Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

timo

Zamieszcza historie od: 23 kwietnia 2012 - 11:05
Ostatnio: 10 sierpnia 2020 - 1:03
  • Historii na głównej: 51 z 80
  • Punktów za historie: 19326
  • Komentarzy: 2185
  • Punktów za komentarze: 17241
 
zarchiwizowany

#82285

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Parkowanie - temat rzeka.

Jak są wyznaczone miejsca parkingowe, to parkuje się pomiędzy wyznaczającymi je liniami. Niby logiczne. Takich, którzy oznakowanie poziome traktują jedynie jako niezobowiązującą wskazówkę lub "myślą", że linia jest po to, żeby znalazła się na środku pomiędzy kołami ich pojazdu, jest jednak multum.

Mam zasadę, że takim idiotom nie odpuszczam i wielokrotnie - w sytuacji, kiedy źle zaparkowane auto zajmuje ok. 20-30 cm "mojego" miejsca - dojeżdżam na 2-3 cm do takiego sąsiada. Awantury o ten fakt są na porządku dziennym, ale zwykle kończą się, kiedy proponuję wezwanie policji (ja przecież stoję poprawnie).

Ostatnio pod McDonalds w Częstochowie miałem podobną sytuację. Wraz z dziewczyną zamówiliśmy coś w McDrive i po odebraniu spokojnie odjechaliśmy na parking. Zaparkowaliśmy na jedynym wolnym zacienionym miejscu (a było dość gorąco, więc cień był istotny), tuż obok delikwenta, który wystawał o ok. 30 cm na "nasze" miejsce. Żadne z nas nie zamierzało wysiadać, więc spokojnie dojechałem prawą stroną auta na jakieś 3-4 cm od jego boku. Po kilku minutach "mistrz kierownicy" powrócił do swego rydwanu i wywiązał się następujący dialog*:
[MK] Chciałbym odjechać.
[J] Aha.
[MK] Pan tak stanął, że nie mogę wsiąść.
[J] Owszem.
[MK] Proszę odjechać.
[J] Jak skończymy jeść, to odjadę.
[MK] Ale jak ja będę wsiadał, to panu auto obiję.
[J] To zadzwonię po policję. Tu jest monitoring.
[MK] No ale jak ja mam wejść do auta?
[J] Jakby pan normalnie zaparkował, to nie byłoby problemu. Teraz może pan się przeciskać od strony pasażera albo poczekać, aż zjemy. Nam się nie spieszy.
[MK] <pod nosem> Niektórzy to lubią innym uprzykrzać życie.
[J] Cieszy mnie ta samokrytyka.
Ostatecznie gościu wcisnął się przez drzwi pasażera i pojechał. Kto był piekielny? Nie mnie oceniać, ale wydaje mi się, że buractwa w inny sposób nie da się wytępić.

P.S. To jedna z kilkudziesięciu tego typu sytuacji. W jednej z podobnych doparkowałem na 5 cm do gościa parkującego bez identyfikatora na miejscu inwalidzkim. W tamtym przypadku rozmowa i rzucanie przez niego obelgami skończyło się w momencie zrobienia zdjęć telefonem i zaproponowania odwiedzin patrolu w spornym miejscu.

* może nie co do słowa, ale sens i "klimat" zachowany.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (34)
zarchiwizowany

#78329

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczorajsza trasa z miasta wojewódzkiego do mojej pipidówy - ok. 70 km. Jadę sobie spokojnie, bez pośpiechu, bo z przyczepką. I tak nie ma za bardzo jak wyprzedzać, bo i w naszym kierunku sporo aut, i z przeciwka. Ale znalazł się "rajdowiec" w octavii, który musiał wyprzedzać nawet tam, gdzie nie było takiej możliwości. Tak sobie "cykał" po jednym aucie, podnosząc ciśnienie pozostałym użytkownikom drogi. Ja jechałem spokojnie swoim tempem (~90 km/h). W mieście powiatowym po drodze byłem już bezpośrednio za "rajdowcem". Kolejne 5 km dalej wyprzedziłem go, ani przez chwilę nie przekraczając dozwolonej na tej drodze prędkości - facet jechał ok. 70 km/h za ciężarówką mając idealną okazję do wyprzedzania - długą prostą z doskonałą widocznością.
Wniosek: gościu spalił niepotrzebnie dużo więcej paliwa przez dynamiczną i "szarpaną" jazdę, nie zyskał nic na czasie, wku*wił wielu innych kierowców, stworzył kilkukrotnie zagrożenie...
Pytanie brzmi: po co?!

P.S. Tak, wiem, że dozwolona prędkość z przyczepą to 70 km/h na "zwykłej" drodze, ale myślę, że większość kierowców zgodzi się ze mną, że ten przepis jest archaiczny (z lat 70-tych ubiegłego wieku) i ustanowiony w czasach ówczesnych realiów technicznych (słabsze hamulce w samochodach itd.). Jazda 90 km/h z przyczepką o wadze ~300 kg nie powoduje pogorszenia np. drogi hamowania, natomiast wolniejsza jest utrudnienie w ruchu i np. prowokuje do niebezpiecznego wyprzedzania "zawalidrogi".

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (29)
zarchiwizowany

#75490

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym, jak nie zostałem klientem Play. Dosłownie sprzed chwili.

Mam już w tej sieci telefon, a ze świadczonych usług jestem zadowolony. Może nie jest idealnie, ale naprawdę dobrze. Numer - wraz z kilkoma innymi - jest zarejestrowany na mojego ojca (w ofercie dla firm), mniejsza o przyczyny tego stanu.
Dziś w reklamie telewizyjnej usłyszałem o ofercie, które potencjalnie mogłaby być atrakcyjna dla mojej działalności. Dzwonię więc na infolinię - z różnych powodów nie miałem czasu na grzebanie po stronie, a akurat miałem taką robotę, że telefon na słuchawkach kompletnie mi nie przeszkadzał. Cóż, niestety nie udało mi się tak porozmawiać z nikim kompetentnym.
Odsłona pierwsza: odbiera (bardzo szybko) pani o miłym głosie, wyłuszczam jej sprawę. Ona mówi, że połączy mnie z działem sprzedaży. Ok, spoko. Słyszę przełączanie, a po 3-4 sekundach połączenie zostaje zerwane.
Odsłona druga: odbiera (równie szybko) inna pani o miłym głosie, nawet przez chwilę myślałem, że ta sama. Mówię, że przed chwilą byłem przełączany do działu sprzedaży, ale coś się nie udało. Pani jest baaardzo zdziwiona, bo "Ale jak to? My nie mamy takiej technicznej możliwości, żeby połączyć do działu sprzedaży". Aha, czyli pierwsza pani mnie najzwyczajniej okłamała. No to cóż, składam skargę na zachowanie pierwszej pani. Sama procedura przyjęcia skargi to komedia - pani nie rozumiała, co się do niej mówi, zadawała niezrozumiałe pytania (np. "i co jeszcze mam TU wpisać?" - zupełnie, jakbym wiedział, jakie ona ma pola do wypełnienia w formularzu), ogólnie masakra - miałem wrażenia, że rozmawiam z osobą, która jakby miała jeszcze jeden zwój mózgowy mniej, to srałaby gdzie popadnie. Na koniec pytam, jaki w takim razie jest numer do tego działu sprzedaży. Pani podaje (zaznaczam: jest godzina ~17:00 w niedzielę).
Odsłona trzecia: dzwonię na podany numer. Automat informuje mnie, że infolinia jest czynna od poniedziałku do piątku w godzinach jakichś tam, a w soboty w jakichś tam innych. W niedziele nieczynna. Pani podająca mi numer nie wiedziała, w jakim godzinach pracuje ICH dział sprzedaży?

Zawsze wydawało mi się, że INFOlinia służy INFOrmacji klienta, a nie dezINFOrmacji. Widocznie nie w Play. Cóż, poszukam innego operatora.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (20)
zarchiwizowany

#74353

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dni miasta, nieważne jakiego. Impreza na około 6-8 tys. osób. Co istotne, dość dobrze zorganizowana (co wcale nie jest regułą). Kompetentna i - o dziwo - miła ochrona, wystarczająca liczba toi-toiów ustawionych z głową (w cieniu, dzięki czemu nie cuchnęły), porządna scena i bardzo dobre nagłośnienie, ogólnie spoko. Można się czepić na przykład tego, że stoiska z jedzeniem i napojami były ustawione przy głównej alejce, którą wchodziło się i wychodziło z imprezy, a miała ona ok. 2,5 m szerokości, przez co był tam potworny tłum, ludzie czekający w kolejkach blokowali przejście, a ci idący wytrącali im (niechcący) z rąk jedzenie i napoje. Ale nie o tym będzie, bo na tle piekielności uczestników imprezy to naprawdę nic. Przejdźmy więc do zachowań imprezowiczów.

1. Po zakończeniu koncertu kilkutysięczny tłum przewala się wspomnianą alejką. Niektórzy w nim idący mają "fantastyczne" pomysły. Na przykład nagłe zatrzymanie się, zawrócenie, czy (hit) zatrzymanie się z przyklęknięciem w celu zawiązania obuwia. Wiadomo, że na takich imprezach rozmaite napoje osłabiają refleks, więc skutkiem było około 5-6 osób wyłożone na "geniusza" od buta. Pomijam już fakt, że jakieś 3/4 społeczeństwa potrafi stosować się do zasady chodzenia prawą stroną, ale zawsze paru cymbałów musi się ryć po prąd.
2. Sam pomysł zabierania dwu- czy czterolatków na taką imprezę nie jest moim zdaniem najlepszy (pół biedy, jeśli dziecko ma ochronniki słuchu, a rodzice staną z nimi na uboczu - rozumiem, że mogą chcieć posłuchać koncertu, a nie mają z kim zostawić pociech). Ale pchanie się z nimi pod scenę, gdzie berbecie sięgające dorosłym do połowy uda biegają samopas wpadając pod nogą ludziom w pogo? Albo we wspomnianym wcześniej tłumie - takiego malucha naprawdę nie widać i łatwo go stratować. Więc dzieci albo na ręce, albo przeczekać tłum.
3. Buractwa "ludzi", którzy stojąc 4-5 metrów od kosza wyrzucają puste puszki lub plastikowe kubki po piwie pod nogi nie skomentuję.
4. Palenie w tłumie - rozumiem, że jak pali większość, to cóż, jej prawo (choć nadal uważam, że to chamskie, bo niepalący też ma prawo posłuchać koncertu bez wdychania tego gówna). Ale kiedy w zasięgu wzroku (nieco na uboczu tłumu) nie ma ani jednej osoby palącej, stoją za to całe rodziny itd., to wypadałoby się dostosować. Ale nie, dwie stare lokomotywy (czytaj: baby po 60-tce palące jednego za drugim) muszą podmuchać ludziom w twarz tym smrodem. Niby nie ma zakazu, ale nie ma też zakazu pierdzenia publicznie, a tego raczej nie robimy, prawda? A przecież śmierdzi podobnie, przy czym pierdy raczej nie powodują raka.
5. Parkowanie - wiadomo, że każdy chce mieć najbliżej na imprezę. Ale w promieniu ok. 200-300 metrów od wejścia miejsc parkingowych było jeszcze trochę. Mimo to znaleźli się Janusze, którzy musieli zaparkować 10-30 metrów od bramy, na dwumetrowym chodniku, z którego zostawało tyle miejsce, że ludzie przeciskali się idąc bokiem. O przejściu z wózkiem nie było mowy. Dodam, że to droga krajowa.
6. Wejście na teren imprezy, oczywiście zakaz wnoszenia alkoholu (czyli bardzo łagodny zapis, bo na większość zamkniętych imprez masowych nie można wnieść żadnych napojów). Mimo to jakiś Sebix z Karyną kłócą się z ochroną, bo pani ochroniarz chciała poprosić panienkę o otworzenie torebki. Oczywiście nie weszli, na odchodnym drąc się na pół ulicy "jakim prawem ta ku*wa ma mi torebkę sprawdzać?" - ano takim, że po to tam jest, regulamin wisi na płocie obok wejście, a nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania.

Pewnie by się jeszcze coś znalazło, ale na szybko tyle. Ludzie, myślenie i kultura nie bolą, a pozwolą na spokojną zabawę wam i innym.

dni_miasta koncert impreza

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 24 (124)
zarchiwizowany

#72848

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zastanawia mnie logika kierowców w mojej nowej miejscowości (pochodzę z miasta podobnej wielkości, 25 km od tego, w którym obecnie mieszkam). Są sobie skrzyżowania (tak na szybko, to do głowy przychodzą mi dwa, na których istnieje ten problem), typowe "iksy", czyli cztery ulice pod kątem prostym. Na każdym z nich dwa wloty są jednokierunkowe, przy czym jeden jest "od" a drugi "do" skrzyżowania. Albo inaczej, może ktoś tak woli: ulica jednokierunkowa przecina dwukierunkową. W obydwu przypadkach ulica jednokierunkowa ma dwa pasy na dojeździe do skrzyżowania i jeden za nim. Na obydwu nie ma też oznakowania poziomego ani pionowego wskazującego, dokąd prowadzi który pas. Logika wskazywałaby więc, że prawy pas jest tylko do skrętu w prawo, bo przecież tylko wtedy nie trzeba czekać na wolną prawą. Jazda na wprost i skręt w lewo wymagają tego samego: wolnych obydwu stron. Tu jednak panuje jakiś dziwny zwyczaj, że prawy pas jest do jazdy w prawo i na wprost, a lewy tylko do skrętu w lewo. W efekcie jadący na wprost blokują skręcających w prawo (w tym wypadku to istotne, bo ruch z lewej jest niewielki, więc czasem niepotrzebnie stoi się naprawdę długo). W dodatku jazda z lewego pasa na wprost spotyka się z trąbieniem, "fuckersami" i ogólnym fochem. Czy może ja czegoś nie ogarniam i takie "zasady" ruchu drogowego mają jakieś logiczne uzasadnienie?

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (25)
zarchiwizowany

#71514

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czy tylko mnie się wydaje, że piekielnością jest fakt, że premier w rządzie wyprawiającym takie cuda i jawnie mordującym demokrację przedstawia protesty jako dowód demokracji?

Cytat (może nie słowo w słowo, ale sens oddaje): "protesty KOD-u są najlepszym dowodem, że demokracja w Polsce ma się świetnie, bo nikt im nie zabrania tych demonstracji".

Czasem mam wrażenie, że żyję w jakimś alternatywnym świecie.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (36)
zarchiwizowany

#71196

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Biedronka, dzisiaj (zegarowo wczoraj), środa (wg niektórych popielcowa i post jakiś). Spokojnie sobie wybieram coś na przekąskę w pracy, z której ba chwilę wyskoczyłem, aż tu nagle "zadyma".

Wzdłuż lodówek szły sobie 3 przedstawicielki moher comando, z czego beret z antenką posiadała jedna. Jednak z nich zajrzała - i tylko zajrzała - do lodówki z kurczakami (różne fragmenty, niektóre w promocji). Na to ta z beretem wyskoczyła z bojowym okrzykiem, słyszalnym w połowie sklepu: "Czyś ty zośka oszalała?!?!?! Post jest, a ty na mięso patrzysz? Ty chyba nie chcesz kupić tego!? Jak ci nie wstyd!? W post?!?! Mięso?!? Jak ty to kupisz, to ja cię nie znam. Bój się boga!" - to tak w skrócie.

Szczerze mówiąc: zwątpiłem.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (29)
zarchiwizowany

#70123

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Małe miasteczko, przez które przebiega wiele dróg. Na dzisiejszą noc od kilku dni zapowiadano przymrozki, a że od kilku dni utrzymują się mgły, można było wysnuć prosty wniosek: będzie ślisko. Idąc przez miasto dosłownie kilka minut temu przekraczałem drogę (wymieniam po kolei) gminną, krajową, powiatową i wojewódzką. Na wszystkich występuje tzw. szklanka, oficjalnie gołoledź, po prostu lodowisko. Niby nic niezwykłego: "zima zaskoczyła drogowców", czyli to samo od kilkudziesięciu lat. Wobec tego pytam dlaczego my - ja, Ty Twoja i moja babcia - podatnicy inwestujemy w nowoczesne radary pogodowe, centra zarządzania ruchem i inne, za przeproszeniem, ch*je muje dzikie węże, skoro stan utrzymania dróg jest taki sam, jak 30-40 lat temu? To są miliony. NASZE miliony.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (55)
zarchiwizowany

#66959

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Odnośnie mojej poprzedniej historii (piekielni.pl/66777) - nastąpił ciąg dalszy. Po kontakcie z Lenovo Polska okazało się, że sklep X-KOM.pl (teraz już celowo podaję nazwę) bezczelnie kłamał przedstawiając swoje stanowisko w sprawie. Okazuje się, że producent bez żadnego problemu zgadza się na wysyłanie do reklamacji komputerów bez dysków, oczywiście o ile reklamacja nie jest związana z dyskiem (np. matryca, klawiatura itp.) - dotyczy to nie tylko przypadku z danymi niejawnymi, ale każdego klienta, który nie chce wysyłać dysku. Mało tego - producent zezwala na samodzielny demontaż dysku i udostępnia instrukcję, jak to zrobić w konkretnym modelu.

Zastanawia mnie tylko cel takiego działania sklepu (cóż, stracili klienta - może nie hurtowego, ale też nie takiego, który kupuje jednego laptopa z dolnej półki na 5-8 lat; z mojej rodziny i znajomych mają klientów na co najmniej 2-3 laptopy rocznie i zwykle jest to górna lub średnia półka). Wydaje mi się, że po prostu skala działania przerosła firmę, kiedyś znacznie mniejszą, i teraz klient detaliczny stał się dla nich śmieciem, wobec którego nie warto zachowywać się uczciwie.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (170)
zarchiwizowany

#56043

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Byłem dziś na koncercie projektu Maleo Reggae Rockers - Panny wyklęte. Koncert oczywiście z okazji i w ramach obchodów Święta Niepodległości. Jednak nie sam koncert spowodował, że wrzucam tę historię - można oczywiście dyskutować o walorach muzycznych czy edukacyjnych takiego przedsięwzięcia i opinie będą zapewne skrajne, od "profanacji" zaczynając, przez "intrygujące", aż po "fantastyczne". Dlatego zwracam się z prośbą o niekomentowanie samego projektu muzycznego, bo jest on tylko tłem dla historii. A więc do rzeczy - do piekielności:

1) Konferansjerka zapowiada koncert, ale oczywiście musiała parę minut poględzić o genezie święta. Tak, właśnie poględzić, ponieważ treść jej wypowiedzi (formę pomijam, ale nie było wiele lepiej) wołała o pomstę do nieba. Otóż wobec licznie zgromadzonej publiczności, tak na oko z 1500 osób, w tym wielu rodzin z dziećmi od jeszcze nie rozumiejących, po chłonących już wiedzę i mających te tematy akurat w szkole, pani wypowiedziała ciekawą teorię, że Święto Niepodległości zaczęto w Polsce obchodzić dopiero po II Wojnie Światowej, a w okresie międzywojennym było zakazane. Przypomnę, dla laików historycznych (aczkolwiek takie rzeczy chyba każdy wiedzieć powinien), że święto to zostało ustanowione świętem państwowym dopiero w 1937 roku, wcześniej było obchodzone wyłącznie w siłach zbrojnych. Natomiast od 1939 do 1989 było właśnie zakazane (najpierw przez Niemców, później przez miniony ustrój), a przywrócono je - pod obecną nazwą Narodowego Święta Niepodległości - właśnie w 1989. Wcześniej, za tzw. "komuny", próby celebrowania tej dany były tłumione siłowo przez aparat przymusu PRL. Niby nic, ale jednak przemawiając do ludzi przy okazji tak ważnego święta i wobec powszechnej ostatnio kampanii przypominania społeczeństwu o patriotyzmie itd., mając na uwadze walor edukacyjny, jaki powinny mieć takie wypowiedzi, wypadałoby się do nich nieco przygotować. Albo się nie odzywać, bo wstyd.

2) Impreza odbywała się w otwartym obiekcie, więc było zimno. Z tego też powodu olbrzymim zainteresowaniem cieszyła się jedyna budka gastronomiczna, okupowana przez sporą kolejkę. I znów: niby nic, w końcu normalne, że przy ~4 stopniach każdy chętnie zje/wypije coś ciepłego. Ale okazuje się, że dla niektórych osób największym problemem na obchodach Święta Niepodległości było "jak to ku*wa piwa nie ma?". I, żeby było ciekawiej, wśród głośno i wulgarnie wyrażających swoje niezadowolenie z braku upragnionego napoju, nie było praktycznie osób młodych, licznie przybyłych na koncert punków ani przedstawicieli innych subkultur, które łysa młodzież zwykła określać mianem "brudasów". W zdecydowanej większości krzykacze należeli natomiast do dwóch kategorii: panowie w wieku okołoemeryckim oraz panowie w wieku ~35-45 - najczęściej z dziećmi lub całymi rodzinami. I żeby nie było: nie jestem moralizującym abstynentem. Lubię piwo. Kocham piwo. Lubię się czasem napić, zdarza mi się napić dość mocno. Ale nie robię nikomu awantury tylko dlatego, że na tego typu imprezie nie ma piwa. Porażka.

Może nudno, może długo, może mało piekielnie - ale poirytowały mnie niezmiernie powyższe sytuacje.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 276 (370)