Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

timo

Zamieszcza historie od: 23 kwietnia 2012 - 11:05
Ostatnio: 10 sierpnia 2020 - 1:03
  • Historii na głównej: 51 z 80
  • Punktów za historie: 19326
  • Komentarzy: 2185
  • Punktów za komentarze: 17241
 

#72412

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę działalność gospodarczą, a wśród moich zleceniodawców jest gazeta lokalna, do której cotygodniowo piszę teksty. Ogólnie praca fajna, z ludźmi, sam sobie ustalam godziny pracy, wszystko OK.

Dziwni są natomiast czasem ludzie, o których piszę. Wiadomo, że jako gazeta lokalna (obejmująca dwa powiaty) piszemy także o tym, co dla "większych" mediów jest nieistotnymi pierdołami. Zależnie od sezonu są to jasełka w szkołach, imprezy w świetlicach wiejskich, drażliwe sprawy w samorządach, dziurawe drogi itp. Dziennikarzy jest u nas tylu, że każdy ma "pod sobą" spory kawałek terenu - w moim przypadku są to 4 gminy, w których są szkoły, przedszkola, sołtysi, grupy odnowy wsi, koła gospodyń wiejskich, świetlice wiejskie, ośrodki kultury, stowarzyszenia... i pewnie długo by tak wyliczać. Oczywiście każdy chce być opisany w gazecie. Choć dla tej gazety pracuję zaledwie od nieco ponad pół roku, to mój numer telefonu jest powszechnie znany, a e-mail jest podawany co tydzień w stopce redakcyjnej. Mimo tego kilka razy w miesiącu do redakcji docierają maile lub telefony z pretensjami, że o czymś nie napisaliśmy. Najczęściej autorzy zarzutów na pytanie "a informowaliście nas o tym wydarzeniu?" odpowiadają "noooo... nie".

Ok, zgadzam się, że dziennikarz sam powinien wyszukiwać sobie tematy. ALE po pierwsze strony internetowe wielu instytucji są aktualizowane z opóźnieniem 1-2 miesięcy, a wiele informacji nie jest umieszczanych w ogóle. Po drugie nie da się śledzić profili facebookowych wszystkich podmiotów działających na danym terenie, (kiedyś z ciekawości policzyłem te na moim terenie: wyszło gruba ponad 100), bo nie starczyłoby czasu na pisanie. Po trzecie aktualizacje stron stowarzyszeń czy szkół następują często 2-3 tygodnie po danym wydarzeniu.
Ale taaak, zły redaktor nie napisał.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (194)

#72229

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakoś ostatnio mam pecha do debili na rowerach. Jest sobie skrzyżowanie, które opiszę z perspektywy kierunku mojej jazdy. Byłem na drodze podporządkowanej, dwukierunkowej, która przecina drogę jednokierunkową z pierwszeństwem. Ruch na drodze jednokierunkowej odbywa się - z mojej perspektywy - z lewej strony w prawą.
Co istotne dla historii: na poprzecznej, głównej, drodze nie ma kontrapasu dla rowerzystów, a przy niej jest jedynie chodnik, brak drogi dla rowerów. W związku z tym rowerzyści mają obowiązek poruszać się tak, jak samochody: tą ulicą w kierunku północnym, natomiast równoległą w kierunku południowym.

A teraz sytuacja właściwa: dojeżdżam do rzeczonego skrzyżowania, przed niem jest przejście dla pieszych, a narożnik po mojej prawej jest wygrodzony barierkami (takimi biało-czerwonymi, które zapobiegają przełażeniu niereformowalnych pieszych poza miejscami wyznaczonymi). W zasięgu wzroku pieszych brak, więc przejeżdżam przez przejście i zatrzymuję się przed poprzeczną ulicą z pierwszeństwem, czekając na wolny przejazd. Auta mogą jechać tylko z lewej, więc w tę stronę patrzę. Piesi również spokojnie mogą przejść po przejściu za moim autem, więc prawej stronie nie poświęcam zbytniej uwagi. Nawiasem mówiąc przypominam, że art. 4 Prawa o ruchu drogowym mówi, że "Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć, że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego" - stosując się do tej zasady miałem prawo przyjąć, że z mojej prawej nikt nie nadjedzie.
Ale oczywiście musiał się znaleźć debil na dwóch kółkach (w dodatku ze słuchawkami w uszach), który uznał, że nie ma niczego złego w jeździe po chodniku oraz w zjechaniu tuż przed skrzyżowaniem (przed początkiem barierek, bo omijając je musiałby zwolnić) na jezdnię i jechaniu nią pod prąd i to dość szybko. Cóż, tylko (nie chwaląc się) swojemu sporemu doświadczeniu za kółkiem (które podpowiada mi, żeby ZAWSZE patrzeć nawet tam, gdzie nie ma prawa nikogo być) i refleksowi zawdzięczam, że idioty nie rozjechałem (chociaż może wtedy wyrządziłbym przysługę społeczeństwu). Szczerze mówiąc nie byłoby mi szkoda bezmózga, ale niestety w tym kraju rowerzyści nie mają obowiązku posiadania ubezpieczenia OC, więc trudno po rozjechaniu takiego ciołka odzyskać koszty naprawy auta.

Na zakończenie: sam jestem zarówno kierowcą, jak i pieszym oraz rowerzystą, więc staram się zawsze szanować tych pozostałych i rozumieć ich racje. Ale dla tak kretyńskiego zachowania nie znajduję zrozumienia ani wytłumaczenia.

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 83 (139)

#72342

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Załatwiam obecnie pewną sprawę urzędową. Jakiś czas temu złożyłem we właściwym urzędzie wniosek o wydanie decyzji w tej sprawie. Dziś przeczytałem pismo z tegoż urzędu, wzywające do uzupełnienia wniosku, ponieważ w toku postępowania administracyjnego okazało się, że przepisy szczegółowe wymagają uzyskania jeszcze jednego dokumentu od pewnej instytucji i dołączenia go do wniosku. Ok, nic dziwnego, normalna procedura.

Gdzie więc piekielność? Otóż urząd wyznaczył na uzupełnienie termin 14 dni od doręczenie pisma, wynikający wprost z KPA. Instytucja, która ma wydać ów dodatkowy dokument ma na to 30 dni - ok, jasne, maksymalnie 30 dni, ale może wydać nawet następnego dnia. Tyle, że zgodnie z przepisami tego samego KPA uprawomocnienie tej dodatkowej decyzji trwa... 14 dni, liczone od jej doręczenia ostatniej ze stron postępowania. Nieuprawomocniona nie ma mocy prawnej, więc nie może zostać dostarczona urzędowi wymagającemu jej.

I tak oto KPA wymaga od petenta dostarczenia dokumentu w czasie, w którym nie pozwala temu dokumentowi istnieć.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 215 (227)

#71792

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pod oknem mam drogę krajową, bardzo ruchliwą. Przed chwilą spojrzałem w okno i dłuższy moment zająłem się liczeniem. Naliczyłem 17. Czego? Ano ciężarówek wlokących się za jadącym środkiem pasa rowerzystą.

Gdzie piekielność? Otóż przy samej drodze (oddzielona metrowym trawnikiem) jest szeroka, gładka i asfaltowa droga dla rowerów. Wszystko odpowiednio oznakowane znakami poziomymi i pionowymi. Nie da się jej pomylić z chodnikiem, który jest kolejny metr dalej, za małym żywopłotem.
Ale nie, co tam się panisko będzie poruszać po ścieżce? Cała droga jego, a kierowcy niech się snują 5 km/h za nim.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 301 (329)
zarchiwizowany

#71514

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czy tylko mnie się wydaje, że piekielnością jest fakt, że premier w rządzie wyprawiającym takie cuda i jawnie mordującym demokrację przedstawia protesty jako dowód demokracji?

Cytat (może nie słowo w słowo, ale sens oddaje): "protesty KOD-u są najlepszym dowodem, że demokracja w Polsce ma się świetnie, bo nikt im nie zabrania tych demonstracji".

Czasem mam wrażenie, że żyję w jakimś alternatywnym świecie.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (36)

#70819

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znów historia z trasy. Zrobiłem dziś ponad 600 km po Polsce, w większości drogami krajowymi. Startowałem o 5 rano i mimo mroźnej nocy z opadami śniegu drogi były utrzymane idealnie, jedynie na krótkim kawałku bocznej drogi (chyba wojewódzkiej, a może nawet powiatowej) były tylko wyjeżdżone koleiny, a pomiędzy nimi "grzbiety" zlodowaciałego śniegu. Ale dla tej kategorii drogi to normalne. Piekielność pojawiła się w drodze powrotnej.

Droga krajowa numer 11, odcinek Poznań-Byczyna. Od samego początku warunki bardzo kiepskie, intensywne opady śniegu, temperatura około -4 stopni. O ile odcinek będący drogą ekspresową (Poznań-Kórnik) "jakoś" wyglądał - chyba głównie dlatego, że padało jeszcze dość krótko i nie zdążyła się zrobić masakra - to im dalej, tym gorzej. Od przed Środy Wielkopolskiej do samej Byczyny (ok. 160-170 km) nie było widać ani kawałka nawierzchni - wszędzie biało. Ślisko cholernie - miejscami bezpieczna prędkość wynosiła najwyżej 30 km/h. Na całym powyższym odcinku spotkałem "aż" 1 (tak, JEDNĄ) pługopiaskarkę. Za to aut w rowach około 8. Kilka telefonów na infolinię GDDKiA pozostało bez echa.

Ktoś powie: jak zwykle, zima zaskoczyła drogowców, norma, trzeba się przyzwyczaić. Dlaczego więc o tym piszę? Ano dlatego, że w rzeczonej Byczynie zjechałem na drogę wojewódzka, która, choć niższej kategorii, jakoś - w takich samych warunkach pogodowych - potrafiła być odgarnięta i posypana. Co prawda jeszcze całkiem nie odmarzła, ale już było nieźle, w ciągu kilkudziesięciu minut powinna się zrobić czarna. Po kawałku jazdy dojechałem do kolejnej drogi krajowej: 42/45 (wspólny przebieg obu numerów na tym odcinku) i tam była w ogóle rewelacja - droga tzw. czarna mokra, na odcinku 7 km spotkałem 3 (słownie: TRZY) pługopiaskarki

W całym kraju obowiązują te same przepisy/normy odnośnie odśnieżania. Dlaczego jedną drogę da się utrzymać idealnie, a druga woła o pomstę do nieba? Czyżby dlatego, że do tej dobrze utrzymanej dojechałem jakieś pół godziny po zakończeniu meczu w piłkę ręczną Polska-Norwegia? Może kierowcy piaskarek są tak zapalonymi kibicami, że bezpieczeństwo kierowców zeszło na dalszy plan?

polskie drogi

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (137)
zarchiwizowany

#71196

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Biedronka, dzisiaj (zegarowo wczoraj), środa (wg niektórych popielcowa i post jakiś). Spokojnie sobie wybieram coś na przekąskę w pracy, z której ba chwilę wyskoczyłem, aż tu nagle "zadyma".

Wzdłuż lodówek szły sobie 3 przedstawicielki moher comando, z czego beret z antenką posiadała jedna. Jednak z nich zajrzała - i tylko zajrzała - do lodówki z kurczakami (różne fragmenty, niektóre w promocji). Na to ta z beretem wyskoczyła z bojowym okrzykiem, słyszalnym w połowie sklepu: "Czyś ty zośka oszalała?!?!?! Post jest, a ty na mięso patrzysz? Ty chyba nie chcesz kupić tego!? Jak ci nie wstyd!? W post?!?! Mięso?!? Jak ty to kupisz, to ja cię nie znam. Bój się boga!" - to tak w skrócie.

Szczerze mówiąc: zwątpiłem.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (29)

#70461

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jechałem dziś drogą (nie, tym razem nie będzie historii drogowej) przez pewną wieś. Droga, choć krajowa, to z okazji dzisiejszego święta ruch niemal zerowy - było po godzinie 19, więc naprawdę spotykało się bardzo mało samochodów.

Tym bardziej zdziwił mnie patrol drogówki, który mimo dość obficie padającego śniegu, wytrwale polował na nielicznych kierowców, choć droga była w takim stanie (śliska), że jazda choćby 10 km/h powyżej ograniczenia kwalifikowałaby delikwenta raczej do zawinięcia w kaftan bezpieczeństwa, niż do ukarania mandatem. Ale po kolei.

Otóż jadąc wspomnianą drogą usłyszałem - mimo zamkniętych szyb w aucie i włączonego radia, więc musiał być naprawdę głośny - wyjący alarm. Chwilę później zauważyłem migające sygnalizatory alarmu na budynku szkoły we wspomnianej miejscowości, oraz światło w jednym z okien, przy czy wyglądało ono raczej na pochodzące z latarki, niż z normalnego oświetlenia w budynku.

Jako praworządny obywatel o powyższych faktach zamierzałem powiadomić policję, ale zanim zdążyłem sięgnąć po telefon i założyć zestaw słuchawkowy, zobaczyłem wspomniany wyżej patrol drogówki. Uznałem więc, że będzie to szybsza forma powiadomienia policji, niż dzwonienie na 997, a i panowie mają bliżej, niż radiowóz z oddalonego o około 15 km miasta (najbliższy komisariat).

I teraz, po nieco przydługim wstępie, będą 2 piekielności:

1) policjant nawet nie raczył oderwać się od "suszarki", którą nie wiadomo na co polował, bo kolejny samochód był w lusterku ledwie widoczny na horyzoncie ze względu na opady śniegu. Stwierdził tylko "dobrze, dobrze" i kazał mi jechać, bo "blokuję ruch" - taaa, ruch, którego nie ma. Pojechałem więc, i dokąd widziałem w lusterku (długa prosta, więc dobre kilkadziesiąt sekund) nie nastąpiła żadna reakcja;

2) wobec powyższej reakcji, a raczej jej braku, postanowiłem jednak wykręcić 997. I co się dowiedziałem? Że ten patrol się tym nie zajmie, bo jest z ruchu drogowego, natomiast dyżurny wyśle radiowóz ze wspomnianego wcześniej miasta - przy tych warunkach drogowych minimum 12-15 minut jazdy dla dobrego i odważnego kierowcy.

Naprawdę, ciężko mi pojąć tę logikę. Mieć patrol 300, może 500, metrów od miejsca potencjalnego włamania i nie wysłać go, żeby sprawdził, co się dzieje, tylko wysyłać tam patrol, który zanim dojedzie, to już ewentualnych sprawców nie zastanie. Pomijam już ciągłe narzekanie policji, że nie mają kasy na paliwo - a na to, żeby patrol jechał 2x15 km, choć na miejscu jest inny, to mają?

Cóż, wynika z tego, że jeśli chce się kogoś okraść, pobić albo zgwałcić, to należy to zrobić przy patrolu drogówki - nie zareagują, bo nie są od tego...

Uprzedzając możliwe pytania o to, czy tak głośny alarm nie zwrócił uwagi mieszkańców: otóż szkoła jest pierwszym budynkiem we wsi, dalej jest około 100 metrów pola, sklep (zamknięty), kościół (również pusty o tej porze), znów kawałek niezabudowanego terenu i dopiero domy mieszkalne, więc dobre 300 metrów dzieli szkołę od najbliższej siedziby ludzkiej.

policja

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (224)
zarchiwizowany

#70123

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Małe miasteczko, przez które przebiega wiele dróg. Na dzisiejszą noc od kilku dni zapowiadano przymrozki, a że od kilku dni utrzymują się mgły, można było wysnuć prosty wniosek: będzie ślisko. Idąc przez miasto dosłownie kilka minut temu przekraczałem drogę (wymieniam po kolei) gminną, krajową, powiatową i wojewódzką. Na wszystkich występuje tzw. szklanka, oficjalnie gołoledź, po prostu lodowisko. Niby nic niezwykłego: "zima zaskoczyła drogowców", czyli to samo od kilkudziesięciu lat. Wobec tego pytam dlaczego my - ja, Ty Twoja i moja babcia - podatnicy inwestujemy w nowoczesne radary pogodowe, centra zarządzania ruchem i inne, za przeproszeniem, ch*je muje dzikie węże, skoro stan utrzymania dróg jest taki sam, jak 30-40 lat temu? To są miliony. NASZE miliony.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (55)

#69762

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Szanowni" "rowerzyści" (bo rowerzyści są szanowni, a "rowerzyści" "szanowni" - tak dla wyjaśnienia)!

PRZEJŚCIE dla PIESZYCH, jak wskazuje jego nazwa, służy do PRZECHODZENIA. PIESZO.

A nie, kij w szprychy niektórych debilom, do wjeżdżania z nieoświetlonego CHODNIKA (który - cóż za zdziwienie! - służy do CHODZENIA) na nieoświetlone PRZEJŚCIE nieoświetlonym rowerem z prędkością ~25-30 km/h w dzisiejszych zimowych warunkach, w dodatku będąc ubranym na ciemno.

I wcale mi nie szkoda kretyna, który na dźwięk mojego klaksonu, kiedy wpadł mi pół metra przed maskę (dobrze, że skręcałem na parking sklepu z prędkością ~15 km/h, a nie np. 30) zaliczył glebę i pierdyknął deklem w drzewo. Może się w pustej pale poukłada.

EDIT: Żeby nie było niedomówień i insynuacji: glebę zaliczył WYŁĄCZNIE na dźwięk klaksonu, w wyniku własnego nieudolnego uniku - nagłe szarpnięcie kierownicy roweru na przymrożonym błocie pośniegowym przy tej prędkości zwykle nie kończy się dobrze. Do kontaktu z autem nie doszło.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 358 (432)