Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

takajakas

Zamieszcza historie od: 1 sierpnia 2012 - 0:23
Ostatnio: 18 października 2023 - 21:13
  • Historii na głównej: 9 z 24
  • Punktów za historie: 5871
  • Komentarzy: 30
  • Punktów za komentarze: 279
 
zarchiwizowany

#63887

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja sprzed chwili. Wybaczcie, jeśli będzie trochę chaotycznie, ale jeszcze ze mnie nie wyszły do końca nerwy.

Zabezpieczajcie telefony jeśli ich nie używacie.

Dzwoni do mnie przyjaciółka, powiedzmy Ania. Odbieram, witam się, a tam nic. Cisza. Tzn nie do końca cisza, jakieś szumy, hałasy, myślałam, że idzie ulicą, zdyszała się i musi tchu nabrać nim odpowie - tak ma. Ale milczy coś za długo. A tymczasem szum przeradza się w jakieś krzyki, przekleństwa, po głosie słychać, że to mężczyzna.
Wołam: Ania, Ania, co się dzieje - zero odzewu. Co robić? Słucham dalej, może czegoś się dowiem. Może ktoś ją napadł, ukradkiem połączyła się z pierwszym lepszym numerem i schowała telefon z widoku, czy co? Ale w końcu usłyszałam i jej głos, dość spokojny, facet zaczął jakoś cichnąć, sytuacja opanowana, przyszło mi do głowy, ze może znowu zadzwoniła przypadkiem, jak to się już nieraz zdarzało odkąd kupiła telefon dotykowy. Rozłączyłam się i oddzwaniam ja. Odbiera, uśmiechnięta, zdziwiona moim strachem, nierozumiejąca, "ale co, jaka awantura?". Okazało się, że to jej syn się o coś zdenerwował, a ona faktycznie przypadkiem zadzwoniła przekładając telefon. Pogadałyśmy chwilę, wszystko w porządku, ale o ile chwilę temu odchodziłam od zmysłów z niepokoju, tak teraz utopiłabym Ankę w łyżce wody.
Historia może nie jest piekielna, ale rzeczy martwe są złośliwe, więc lepiej nie zostawiać niezabezpieczonych komórek.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -17 (33)
zarchiwizowany

#63495

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z czasów, kiedy nie wszyscy mieli jeszcze telefony stacjonarne. Takim szczęśliwcem był m.in. sąsiad z naszego piętra - milicjant. Trzeba przyznać, ze w razie potrzeby chętnie umożliwiał skorzystanie z cudu techniki, ew. przekazywał odpowiedniej osobie informacje od dzwoniących. Rodziny sąsiadów miały podany ten numer "do spraw bardzo ważnych" i nikt nie nadużywał uprzejmości. Za wyjątkiem jednej naszej cioci. Sprawy bardzo ważne wynikały co chwila. Kilka razy w miesiącu ona lub jej mąż już już byli umierający, potrzebowali bardzo pilnie pomocy bo oni tacy słabi (żyli jeszcze kilkanaście lat w niezłym zdrowiu), wszystko było dobrym powodem do dzwonienia "w sprawie nie cierpiącej zwłoki".
Skutek był taki, że sąsiedzi się na nas zdenerwowali i pewnego razu nie otrzymałam naprawdę ważnej wiadomości ze studiów o przesunięciu terminu egzaminu. Miałam bardzo dużo problemów z odkręceniem tego i przekonaniem wykładowców, że moja nieobecność bez usprawiedliwienia nie była zwykłymi wagarami.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (100)
zarchiwizowany

#61669

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tyle się ostatnio mówi, że można pić wodę z kranu, że czysta, że się nadaje. Nie dalej jak pół roku temu zmienialiśmy kran w łazience. Z dnia na dzień nic nie było widać, ale wczoraj zauważyłam, że jakby słabo woda leci. Mąż odkręcił sitko na wylewce - było pełne malutkich kamyczków, wielkości ziarenka maku i większych. Nawet nie chce myśleć, ile tego świństwa było dość małe, żeby przelecieć przez sitko, prosto do kubka. Smacznego

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -12 (24)
zarchiwizowany

#56188

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może opowiadanie nie do końca tutaj pasuje, ale uważam, że to warto wiedzieć. Z drugiej strony trucie ludzi anielskie na pewno nie jest.

Sąsiadki dziecko (ok 2 lata) dostało lekkiej biegunki. Matka w najlepszej wierze ugotowała mu marchwianki. Marchew okazała się sztucznie pędzona i maluch wylądował w szpitalu z o wiele gorszym rozstrojem żołądka.


Wynika z tego, że marchwianka jak najbardziej, ale na warzywach pewnego pochodzenia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -13 (33)

#50908

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dostałam wezwanie do szkoły w sprawie młodszej córki. Powód? Grozi jej nieklasyfikowanie do następnej klasy. Z WF-u.
Dziecko jest po wypadku, plus ma wadę kolan i z niektórych ćwiczeń (biegi dystansowe, skoki, przysiady) ma zwolnienie, ale inne może wykonywać bez przeszkód.

Co się okazało. Na teście sprawności jednym z zadań był skłon w przód z pozycji "na baczność" (stopy zsunięte razem). Jak łatwo się domyślić osoba mająca nogi koślawe (kolana skierowane do wewnątrz) nie da rady stanąć w ten sposób. Kasia bez problemu dotykała palcami ziemi, co było wymagane do zaliczenia ćwiczenia, ale na rozsuniętych stopach. Efekt - niezaliczenie punktu obowiązkowego do wystawienia oceny rocznej.
Tłumaczenie nauczycielki - ze skłonów nie ma zwolnienia.

szkoła

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 901 (959)
zarchiwizowany

#49633

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka tygodni temu koleżanka w pracy po jakimś drobnym niepowodzeniu zaczęła nagle płakać. Podbiegłyśmy do niej, co się stało, przyznała się, że czasami tak ma, choruje na depresję, bierze psychotropy.
Dziewczyny zaczęły ją pocieszac, że wszystko w porządku, nie ma się czym przejmować, one rozumieją. Jedna powiedziała, że kiedyś była w podobnej sytuacji, ale to teraz takie czasy, że wielu ma z tym problemy.
I niby dobrze. Tylko przypomniała mi się zasłyszana gdzieś kiedyś sentencja. "Nie mówicie, ze czasy są złe. My jesteśmy czasy"

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -20 (42)

#48262

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem już co mam zrobić, ale chyba większość z nas ma podobny problem.

Wiecznie nękające telefony, informacje o promocjach, pokazach, prezentacjach najróżniejszych wyrobów.
Najczęściej dotyczące zdrowia, albo kuchni, więc idealna tematyka dla ludzi starszych, którzy maja czas. Bo przecież pójść posłuchać można, zwłaszcza, jeśli oferują badanie diagnostyczne (nota bene naprawdę dokładne i czułe), taka jakby kamerka, którą przejeżdżają po ciele i wykazuje co się dzieje w organizmie. Jeśli tylko nie jest wszystko w idealnym porządku, przedstawiają jednego z nich jako lekarza (są wyszkoleni, więc poziomem wiedzy nie podpadną, ale nie ma ich w wykazie z izby lekarskiej), wmawiają, że to wyszło źle, to wyszło źle, niemal do grobu człowieka kładą, proponują szpital (a więc sygnał, zwłaszcza dla człowieka starszego, ze sprawa jest bardzo poważna), po czym zaraz rezygnują z tego pomysłu i przedstawiają jako alternatywę ich cudowny produkt, harmonizer działający na światło podczerwone, leczący wszystkie choroby. No wszystkie może nie, przesadziłam, ale taki był wydźwięk tej pogadanki, wręcz straszenia szpitalem.

Właśnie w ten sposób naciągnęli ostatnio moja mamę na takie urządzonko, za - bagatela - 5000zł. Wiadomo, służba zdrowia działa jak działa, więc człowiek, którego kolejny raz odesłali z gabinetu z uwagą "pani, w tym wieku musi boleć" chwyta się innych środków.
Przyniosła do domu święcie wierząc, ze jest ciężko chora, niewiele życia by już jej zostało, ale to jej pomoże.

Harmonizer po konsultacji ze znajomym fizjoterapeutą okazał się sprzęcikiem o wartości 100zł i niskiej sile przenikania, jedynie do stosowania miejscowego i to bez wielkich rewelacji, a nie jak w instrukcji przykładało się na kość krzyżowa i leczył cały organizm.
Na szczęście udało się zwrócić, jako, że nie minęło jeszcze określone w umowie 10 dni.

Ja wiem, że za głupotę się płaci, ale to nie zmienia faktu, ze żerowanie na naiwności i desperowaniu ludzi jest moim zdanie ohydne. A jesteśmy zarzucani tego typu ofertami, nieraz po kilka telefonów dziennie, nachalnie kilka razy ta sama firma.

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 486 (576)

#47325

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W mojej miejscowości w ośrodku pomocy społecznej stoi kosz, do którego można wkładać zbędne ubrania, zabawki itd, a z kolei kto potrzebuje może sobie coś stamtąd wybrać.

Jako, że po ostatniej ciąży nie mieszczę się już w kilka ciuszków, postanowiłam się tam wybrać, m.in z białą bluzką koszulową, co ważne znaczną, bo swego czasu wyhaftowałam na kołnierzyku wzorek kryjący uparta plamę.

Minął jakiś czas, idę ulicą, aż tu widzę kobietę w mojej bluzce. W sumie wszystko w porządku, fajnie, ze komuś się przydała, tylko szkoda, że to była dyrektorka ośrodka, nota bene znana z tego, że jeśli przyjdzie skądś jedzenie do rozdysponowania między potrzebujących, to jej synowie odnoszą do domu wypchane siaty.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 796 (864)
zarchiwizowany

#47328

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja z dzisiejszych zakupów w markecie.
Między kasami, a regałami jest z reguły dość wąskie przejście, w które na dodatek klienci odkładają puste koszyki, jeśli nie mieszczą się już pod ladą.
Kasjerka przykucnęła przy nich, chcąc złożyć wszystkie na jeden stos i odnieść do drzwi. Na upartego dałoby radę przecisnąć się obok niej, ale te dwie sekundy nikogo nie zbawią, a kulturalniej (i bezpieczniej) jest poczekać.
Przystanęłam więc grzecznie, aż nagle pędem mija mnie rozkołysana w slalomie kobieta, ze wszystkimi oznakami zniecierpliwienia: sykaniem, cmokaniem itd i wbija się w przesmyk, oczywiście wrzucając przy tym stojące na regale płatki śniadaniowe. Zatrzymała się, z wielka obrazą i mamrotaniem pod nosem podniosła, poszła dalej (już spokojnie, czyli wcale jej się nie spieszyło, po prostu trzeba było zasygnalizować zniecierpliwienie).
Na ogół staram się nie życzyć nikomu źle, ale w tym wypadku chciała bym, żeby to było coś szklanego.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (31)
zarchiwizowany

#46238

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakiś czas temu znajoma dziewczyna zaszła w ciążę. Wszystko ładnie pięknie, w końcu przychodzi czas, a tu dziecku się na świat nie spieszy.
Ok, dwa tygodnie w jedną lub drugą stronę może się rozminąć z terminem, ale tu już dziesiąty miesiąc dobiega końca.
Kilka razy zaczynały się skurcze, ale ze szpitala odsyłali z kwitkiem. Były akurat strajki w służbie zdrowia i przyjmowali tylko naglące przypadki, więc kazali przyjść, jak skurcze będą częstsze.
W końcu i ten dziesiąty miesiąc przeszedł, matka zapakowała córkę w samochód (dziewczyna niezamężna, facet poszedł w siną dal), wiezie kolejny raz do szpitala, niech zobaczą, w czym rzecz. Od progu znana śpiewka o strajkach. Dolegliwości żadnych nie ma, więc jaki problem?
Wpół wyprosiła, wpół wykłóciła, żeby lekarz raczył chociaż spojrzeć. Wzięli Basię do gabinetu (imię zmienione) od razu zaczyna się bieganina, zamieszanie.
Wybaczcie, jeśli coś pomieszam, minęło już parę lat, a tematyka mi obca.
Okazało się, że łożysko przenoszonej ciąży zaczęło obumierać i nie transportowało do krwi dziecka tlenu i wszystkich substancji odżywczych, w skutek czego tętno płodu praktycznie zanikło.
Mało tego, toksyny wydzielane przez łożysko dostawały się do krwi matki powodując masywne zatrucie.
Reanimacja, OIOM, informacja do czekającej na korytarzu kobiety, że maluch stracony, a za Baśkę "ma się modlić".

Dziewczynę udało im się wyrównać dość szybko, lekarze zaczęli przebąkiwać o usunięciu źródła zakażenia, niech tylko jeszcze trochę się wzmocni. A tu nagle, nie wiadomo jakim cudem dziecko zaczęło się brać do życia, w piątym dniu od przyjęcia wywołanie normalnego porodu w pełni zdrowego malucha.

Tak, moi drodzy. Ale przecież nawet jeśli jest strajk, to
nie nie ma żadnego zagrożenia dla życia ludzi, prawda? strach pomyśleć co by się stało, gdyby przyszła babcia nie zarządziła jazdy do szpitala akurat w tym dniu.

służba_zdrowia

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 286 (354)