pojeździe dyplomatycznym. Jednak na jednym z przejść granicznych celnicy zdjęli plomby i udaremnili przemyt ludzi.

Jak myślicie czy dostali awans, nagrodę lub dyplom? Skądże!

Poprzez spełnienie obywatelskiego obowiązku udaremniającego przemyt ludzi zostali zwolnieni (czyt. wyrzuceni) z pracy ze skutkiem natychmiastowym.

granica wschodnia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (242)
zarchiwizowany

#19515

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracowałem jako kanar w Hetmańskim Grodzie. Oto jedna z historii...

Wydarzyło się to w zimie. Poza miastem zawieja i zamieć, pługi nie nadążały z odśnieżaniem dróg. Akurat przeprowadzałem kontrolę biletów w jednym z autobusów jadących poza miasto. Trafiło się trzech gapowiczów, którzy dostali po mandaciku. W czasie wypisywania nasłuchałem się z koleżanką jacy to my źli jesteśmy a wszyscy dobrzy. Akurat tak się złożyło, że autobus zsunął się w zaspę, zaś do najbliższej miejscowości pozostało (końcowego przystanku) pozostało 2 kilometry przez szczere pole. Kierowca autobusu po nieudanych próbach wyjechania z zaspy poprosił pasażerów o pomoc w wypchnięciu autobusu z zaspy. [Daliby radę jak najbardziej] a tu ZERO REAKCJI [a wcześniej byli tacy dobrzy...]
A tu zawiewa i zamiata...
Niektórzy z pasażerów poubierani lekko ponieważ nic nie zapowiadało aż takiej paskudnej pogody. Dziewczyny w szpilkach. Ponownie zwróciłem się o pomoc w wypchnięciu autobusu; zero reakcji. Więc postanowiłem wykorzystać tę ich DOBROĆ LUDZKĄ. Powiedziałem, po trzeciej prośbie o pomoc, taki tekst:

A gdzie miłość bliźniego...???

I wyobraźcie sobie reakcję ludzi. Wszyscy pasażerowie opuścili autobus i lekko ubrani, w szpileczkach, poszli 2 kilometry do swojej miejscowości szczerym polem poprzez zawieję i zamieć... A kierowca zapowiedział, że w dniu dzisiejszym do tejże miejscowości nie będzie dojeżdżał w takich warunkach i słowa dotrzymał. A ja z koleżanką i kierowcą spędziłem 2 godziny na rozmowie czekając w autobusie na pomoc z komunikacji miejskiej.

komunikacja_miejska w Zamościu

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 96 (160)
zarchiwizowany

#19305

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Laryssa009 piekielni.pl/19282 przypomniała mi moją, którą postanowiłem teraz wstawić.

Sami oceńcie kto był piekielnym. Rzecz działa się za czasu PRL-u, w 1987 roku kiedy miałem 9 lat i chodziłem do 2 klasy SP. Lekcje religii odbywały się w przykościelnej salce a nie jak teraz w szkole. Powiem, że jestem osobą wierzącą ale na religię nie chodziłem. Z tego powodu, delikatnie ujmując, poważne problemy ze strony kolegów, którzy na siłę nie raz i nie dwa próbowali zaciągnąć mnie na religię, przy cichej akceptacji (W)ychowawczyni Marii Piekielnej mieszkającej de facto naprzeciwko mnie po drugiej stronie ulicy. Skargi do niej i prośby o pomoc było jak rzucanie grochem o ścianę.

Pewnego razu doszło do takiej sytuacji, że nie miałem możliwości ucieczki przed kolegami. Stałem akurat na schodach. Z jednej strony ściana, z drugiej poręcz, o które oparłem się rękoma i z buta przyłożyłem jednemu naprzykrzającemu się koledze pod oko (tyle, że oka nie stracił). Natrętni koledzy mnie zostawili i pobiegli na mnie ze skargą do W. Pani W natychmiast zareagowała i przybiegła z pretensjami do mojej (M)amy jak ja mogłem tak koledze zrobić. M wysłuchała skarg i zażaleń w i zapytała:

M: Czy mój syn przychodził do Pani ze skargami na kolegów?
W: No, tak...
M: No to co Pani teraz chce...

Po tym zdarzeniu nastąpił spokój...

P.S. Zdarzały się też podobne sytuacje, kiedy koledzy mnie gonili i dostawali lanie od przypadkowych ludzi np. batem przez plecy.

tolerancja w szkole

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 85 (213)

#18223

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o piekielnym księdzu i piekielniejszym lekarzu wydarzyła się kilka lat temu w moim miasteczku powiatowym w kościele, podczas mszy. [Było o tym nawet w pewnym programie TVP co obcokrajowcy sądzą o Polakach].

W kościele trwa msza, podczas której ksiądz mówi o aborcji, że to morderstwo nienarodzonych dzieci. Dalej wymienia pewnego lekarza z imienia i nazwiska podając, że ten a ten lekarz dokonał dwóch aborcji i zasługuje na całkowite potępienie. W trakcie powyższego wystąpienia do ambony podchodzi pewien parafianin prosząc o zabranie głosu. [K]siądz uprzejmie zaprasza, ale nie wie on ani pozostali parafianie, iż jest to w/w [L]ekarz.
L: Nazywam się tak i tak [K zachowuje spokój], jestem tym i tym lekarzem [K zaczyna nabierać barw na twarzy], dokonałem nie dwóch, a pięciu aborcji - podniesionym głosem - w tym trzech u zakonnic [K próbuje wyrwać księdzu mikrofon, na ambonie szamotanina] PROSZĘ DO MNIE WIĘCEJ NIE PRZYSYŁAĆ ZAKONNIC.

U wszystkich parafian szok i niedowierzanie...

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1254 (1374)
zarchiwizowany

#18324

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przez cztery lata pracowałem jako kontroler biletów, tzw. kanar, w hetmańskim grodzie. Od jednego z kierowców usłyszałem historię o piekielnie bezstresowym wychowaniu, która wydarzyła się w kierowanym przez niego autobusie ok. 2005 roku. Z biegiem czasu poniższa historia zamieniła się w dobry żart.

Autobusem wśród pasażerów podróżowali między innymi [M]atka z dzieckiem, pewna [B]abcia i [N]astolatek.
Dziecko nie mogło spokojnie usiedzieć i ciągle rozrabiało załażąc współpasażerom za skórę. Kiedy pewna B. zwróciła M. uwagę na zachowanie dziecka ta z pełnym oburzeniem na B. najechała. Że jej dziecko jest bezstresowo wychowywane, nie wolno na niego podnosić głosu ani krzyczeć itp... B. aż schowała się w siedzenie. Obok stał pewien N. żując gumę. W pewnym momencie wyjął gumę i przykleił tej M. do czoła, mówiąc: Proszę na mnie nie krzyczeć, bo ja też jestem bezstresowo wychowywany. Wszyscy pasażerowie w ryk ze śmiechu a M. nabrała wszystkich barw na twarzy i na najbliższym przystanku wręcz uciekła z autobusu goniona śmiechem...

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (55)