Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sarenka859

Zamieszcza historie od: 10 lipca 2011 - 12:07
Ostatnio: 3 kwietnia 2019 - 23:25
Gadu-gadu: 13591023
  • Historii na głównej: 8 z 20
  • Punktów za historie: 9704
  • Komentarzy: 64
  • Punktów za komentarze: 615
 
zarchiwizowany

#64732

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie krótko i na temat.
Autobus, godziny szczytu ledwo udaje mi się stanąć w pobliżu siedzeń. Na jednym z nich młody chłopak,z wyglądu troszkę jak skinhead, łysa głowa, podkrążone oczy... (miałam wrażenie, że albo jest po dobrej imprezie, albo jest chory). Na następnym przystanku wsiada babcia z typu "wszystko mi się należy", zauważa chłopaka, przepycha się i zaczyna się rozmowa:
Babcia: Wstawaj, będę tu siadać.
Chłopak:Nie mogę wstać, źle się czuję.
B:Chlał całą noc i źle się czuje!!! Jak będziesz stary to Ci nikt gówniarzu miejsca nie ustąpi!
Ch:(ustępuje miejsca tej kobiecie z trudem ) Nie będzie musiał... Nigdy nie będę stary...Jestem chory, umieram, zostało mi już niewiele życia i ponieważ możemy się już nigdy nie spotkać, niech pani wie, że nie mam do pani urazy.

Cisza jaka zapadła z tyłu autobusu była miażdżąca... i moherowa kobieta ucieszona, że zdobyła miejsce siedzące po ciężkiej walce na bazarze...

ZTM

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (336)
zarchiwizowany

#44410

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj w poczekalni u lekarza przypomniały mi sie słowa z pewnego skeczu kabaretu Neonówka a mianowicie "masz przejechane jesteś u matki" ale do rzeczy....

O dziwo dzisiejsza wizyta w przybytku zwanym szumnie przychodnia specjalistyczna przebiegała bez zakłócen typu wp*** sie w kolejke czy inne "ja tylko po recepte", ale zbyt spokojnie tez nie mogło być....
Czekam już prawie u bram gabinetu lekarskiego kiedy zza drzwi dobiega wszystkich ostra kłotnia pani doktor z babcia ktora wcześniej weszła, nikt nie wie o co chodzi ale pani doktor postanowila chyba wyprowadzic kobiete z gabinetu przy akompaniamencie wzajemnej bitwy słownej. Kiedy obie znalazły sie w poczekalni babcia wypaliła "Ja cie znam, ja mam twoje dane ja Cie tak obsmaruje... i na koniec wisienka ;D ja cie zniszcze, powiem wnukowi to Cie wrzuci na tych... no... DIABELNYCH to juz nie bedziesz miec pacjentów *urwo" na co pani doktor spokojnie "Chyba Piekielnych" i zaprosiła mnie do gabinetu ;D

Nikt nigdy nie wie gdzie czają sie fani Piekielnych ;D

służba_zdrowia

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (252)

#32751

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gimnazjum... "ulubiona" i niemalże kultowa instytucja ;] Wyobraźmy sobie gimnazjum w małej wiosce, gdzie średnia wieku nauczycielek to 60+, dodajmy do tego reformę czyli uczęszczanie do tegoż przybytku ładnych kilka lat temu...

1)IMPREZA.
Andrzejki, pierwszy i jak się później okazało ostatni raz, skusiłam się na "imprezę" w takiej szkole... Idę spokojnie korytarzem na salę gimnastyczna, przede mną stalowe kraty, ułamek sekundy, lecąca szklana butelka po piwie, która uderzając o kraty rozbiła się, a następnie spadła z wysokości kilku metrów na moją głowę. Bilans - stoję z połową butelki wbita w czaszkę, patrzę przed siebie, a po twarzy spływa mi strużka krwi... Wokół panika, ludzie szukają opiekuna, co nie było łatwe, bo na sali została 1 nauczycielka, a pozostałe 6 grało w karty w pokoju nauczycielskim....

2)"RATUNEK" .
Wyciągam szkło z głowy, co poskutkowało obfitym strumyczkiem krwi, szukam czegoś do jej zatamowania, ale w tym samym czasie zjawiła się nauczycielka. Kiedy zobaczyła co się stało i próbowała mnie "ratować", zastanawiałam się czy to ja jej nie będę zbierać z podłogi.... Dzielnie zadecydowała, że krew należy zatamować, weszła do sali plastycznej i przyłożyła mi do głowy.... brudny i uwalony farbami i wszelkim syfem ręcznik (kto brał ręczniki ze szkoły do prania, za pozytywne uwagi, wie o czym mowię ;p). Następnie ciągnęła mnie 3 pietra wyżej, tylko po to żeby się przekonać, że higienistki o 21 w szkole już nie ma, a drzwi to nie sezam i na życzenie nie staną otworem. Dodam tylko, ze krew nie miała zamiaru przestać się wylewać z mojej głowy, która zyskała 8 otwór, a mnie samej już na schodach robiło się słabo... ale... tortur ciąg dalszy...

3) "PIERWSZA (i ostatnia) POMOC".
O "akcji ratunkowej" dowiedziały się inne nauczycielki, zabrały mnie do sekretariatu bo to JEDYNE miejsce gdzie była apteczka (sic!). Po otwarciu apteczki okazało się, że w środku mamy; 2 bandaże, 3 gazy, i mój hit - spirytus salicylowy :D. Jedna nauczycielka objęła stanowisko commando - padło hasło: "dezynfekujemy". Czym? Pomimo rozbitego czerepu dobrze wiedziałam czym... kiedy tylko zaczęły odkręcać spirytus wstałam i udałam się szybkim krokiem do wyjścia, gdzie zostałam powalona na krzesło i zalana tym specyfikiem - nie będę opisywać co się działo, bo to sceny raczej godne rzeźni ;]
Hasło 2: "CZA to zawinąć"... Po przyłożeniu gazy panie zaczęły obwijać mi głowę dookoła tworząc oponę michelin, całkowicie odsłaniającą ranę... Na moja sugestię, że głowę się bandażuje nieco inaczej, powiedziały "córka lekarza k*wa, jak ci nie pasuje sama se zawiń".
Dodam tylko, że od początku domagałam się żeby ktoś zadzwonił po moich rodziców.

4) TRANSPORT.
Po stwierdzeniu, ze po karetkę dzwonić nie będą (reputacja szkoły), po moich rodziców szczególnie nie, (rozróba + kuratorium), panie zaczęły (sic! 2) ciągnąć losy (!!!) o to kto odwiezie mnie do domu... Padło na młodą praktykantkę (wersja Mariolki z Paranienormalnych, która pilnowała sali kiedy tamte mnie torturowały).
Jedziemy jakimś seicento, mgła jak mleko, do domu może mam z 600 metrów, a babka co chwile zatrzymuje auto i wychodzi... Pytam ledwo żywa co się dzieje, ona na to "a bo taka mgła jest, nic nie widzę, to wychodzę i sprawdzam czy do rowu nie wjechałyśmy".
Moja mina bezcenna, wtedy już miałam ochotę zejść, ale mówię "Jak wjedziemy do rowu to chyba poczujemy....;]"

5) HOME SWEET HOME.
Szukam kluczy pod domem, babka stoi i czeka, otwieram i mówię, żeby chwile poczekała, bo mam dużego psa w środku. Teacher nic, idzie za mną, ja myślę, nie słyszała, czy co? Mówię jeszcze raz, wchodzę, ona sru za mną jest w hallu, biegnie pies i jej krzyk - "Dlaczego mi nie powiedziałaś, że psa masz?!" Ostateczna mina - Zombie...
Wychodzą rodzice, mama mnie ogarnia, ojciec wypytuje, nauczycielkę, ja wzbogacam relacje... Jedziemy na pogotowie, kilkanaście szwów, lekki wstrząs mózgu...

6) FINAŁ.
- tydzień spędzony w domu,
- nauczyciele strach w oczach (znali moich rodziców zbyt dobrze),
- akcje zgłoszone do kuratorium,
- szkoła dostała jakąś karę, za brak apteczek i przy innej okazji gaśnic,
- koleś od butelki "ja chciałem trafić w kogoś innego" - sąd.

szkoła

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1017 (1095)

#24570

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na fali wspomnień...
Była sobie koleżanka, miała ona lubego, którego znała od piaskownicy, więc po kilku latach poważnej znajomości i względnym przejściu przez burzliwy okres dojrzewania, postanowili zdecydować się na nieco więcej niż tylko "trzymanie się za rączkę". Nie byli oni jednak głupi, wiedzieli, że dzieci nie przynosi bocian, a koleżanka ogólnie nosiła się z zamiarem wybrania się do ginekologa, celem zrobienia "przeglądu".

Po podpowiedziach koleżanek, wybrała na swoją pierwszą taką wizytę, faceta-ginekologa, po 30. Jedna z koleżanek zapewniała ją, że poczucie humoru doktora dosłownie "zwali ją z nóg" i nawet nie będzie wiedziała kiedy skończy. Matka koleżanki, w rozmowach z córką twierdziła, że lepsza byłaby kobieta-ginekolog, ale to koleżanka podjęła decyzję.

Nadszedł sądny dzień - koleżanka wchodzi do gabinetu, za drzwiami czuwa luby,dziewczyna kłębek nerwów.
I tu dało o sobie znać właśnie wymienione wyżej "poczucie humoru" jeżeli można je tak nazwać, bo pan doktor podniósł głowę znad papierologii i ucieszony powiedział:
- Ooooo... nareszcie jakaś młoda d*** przyszła, a nie tylko stare, włochate k***.

Nie muszę chyba dodawać, że koleżanka opuściła gabinet w trybie natychmiastowym zostawiając lekarza, lubego i innych przedstawicieli testosteronu w osłupieniu.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 636 (742)

#24561

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowieść z cyklu; studniówka-przygotowania.

Jako, że ostatnio wspominałam swoją studniówkę, nasunęły mi się pewne spostrzeżenia dotyczące ekspedientek ekstrawaganckich butików. Ale do rzeczy....

Na studniówkę wymarzyłam sobie suknię długą, na poloneza, coby się troszkę poplątała między nogami i krótką, na dalszą cześć imprezy. Po jakimś tygodniu bezowocnych poszukiwań i biegania po całym mieście, sfrustrowana terminem zbliżającej się imprezy, nie mając ani jednej z wymarzonych kreacji, szłam zdesperowana rynkiem i nagle zobaczyłam napis "Salon mody......". Stwierdziłam, że też wcześniej o tym nie pomyślałam i weszłam do tegoż przybytku... co jak się później okazało - nie było zbyt trafnym wyborem.

1) Wejście. Człowiek, który biega od tygodnia po mieście, na kolejny maraton ubierze się wygodnie. Tak też uczyniłam, jednak moja kurtka narciarska chyba nie przypadła do gustu ekspedientkom tegoż przybytku, bo powitały mnie z udręczonymi minami w stylu "plebs kiedyś nie miał tu wstępu".

2) Po wejściu od razu rzuciła mi się w oczy długa suknia, po prostu idealna, ale.... to także nie był dobry pomysł, kiedy porwałam ją w ramiona i pobiegłam do przymierzalni, rozległy się pomruki. Po wyjściu stwierdziłam, że to jednak nie to, bo suknia kończyła się na wysokości kostek. Popatrzyłam jeszcze na cen i myślę, coś nie w porządku - 150zł? Tak tanio? Panie uprzejmie informują mnie, że to PROMOCJA I NA PEWNO NIE ZAUWAŻYŁAM, co zostało złośliwie wysyczane.

3) Kiedy jednak nadmieniłam, że promocja to była pomyłka i chciałabym przymierzyć coś innego NIEKONIECZNIE Z PROMOCJI panie, złośliwie stwierdziły, że aby przymierzyć coś innego - TRZEBA MIEĆ ZA CO.
Złapałam ewidentny wk*** ale stwierdziłam, że się nie dam, wyciągnęłam z portfela 1500 zł i zapytałam czy to wystarczy, czy jako zaliczkę mam im załatwić wyspę szejka Mohameta w Dubaju. Nagle zamieniły się w usłużne ekspedientki. Przyniosły kilka sukienek, które nie powiem, wpadły mi w oko....

4) Przymierzalnia - walczę ze "szmatkami", panie za kotarą próbują mi nieba przychylić, byle tylko sprzedać te sukienki. Nagle do przybytku, wkracza inna klientka (jak się okazało - znajoma pań) i zaczyna się rozmowa; (E-ekspedientki, K-klientka-koleżanka), a ja nadal w przymierzalni.

K: Ooooo, cześć dziewczynki, bla bla bla, słuchajcie, załatwiłybyście mi suknię amerykańską, bla bla bla, bo na ślub cywilny chcę.
E: No nie wiem Kasiu, teraz nic nowego nie mamy, stara kolekcja, bla bla bla, (i tu jej głos cichnie) ALE JAKAŚ GÓWNIARA PRZYSZŁA, TO MOŻE TO WYKUPI TE RESZTKI, BO MIAŁYŚMY TO PRZECENIAĆ, A TAK TO NAWET ZAROBIMY I JA CI NIC NIE POLECĘ, BO TO SAMO DZIADOSTWO TERAZ DLA NAS SZYJĄ.
K: Ooo, to jakoś inaczej to załatwimy.

Chyba nie muszę dodawać jakiego wtedy złapałam wk***, a byłam już prawie zdecydowana na te sukienki

5) Wyjście smoka - po wyjściu z przymierzalni, udałam się z sukienkami do kasy, komplementując je i wychwalając pod niebiosa. Kiedy ucieszona ekspedientka zapytała "kasujemy?", odpowiedziałam:
- NIE BO TO TERAZ TAKIE DZIADOSTWO SZYJĄ, MOŻE JAKAŚ GÓWNIARA KUPI TO ZAROBICIE. - I wyszłam zostawiając w osłupieniu wszystkie panie.

Cokolwiek by się działo - moja noga nie postanie nigdy w tychże "salonach mody" w żadnym zakątku Polski, a co do kreacji - kupiłam wymarzone i nie zrujnowałam budżetu. ;)

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 630 (768)

#24343

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stoję sobie wczoraj wieczorem na przystanku, marznę i wyklinam w duchu kierowców. Ogólnie typowo... ale... zza rogu wychodzi Pan Żul. Wyrzuca pustą butelczynę do kosza, wychodzi na środek jezdni, następnie oddaje mocz, i zadowolony chce zejść ze "sceny", jednakże "ulica podstępnie atakuje" i Pan Żul leży.

Wszystko byłoby ok, jednak nie bardzo wychodzi mu podniesienie się, a właściwie nawet nie zarejestrowałam żadnych takowych prób z jego strony. Ulica jak to ulica, raczej nie służy do leżakowania i czasem jednak jeżdżą po niej auta, więc zauważając dalszy brak reakcji PŻ, razem z jakimś facetem podchodzimy do niego, bo może zasłabł, czy coś...

Facet próbuje podnieść PŻ, ale ten się gwałtownie opiera. Przekonujemy PŻ, że leżenie na ulicy to nie jest dobry pomysł i kiedy Facet mówi: "niech pan idzie z nami"... PŻ podnosi głowę i pyta: "a wódkę macie?"
My odpowiadamy, że nie, na to PŻ łaskawie podnosi głowę i odpowiada:
- To spier****.
Dalsze próby perswazji i podnoszenia spełzły na niczym, więc wróciliśmy na przystanek i obserwowaliśmy sytuację.

Po jakichś 5 minutach zrobił się spory korek, bo droga była jednokierunkowa. Ludzie w autach wk***, trąbią, itp. PŻ nadal leży.
Najmniej cierpliwości okazał pan ze srebrnej toyoty, który dojechał ostatni. Kiedy zobaczył co się dzieje, wybiegł z auta, wziął PŻ za ubranie, podniósł na wysokość swojej klatki piersiowej, postawił na poboczu i zasadził PŻ solidnego kopa, ze słowami:
- Mi tu k*** żona rodzi, a ten ***uj będzie drogę blokował!

Gratulacje dla świeżo upieczonego taty, stąd te kwiaty na tyłach toyoty. ;p

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1431 (1457)

#22233

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia o piekielnej sąsiadce (czytaj; chorej na głowę, w wolnym tłumaczeniu), ale tym razem zapoczątkuje opowieść z cyklu "Zemsta sąsiadów" ;)

Opis sytuacji; w wieku wczesnoszkolnym mieszkałam na wsi z dziadkami (rodzice też), po stronie prawej mieliśmy jakże "wspaniałą" sąsiadkę, na użytek strony niech będzie A.
Otóż pani A jako kobieta piekielna, miała wokół samych wrogów w postaci sąsiadów, my osobiście unikaliśmy wszelakich kontaktów z nią, ale do czasu....

Wszyscy sąsiedzi, po pewnym czasie starali się umilać A życie, ale zacznę od "zemsty" mojego dziadka, jako że jest mi znana najlepiej.

Opis miejsca; jak już wspomniałam mieszkaliśmy my, po prawej sąsiadka, a po 2 stronie ulicy, mieliśmy działkę, na której dziadek sadził różne drzewka, krzewy; działka sporych rozmiarów, nieogrodzona. Dziadek postanowił zrobić z tej działki mały zagajnik, więc sukcesywnie kupował drzewka iglaste, które, jak zauważył po pewnym czasie, równie sukcesywnie znikały/ były zniszczone/ wyrwane z korzeniami itp... Nieco wk.... zaczął pytać w sąsiedztwie o podobne zdarzenia i wszyscy odpowiadali jednogłośnie "panie, to pan nie wiesz? [A] ma k*** zamiłowanie do cudzego, a do krzaków szczególnie. Ja posadziłem i co? Wyrwała wszystko!!!". Dziadek stwierdził, że na darmo pracował nie będzie, ale przy okazji sąsiadkę z kleptomanii wyleczy.

Dziadek zwołał naradę rodzinną, zaprosił wszystkich mężczyzn z rodziny do wspólnej zabawy ;p warunkiem miało być skombinowanie sobie rydla (nie, nie miał na myśli brutalnego morderstwa). Stawiło się 9 chłopa, poszli na działkę od strony, z której sąsiadka nic nie widziała i zaczęli kopać... Koniec pracy zwiastował interesujące widoki. Otóż pomiędzy drzewkami uchowała się "polana" o wymiarach 15x15m, nieobsadzona drzewkami, gdzie dziadek składał gałęzie, więc panowie wykopali dół 3x3m o znacznej głębokości (aby z niego wyjść potrzebowali drabiny), ziemia została sprawnie usunięta, natomiast dół przykryło rusztowanie z cienkich kijków, przykryte świerkowymi gałęziami. Cud malina.
Dziadek wieczorem pojechał po sadzonki, które mężczyźni transportowali z wielką pompą, ażeby wzbudzić ciekawość sąsiadki. [A] widząc, że to nie przelewki, bo panowie pracowali "przy drzewkach" (przynajmniej ona tak myślała) od rana, postanowiła zrobić sobie małą wycieczkę krajoznawczą, jeszcze tej samej nocy.

Oczywiście, dziadek chamem nie był, więc zaprosił panów na "coś mocniejszego" plus przedstawienie w wykonaniu [A]. W domu zgaszono światła, ażeby umożliwić [A] spokojny dostęp do działki ;) i ... nic się nie działo do... 1 w nocy, kiedy to spokojną, już niedzielną noc, przerwały krzyki, oraz zbiegowisko sąsiadów na naszym podwórku, panikujących "że chyba kogoś zarzynają w tym lasku". Dziadek z towarzystwem wzięli latarki i poszli oglądać sprawczynię tych krzyków, czyli [A] w swojej własnej osobie na dnie dołka z małą sosenką, którą zdążyła wyrwać ;) Ruszała się bardzo żwawo, jak na kogoś kto przeżył upadek jak z "rosyjskiej ruletki", tak więc sąsiedzi po naradzie stwierdzili, że przecież w nocy nikt po drabinę szedł nie będzie i lepiej napić się czegoś na rozgrzanie.
A "krzyki [A] niosły się echem, rozdzierając ciszę tej letniej nocy".

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1140 (1208)
zarchiwizowany

#22691

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Akcja niegorsza od "Ja wam pokaże".

Dzień 1
Obóz sportowy, przyjeżdżamy, zamieszanie, każdy walczy o najlepszy pokój i kompanów, ponieważ większa połowa się nie zna. W tym zamieszaniu 2 blondyneczki typu plastik-fantastik, trafiły akurat na siebie, dostały pokój 2- osobowy, który zamienił się w różową jaskinię.

Dzień 2
Do hotelu zamieszkiwanego, przez nasz obóz, przyjeżdza 2 obóz- ale tu niespodzianka, piłkarze, więc większość dziewczyn patrzy co by tu "wyhaczyc" :P Blondaski z dwójeczki, także, co jednej [B1] idzie, wręcz doskonale, bo już wieczorem, można było spotkać przyssaną B1 do pana piłkarza, o czym nie wiedziała jej platynowa kolezanka, czyli B2.

Dzień 3
Dzielnie obserwujemy łowy B2, która to obściskiwała się z.... "wybrankiem" B1. Jak widać piłkarz, radził sobie doskonale z "różowymi pięknosciami". Niestety, akcję "pompa łącząco-ssąca" w wykonaniu piłkarza i B2 widziała B1.
B1 bardzo niezadowolona tym faktem, poszła po "rozum" do głowy i dzielnie, jak przyznała później obmyslała zemstę.

Dzień 4
B1, w doskonałym nastroju- co oznaczało, tylko jedno- zemsta gotowa....

B2 niepodejrzewająca niczego, stwierdziła w godzinach wieczornych, że trzeba by sie nieco upiększyć... więc na pierwszy rzut, poszła odżywka do włosów, nałozona z zegarmistrzowską precyzją, co prawda wspomniała coś o dziwnym zapachu tego specyfiku, ale stwierdziła, że "może był wystawiony do słońca".
W tym czasie B1, dziwnie szybko ulotniła się z pokoju...

Na efekty nie trzeba było długo czekać- B2, stwierdziła, że ta odzywka jest jakaś dziwna, bo zaczęła ją piec głowa, więc
postanowiła ją zmyć po 10 minutach.
To co ukazało się jej oczom przeszło wszelakie oczekiwania- zamiast pięknych i lśniacych blond włosów- kępki, tego co ocalało.
B2 wybiegła, z krzykiem i żądzą mordu na B1, zabawiającej się w tym samym czasie z panem piłkarzem ;]

Cóż się okazało- otóż B1, zazdrosna o owego piłkarzynę, zaaplikowała do odżywki do włosów B2, krem do depilacji ;]
Chyba nie muszę tłumaczyć jakie spustoszenie na głowie B2, wywołała owa mieszanka.

-1.historia nie ma na celu obrazania blondynek
-2. (głownie dla facetów) krem do depilacji, jak nazwa wskazuje, to specyfik, mający na celu usuwanie włosów, raczej nie z głowy :p

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 298 (352)
zarchiwizowany

#22591

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na przekór wszystkim, nie będzie o szkole a o piekielnej sąsiadce. Odsłona 2.

Dom mojego dziadka od domu piekielnej, oddziela droga, którą jeżdżą sąsiedzi mieszkający z tyłu.

Jeden z sąsiadów [S] ze względu na charakter pracy, wracał do domu w godzinach nocno-porannych, czyli ok 3 rano. Piekielną sąsiadkę [A] strasznie to raziło, mimo, iż nocą, urządzała sobie raczej wyprawy rozpoznawcze, na działki innych sąsiadów.
Ale A dzielnie twierdziła, że "spać nie może i temu ch**** pokaże o której się do domu wraca".
Jak powiedziała tak zrobiła, wzięła pas tektury o wymiarach 3m x 30 cm, pomalowała go na czarno, co by się w nocy zbytnio nie wyróżniał, i powbijała w to gwoździe, tak że po położeniu tego na ziemii mogło spokojnie imitować barykadę policyjną. Oczywiście ulokowała, narzędzie zbrodni na drodze przejazdowej i czekała. Ok godz 2 30, noc rozdarły krzyki 2 postaci. S i A obdarzali się epitetami jak "dobrzy" sąsiedzi.

Bilans nocy; A wygrała, S- 2 przednie koła do wymiany.
Jak tu nie kochać swoich sąsiadów? ;]

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 183 (227)
zarchiwizowany

#22491

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o piekielności zarówno mojej jak i lekarza ;) (moze być długo)

W liceum, po rozstaniu się ze sportem, stwiedziłam, że muszę sie zająć czymś innym, bo trafi mnie przysłowiowy szlag ;p
Wybór padł na wolontariat, a dokładniej hospicjum i jego podopieczni. Trafiłam do rodziny, której Córeczka miała nowotwór. Rodzice nie chcieli, żeby Mała, przebywała w hospicjum, więc zrobili z jej pokoju "mini szpital".
Odwiedzałam ją regularnie, świetnie się dogadywałysmy, również z jej rodzicami miałam świetny kontakt. Dzień przed moimi 18 urodzinami, przyszłam do Małej umówiona na godzię 18. Ponieważ nikt nie otwierał mi drzwi, trochę się zaniepokoiłam i zaczęłam dzwonić do jej rodziców, którzy nie odbierali. Pełna złych przeczuć, chodziłam po domu jak lew w klatce, aż w końcu o godz 21 zadzwonił tel.- tata Małej, powiedział, że są w szpitalu, z Małą bardzo źle, czekają na transfuzję krwi, ale nie ma dawcy, obdzwaniają rodzinę, znajomych....

Pojechałam do szpitala, zaopatrzona w swoja książeczkę zdrowia itp, dotarłam ok. godziny 21 30, dawcy nadal nie ma, więc pytam lekarza czy może moja grupa podejdzie, lekarz patrzy mówi, że chyba cud bo się zgadza, robimy badania i próbę krzyżową, wszystko pasuje ale.....
Formalnie o godzinie 22, miałam jeszcze 17 lat, tak więc można oddać krew za zgodą rodzica, jako, że były to wakacje moi rodzice, na 2 końcu Polski, więc zgody nie będzie, błagałam, prosiłam, lekarz nieugiety... Szukamy dawcy dalej, modlac się, żeby w razie nieznalezienia go Mała dotrwała do 00, kiedy to bd miała dokładnie 18 lat.
Dawcy nie ma, Mała w coraz gorszym stanie, ale wybija godzina 0, kiedy to formalnie mam 18 lat. I tu zaczyna się piekielność lekarza, który DOPIERO zwrócił uwagę, że ważę 46 kg.... a krew można oddawać od 50.

Wszyscy bez wyjatku byliśmy wściekli. I znów chodzenie, błaganie, telefony do moich rodziców, że to na moją i ich odpowiedzialność, ale odpowiedź jedna NIE. Lekarz był nieugięty, ale ja się uparłam (uparty sportowiec, jest gorszy od faszysty ;p), stwierdziłam, że oddam tę krew choćby to była ostatnia rzecz w moim życiu. Weszłam do gabinetu lekarza, zapytałam go czy jeśli bd ważyć ok 50 kg pobiorą mi tą krew. Stwierdził, że "48 kg wystarczy, ale i tak w 2 godziny (tyle dawali Małej) nie przytyjesz 2 kg". Po tych słowach wybiegłam z gabinetu, powiedziałam rodzicom Małej, żeby dalej szukali dawcy, a ja już coś wymyślę.

Pokręciłam sie po korytarzu i dostałam "olśnienia" pobiegłam do całodobowego sklepu obok szpitala i kupiłam... 3 duże butelki wody mineralnej;), następnie usytuowałam się z tym dobytkiem, tuż pod gabinetem lekarza i zaczęłam pić :P
Lekarz, wywabiony rozmową rodziców Małej ze mną, wyszedł z gabinetu i zrobił oczy wielkości dna od szklanki, stwierdził, że mam natychmiast przestać itp, a ja z usmiechem "przecież nie przytyję, w 2 godziny 2 kg".
Popatrzył, jeszcze przez chwilę i widząc moją desperację, wziął mnie do gabinetu, ważyłam ponad 47 kg, w tym momencie lekarz, złąmał się, wpisał mi 49 kg, pobrali mi krew, w międzyczasie znaleziono jeszcze 2 dawców, a po jakimś czasie Mała wróciła do domu ;)

Czasem opłaca się być piekielnym, jeżeli w grę wchodzi inny człowiek ;] i przy okazji apel- jeżeli oddacie raz na jakiś czas troszkę krwi, naprawdę możecie pomóc;)

służba_zdrowia

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 360 (390)