Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

timo

Zamieszcza historie od: 23 kwietnia 2012 - 11:05
Ostatnio: 10 sierpnia 2020 - 1:03
  • Historii na głównej: 51 z 80
  • Punktów za historie: 19326
  • Komentarzy: 2185
  • Punktów za komentarze: 17241
 

#85984

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaraz mnie coś trzaśnie.

Wychowawczyni mojej N. dziś udziela rodzicom konsultacji - czyli siedzi w pokoju nauczycielskim i jest do dyspozycji. Wiedząc o tym poszłam tam dzisiaj w wyznaczonym czasie, by poinformować ją o wyniku badania. Zapukałam, Nauczycielka kserowała i układała jakieś ćwiczenia dla naszych dzieci. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

JA: U N. zdiagnozowano zaburzenia takie a takie, które sprawiają, że gdy siedzi i patrzy na tekst, to jej się linijki rozjeżdżają i...
NAUCZYCIELKA: I na to są okulary.
JA: Nie, okulary są na nadwzroczność, a na to będą ćwiczenia, ale żeby je dobrać potrzebne są dalsze badania. Natomiast zaburzenia utrudniają jej czytanie i pisanie w linijkach, bo...
NAUCZYCIELKA: No właśnie, N. znowu nie nauczyła się czytać! Dukała! Od półtora roku pani powtarzam, że musi pani nad nią siedzieć i ją dopilnować! Ja nad swoją córką do matury siedziałam!
JA: Dobrze, na czytanki zwrócę uwagę, wczoraj faktycznie zapomniałam (tak, jestem tylko człowiekiem i bywa że o czymś zapomnę!). Ale względem czytania i pisania...
NAUCZYCIELKA: Względem czytania i pisania to ona potrzebuje codziennych ćwiczeń! Ona ma dysleksję! I nie chce czytać, nie chce pracować na lekcji, nie chce się uczyć!
JA: Nie chce się uczyć, bo przez te zaburzenia praca z bliska bardzo ją męczy. Ćwiczenia jej pomogą, a gdy przestanie się aż tak męczyć...
NAUCZYCIELKA: To nic się nie zmieni. Ona nie chce się uczyć! Ona nie chce ćwiczyć! A nie ma już czasu, zaraz zacznie się to wszystko nawarstwiać! Ja pani od półtora roku powtarzam! Pani musi ją dopilnować, żeby się uczyła!
JA: Oczywiście, pilnuję jej codziennie przy lekcjach...
NAUCZYCIELKA To za mało! Ona musi ćwiczyć, dużo ćwiczyć! Ona ma dysleksję! I nie uważa na lekcjach!
JA: Okulistka wspominała, że te zaburzenia mogą powodować rozkojarzenie i...
NAUCZYCIELKA: Może coś tam powodują, ale wszystkiego nie można tym tłumaczyć! A ona nie chce! Ona się nie stara!
JA: Stara się, stara, tylko...
NAUCZYCIELKA: Nie stara się, bo nie chce! JA pani mówię, tu leży problem! Ona nie chce się uczyć, nie chce się starać!

W tym momencie odpuściłam sobie dalszą dyskusję. Zresztą, podczas naszej rozmowy ani na moment nie przerwała wykonywanej czynności. Nie zaprosiła mnie, żebym usiadła. Poczułam się jak petent w urzędzie, a nie jak równorzędny partner w rozmowie. No i ewidentnie chciano zakończyć tę rozmowę jak najszybciej.

Szkoda tylko, że nie zadałam Nauczycielce pytań, które cisną mi się na usta od półtora roku:
Czy naprawdę normalne jest siedzenie nad MATURZYSTKĄ i pilnowanie, żeby się uczyła?
Czy powinnam nadal ZMUSZAĆ dziecko ze zdiagnozowanymi zaburzeniami wzroku do pracy ponad niezbędne minimum, przynajmniej dopóki stan jej oczu się nie poprawi?
I najważniejsze - czy dziecko, które po wysłuchaniu rozdziału książki z własnej woli czyta jej dalszy ciąg miga się od czytania?
Czy dziecko, które największym zainteresowaniem obdarza notki biograficzne autorów zamieszczone na tylnych okładkach książek miga się od nauki?
Czy dziecko, które codziennie przegląda wszystkie zeszyty i ćwiczeniówki i sumiennie odrabia lekcje BEZ PRZYPOMINANIA jest niesystematyczne?
Czy naprawdę tak trudno uwierzyć, że rok temu lekcje były odrabiane z płaczem i po wielkich bojach, a teraz są odrabiane z własnej woli i nawet chętnie, choć wciąż pod kontrolą? I że to prosta droga do odrabiania lekcji samodzielnie i prawidłowo?
Skąd przekonanie, że ja dziecka nie pilnuję, skoro ćwiczenia robione na lekcji są pokreślone (bo zrobione źle), a te robione w domu są wykonane prawidłowo? To kto tu nie pilnuje?*
I skąd ta niezachwiana pewność w kwestii dysleksji, połączona ze stałym powtarzaniem mi, że w poradni psych-ped NA PEWNO N. nie przebadają, bo nie chcą diagnozować tak małych dzieci? Skąd przekonanie, że dyslektyk dostaje papierek w celu łagodniejszego oceniania?

Czy może raczej kochana pani nauczycielka nie potrafi, po półtora roku pracy, zmotywować dziecka do nauki?

Długo, bardzo długo wierzyłam w autorytet wychowawczyni mojej córki. Skoro powtarzała mi, że problem leży we mnie (nie zawsze N. dopilnowałam) i w niej (brak koncentracji, bałaganiarstwo, zapominalstwo) to jej wierzyłam. Zmuszałam, pilnowałam, często gęsto krzyczałam (tak, ja też mam nerwy i nie wydaliłam ich rodząc dziecko).
Ale zaczynam dostrzegać też trzecie ognisko problemu. Tzn zaczęłam je dostrzegać dawno, teraz się upewniłam. To nauczycielka o ciasnym umyśle. Która jak raz sobie wbiła do głowy, że dziecko jest takie, takie i takie, to już na amen. Nie szuka innych rozwiązań i w żadną stronę nie jest elastyczna.

I nie, nie domagam się dla N. taryfy ulgowej. Domagam się jedynie zrozumienia, że ona chce, tylko jej nie wychodzi*. Domagam się, by nauczycielka przestała twierdzić, że moje dziecko się nie stara.

Bo wczoraj przy odrabianiu lekcji właśnie to usłyszałam od N. "Pani powiedziała, że się w ogóle nie staram!".

*W klasie, gdzie jest wszystkiego pięcioro dzieci, można znaleźć czas na dopilnowanie każdego. Nas było dwadzieścioro czworo, a nasza wychowawczyni w klasach 1-3 każdego dopilnowała. Nie ograniczała się do "Zróbcie zadanie to i to" i późniejszego wpisania uwag. Było też indywidualne traktowanie uczniów - ja np. miałam łatkę zdolnej, więc dostawałam trudniejsze zadania, które dawały mi zajęcie, a pani cenne minuty dla najsłabszych uczniów. Nie wierzę, że mając pod opieką tylko piątkę dzieci nie da się tego ogarnąć.

szkoła

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (163)

#85944

przez ~DamkaMroz ·
| Do ulubionych
Żyję w starym bloku, pamiętającym czasy Gierka, na zachodzie Polski.

Czas, gdy jest zimno, głównie grudzień-luty, to najgorszy okres w roku.

Pisząc to, siedzę w czterech parach spodni i dwóch bluzach, bo jest tak przeraźliwie zimno. Przez cały czas w mieszkaniu panuje niesamowity ziąb. Jest nie do wytrzymania. Otóż moi sąsiedzi nie widzą potrzeby włączania ogrzewania.

Mieszkanie mam na rogu, z jednej strony jest już dwór, a z drugiej sąsiadka. Zimno ciągnie od zewnętrznej ściany, od sąsiadki i od podłogi. Przez większość dnia jest znośnie, ale od godziny 18 do rana jest po prostu okropnie.

Próbowałam rozmawiać z sąsiadami, ze spółdzielnią. Wszyscy mają to w nosie, spółdzielnia nie zmusi nikogo do włączenia ogrzewania, a sąsiedzi, jako że to starsi ludzie, boją się wysokich rachunków, przez co za nic w świecie nie włączą kaloryferów.

Z początku próbowałam ogrzać mieszkanie, ale nie widzę sensu włączania ogrzewania, bo ciepło niemal natychmiast ucieka.

Tak więc pozostaje mi łażenie w 10 warstwach po własnym mieszkaniu aż do wiosny.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 96 (152)

#86149

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wchodzę do samoobsługowego po pieczywo. Rutyna: zakładam rękawiczkę, biorę dwie, trzy zapasowe i z miłym uśmiechem wręczam osobom grzebiącym GOŁYMI ŁAPAMI w pojemnikach z bułkami "Zapomniał Pan/Pani rękawiczek". Jakaś starsza pani zawstydziła się: "Oj, zapomniałam" . Facet w roboczym stroju wzruszył ramionami: "Na co mi to".
Obeszłam sklep, przechodzę obok pieczywa. Znów starsza pani bez rękawiczek grzebie w bułach. Pani doktor z pulmonologii...

BTW żeby nie było, że się czepiam: - ja też jestem starsza pani.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 142 (152)

#86164

przez (PW) ·
| Do ulubionych
PIT...
Od czasu, gdy wypełnia go za człowieka US, jakby mniej dokuczliwy...

Ale tylko pozornie, bo trzeba to, co przyszło zatwierdzić, no i od razu się człowiekowi scyzoryk w kieszeni otwiera na myśl, że człowiek, który chociaż odrobinę więcej zarabia, jest karany za to 2x.

Wchodzisz w II próg podatkowy? Ból, większość osób omija, jeśli może, przechodząc na B2B. Kobiety oczywiście mają trudniej i pod tym względem, bo nie przysługuje im nawet L4 na dziecko, więc wszystko zależy od dobrej woli pracodawcy.

Ale dlaczego razem ze wzrostem dochodów maleje ci kwota wolna od podatku?

Nie dość, że płacisz 32% podatku, w uproszeniu osoba w I progu płaci 190 zł/za każdy tysiąc, osoba w II progu 190 zł+x, uznajmy 250 zł dla równego rachunku.
Tylko dlaczego jeden podatnik ma prawo zarobić swobodnie 2-3 pensje (8 tys. zł), a ktoś inny 1/4 pensji, bo kwota wolna zmniejsza się wraz z zarobkami?

Ergo - co tu się dziwić, że dłużnicy alimentacyjni uciekają z zarobkami, skoro uczciwy człowiek też ma ochotę.

Tyle jeśli chodzi o realizację obietnic wyborczych...

podatki

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (156)

#86171

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zakupy w serwisie internetowym Lidla. Zauważyłam fajne żarówki w cenie 7,99 za 5 sztuk. Wrzuciłam do koszyka. Dowiedziałam się, że za 2 tygodnie ma być weekend darmowej dostawy. Czekam.
Nadchodzi moment zakupu, cena nadal 5 sztuk za 7,99. Kupuję. Towar wysłany. Dostaję fakturę, na której widnieje żarówki 5 szt. x 3.

Przychodzi paczka. Żarówki. 3 sztuki...

Sprawdzam na stronie. Oferta zmieniona w międzyczasie na 1 sztuka za 7,99. Konsternacja. Wysyłałam przed zakupem ss rodzicom czy też chcą - w dniu zakupu ewidentnie 5 sztuk za tę cenę było. Faktura to potwierdza. Mail do Lidla, o co chodzi.

Odpowiedz w stylu, jeśli się coś nie podoba, zachęcamy do skorzystania z formularza zwrotu, odesłania nam towaru i dokonania zakupów ponownie.

Hm... chwila, nie chce zwracać, chcę zgłosić niezgodność brakującego towaru z umową. Towar, który dostałam jest ok. tylko za mało go. Podążając tokiem myślowym BOK-u będę "do tyłu" jakieś 96 zł + koszty wysyłki. Nie ze mną te numery.

Piszę do nich ponownie, raz, drugi, trzeci.

Odp. jak zacięta płyta - formularz zwrotu + ponowne zakupy.
Straszę UOKiKiem.

Podziałało, żarówek nie mam, ale dostaję kupon na 100 zł przy zakupach za 111 zł. Mówi się trudno, odżałuję te 11 zł, nie chce mi się już z nimi użerać.

Faktura wystawiona, żarówki wysłane.
Paczka w drodze...
Paczka wraca do nadawcy.
Czekam do następnego dnia. 0 informacji o co chodzi.
Kolejny mail. 3 dni ciszy. Po 3 dniach odpowiedź.

Paczka wróciła do nas uszkodzona, nowej nie wyślemy, ale tu ma Pani kupon 100 zł przy zakupach za 111 zł. O zwrocie pieniędzy za uszkodzoną paczkę ani słowa.

Coś czuję, że sprawa żarówek będzie się jeszcze długo ciągnąć...

Lidl online

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (150)

#86185

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj trochę inna historia niż zazwyczaj piszę. Będzie o pieluchowym zapaleniu mózgu, który występuje jeszcze przed staraniem się o dziecko.

Na wstępie zaznaczę, że jestem osobą, która szanuje decyzje życiowe każdego. Rozumiem osoby, które nie chcą zakładać rodziny, nie chcą pchać się w związki, a ich największą aspiracją jest całkowite poświęcenie się pracy. Rozumiem także i osoby, które wolą mieć skromne życie, dla których praca nie jest najważniejsza, za to ważniejsza jest miłość i rodzina. Każdy sam decyduje o najważniejszych celach życiowych, mimo, że nie ze wszystkimi się zgadzam, szanuję je i nie przekonuję nikogo do zmiany poglądów.

Wracając do historii. Mam bardzo dobrą koleżankę. Poznałyśmy się jeszcze w liceum, po maturze nasze drogi trochę się rozeszły. Ja wyjechałam do większego miasta na studia, potem do jeszcze większego, gdzie skończyłam magisterkę, a następnie zaczęłam pracę. Takie życie mi odpowiada, czuję się spełniona i po ukończeniu studiów w końcu zdecydowałam mniej więcej co chcę od życia. Koleżanka natomiast została w małym, rodzinnym miasteczku. Dalej mieszkała z rodzicami, aby być przy nich i się nimi opiekować, znalazła pracę, w bardzo popularnym w tym rejonie zawodzie, czyli kasjer sprzedawca. Z jej opowiadań wiem, że jej życie jej pasuje, jest zadowolona, nie żałuje żadnej decyzji. Z koleżanką staramy się utrzymać kontakt, piszemy do siebie nawzajem, od czasu do czasu widujemy się.

Jakiś czas temu napisałam do niej, z pytaniem co tam u niej, jak tam życie i zaprosiłam aby do mnie wpadła jak będzie miała wolne.

Koleżanka zadowolona, mówi, że ma sporo pracy, ale stara się spędzać jak najwięcej czasu z chłopakiem i jego rodziną. Podzieliła się też wiadomością, że niedługo zaczną starać się o dziecko. Wiedziałam, że koleżanka myślała o potomku od kilku lat, więc oczywiste dla mnie było to, że jest bardzo zadowolona z decyzji. Pogratulowałam, życzyłam szczęścia i żeby wszystko udało się bez problemów, zaczęłam dopytywać się o zaręczyny i ślub, które planują w najbliższym czasie.

W pewnym momencie koleżanka zapytała się kiedy ja planuję zacząć starania o dziecko, bo już jesteśmy w takim wieku, że powinnyśmy mieć chociaż jedno.

I tu moje wtrącenie przed kontynuowaniem historii. W odpowiedzi pisałam jej tylko o MOICH przemyśleniach na temat MOJEGO życia, MOICH decyzji podjętych ze względu na MOJE uczucia.

Odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą, że na razie nie planuję. Chciałabym najpierw wziąć ślub, jako deklarację miłości do drugiej osoby, z którą będę chciała spędzić całe życie. Potem jakiś czas pocieszyć się z małżeństwa, pozwiedzać, pojeździć z mężem po świecie. Przed dzieckiem ważne będzie dla mnie kupno mieszkania, bo bardziej opłaca się niż wynajmować. Będę musiała też zmienić pracę, na taką o lepszych warunkach dla kobiety myślącej o dziecku. Powiedziałam, że najszybciej będzie to może po 30, chociaż i tak sama nie wiem, bo jestem na etapie w życiu gdzie nie chce mieć dzieci, może w przyszłości będę chciała, ale jak mam być szczęśliwa z mężem i psem, to też jest to dla mnie idealna opcja. Dodałam, że dla mnie posiadanie dziecka nie jest najważniejszym celem w życiu.

Chyba musiałam ją zdenerwować ostatnim zdaniem, bo potem dowiedziałam się, że:

- Po co w ogóle będę chciała brać ślub, skoro każdy wie o tym, że po ślubie powinno od razu zacząć się staranie o dziecko? Przecież mi ślub niepotrzebny skoro nawet nie wiem czy chcę mieć dzieci.

- Zrobię krzywdę swoim dzieciom. Jak zdecyduje się na nie po trzydziestce, to inne dzieci będą się śmiały z moich, że mają starą matkę.

- Jestem egoistką łasą na pieniądze. Bo chcę mieć lepszą pracę i mieszkanie. Zamiast wydawać pieniądze na dzieci chcę podróżować i zwiedzać.

- Jestem złym człowiekiem, nie powinnam uważać się za kobietę, skoro dzieci nie są najważniejszym celem mojego życia. Ogólnie to nie powinnam mieć dzieci, a jak będę miała to powinni mi je zabrać, bo je skrzywdzę, skoro nie są dla mnie najważniejsze.

No cóż.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (184)

#86098

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Za mną już prawie 10 miesięcy mieszkania w bloku. Już nie mogę się doczekać, aż mój dom się postawi, bo sąsiedzi tu to zło. Abo to ja jestem przewrażliwiona.

Po przeprowadzce z drugiego końca kraju nie przerejestrowałam samochodu. Według prawa nie mam takiego obowiązku, jeśli mam czasowy wynajem, a nie pobyt stały.
Tak więc moje auto jako jedynie na parkingu ma tablice spoza miasta. I baaaardzo to przeszkadza jednej sąsiadce. Tak bardzo, że wzywa policję, straż miejską, obkleja auto naklejkami, nawet wysmarowała mi szybę pomidorem. Do tego krzyczy do nas z balkonu, że nie mamy prawa tu parkować, a tym bardziej wyrzucać śmieci. Policja stwierdziła, że nie będą brali na poważnie zgłoszeń od tej pani na nas, straż miejska powiedziała to samo. Ja jednak mam strach, że moje auto w końcu zostanie zniszczone.

A moje auto to 30-letni klasyk w kolorze strażackiej czerwieni,do tego na obcych blachach, więc dość charakterystyczny. Dla zabezpieczenia mam więc w aucie dwie kamerki, które nagrywają 24h. Sąsiadka jest o tyle cwana, że jeśli robi coś przy moim aucie to tylko wtedy, gdy jest mróz i szyba jest zamarznięta, więc kamery nie widzą dokładnie sprawcy.
I tu najbardziej piekielna część tej historii. Policja nie zrobi NIC, dopóki nie złapiemy pani na gorącym uczynku. Pani może więc porysować auto, przebić opony i zrobić co jej się tylko podoba. I dopóki jej nie złapiemy za rękę lub nie nagramy, to jest bezkarna.

Drugim problemem jest palenie papierosów na klatce schodowej. W mieszkaniu czuję dym, bo ktoś metr od moich drzwi pali, przyniósł sobie nawet swoją popielniczkę, którą chowa za rurami. (Każde mieszkanie ma balkon, w łazienkach każdy ma wentylacje).
Wywieszałam kartki na tablicy ogłoszeń z kulturalną prośbą o zaprzestanie. Kartki tego samego dnia znikały. Po kilkunastu kartkach zadzwoniłam do spółdzielni, niech oni dadzą kartkę z pieczątką, skoro moja nie działa. Miła pani ze spółdzielni już na drugi dzień rozkleiła kartki na klatce schodowej w wielu miejscach. One również zniknęły tego samego dnia, a ja nadal czuję dym w mieszkaniu. My z narzeczonym też palimy, ale tylko na balkonie lub poza domem.

Jest jakiś sposób na takie sąsiedzkie mendy? Muszę wytrzymać na wynajmie jeszcze jakiś czas.

wynajem sąsiedzi

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (146)

#86107

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja miała miejsce już jakiś czas temu- około roku, ale że wtedy nieźle mnie zirytował niski profesjonalizm pozornie dobrej firmy, to postanowiłam ją tu opisać.
Kiedyś, przeglądając coś necie razem z moim A, spodobała mi się torebka pewnej dość ekskluzywnej firmy, jednak skomentowałam ją ot tak sobie, że jest piękna ( bo i była), ale uważałam jednocześnie, że zdecydowanie zbyt droga- mój narzeczony nieźle zarabia, jednak nie mam osobiście jakiegoś wiecie, parcia na takie markowe rzeczy jak niektóre osoby.
Jednak mój TŻ ten fakt zakodował i uparł się, że kupi mi ją w prezencie, mimo moich protestów, że szkoda na nią kasy- wg mnie ładna torebka może być też w znacznie niższej cenie.
Okazało się jednak, że jest to nowość i trzeba na nią czekać bo sklep nie ma takiej torebki w asortymencie, a lista oczekujących na nią osób to około 30-stu.
Nie śpieszyło się nam, więc spoko, czekamy, w końcu 30 sztuk to jakby się wydawało nie tak dużo.
I słuchajcie, okres oczekiwania aż sprowadzą towar do sklepu wynosił dwa (sic!) miesiące. Kiedy torebka wreszcie przyszła i pojawiliśmy się w sklepie (musieliśmy specjalnie jechać do tego butiku do innego miasta), to okazało się, że komuś się spodobała i ją kupił. Oczywiście żadnego przepraszam od dość nadętej pani, nawet nie usłyszeliśmy, a jedynie "przykro mi" z jej ust, tonem wcale nie wskazującym na to żeby tak faktycznie było.
Skończyło się na kupnie torebki w innym sklepie, równie dobrej firmy, którą tym razem można było wybrać na miejscu, jednak uważam, to za drobną przesadę, że tak z pozoru szanująca się firma odstawia takie numery, ale może są tam klienci ważni i ważniejsi...

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (127)

#85688

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jest afera. Naprawdę piekielna. Dlaczego dotąd nie "wybuchła" z wielkim hukiem, stanowi dla mnie tajemnicę.

Czy ktoś z was korzysta z serwisu Zalukaj.com? (Zalukaj.tv? Zalukaj.cc?)

Ja korzystałam przez kilka ładnych lat. Początkowo można było oglądać tam filmy, nawet nie posiadając konta. Później należało się jednak zarejestrować. Można było wtedy coś tam obejrzeć, ale późno w nocy, kiedy to "serwery nie były przeciążone". Po jakimś czasie dostęp do filmów mieli wyłącznie posiadacze konta VIP. A konto VIP, oczywiście, było płatne.

I wszystko sprawnie działało, serwis umożliwiał różne formy płatności, na przykład można było zapłacić doładowaniem z telefonu na kartę, co było łatwe i wygodne. Później tę możliwość zablokowano.

Ostatnimi czasy zaś płatności można było dokonać na dwa sposoby. Przelewem z konta, poprzez Dotpay, lub kryptowalutą Bitcoin, którą należało najpierw zakupić gdzieś tam. Osobiście wybrałam tę pierwszą możliwość i nie ja jedna, zapewne. Większość obywateli zgłębianie ekonomii bitcoinowej ma gdzieś.

Serwis najwyraźniej nie miał gdzieś, ponieważ opcję płatności w złotówkach CAŁKOWICIE wycofał. Ktoś, kto chciał opłacić VIP, mógł to zrobić wyłącznie bitcoinami. W tej sytuacji uznałam, że serwis Zalukaj JA mam gdzieś, nikt mnie nie będzie zmuszał do zakupu kryptowaluty. Gdybym chciała, zrobiłabym to już dawno temu, gdyż bezustannie jestem bombardowania na poczcie elektronicznej dziesiątkami takich propozycji.

Niemniej, postanowiłam sprawdzić, co inni użytkownicy serwisu mają na ten temat do powiedzenia. Poszukałam, pogrzebałam i wyczaiłam taką oto stronkę.

https://jakoscobslugi.pl/profil-firmy/18325-zalukaj-tv?str

Oto kilka losowo wybranych wpisów z ostatnich miesięcy.


"Zakupiłem konto VIP , zero kodu aktywującego , zero odpowiedzi na maile... złodzieje";

"Pieniądze wpłacone zero kodu na pakiet 30 dni zero odzewu kontakt nie ważny";

"Kolejne konto do tego Vip w połowie okresu ważności konta wyskakuje mi komunikat że błędne hasło lub login.";

"Witam zapłaciłam 15 zl za 30 dni VIP,kodu nie otrzymałam.Zaplacilam drugi raz 30 zl za 60 dni,otrzymałam kod który nie istnieje";

"Zapłacilam za te smieszne bitcoiny i vipa nie mam do dziś....";

"nie ma mozliwosci zakupu konta vip bez kupienia bitcoin, a kiedy już wykupisz bitcoin jesteś w plecy z kasą, bo konto nie wymienia się na vip. aktualnie jestem 30 zł w plecy, żenada.... żadnego kontaktu z firmą, nic.";

"Mam tam konto VIP od kilku lat. Opłacane na początku SMSami później voucherami teraz zrobili tylko Bitcoiny, ale opłaciłem. Teraz jak chcę oglądać to owszem jestem na koncie VIP ale Film jest niedostępny.”;

"Coś mi się wydaje, że dill z kryptowalutą nie wyszedł. Gdzie nie wiadomo o co chodzi - zwykle chodzi o kasę. Ale raczej nie uda się zmusić tysięcy użytkowników do zajęcia się handelkiem bitcoinami. Może, gdyby zorganizowano to w uczciwy sposób? Ale czytam, że to kasa wyrzucona w błoto, ani konta, ani pieniędzy. Jest jeszcze opcja, że Zalukaj pali się koło tyłka, chcą jeszcze zgarnąć jak najwięcej kasy i zniknąć…";

"Konto VIP wykupione a brak dostępu. Błędny login lub hasło, a do podstrony "przypomnij hasło, pomoc" czy też "kontakt" magicznie trzeba mieć dostęp do vipa. Nie za taką obsługę się płaci.”.

Takich i podobnych wpisów są setki. Orżniętych na bezczela klientów, prawdopodobnie, tysiące. Mnie, przypadkiem, udało się nic nie stracić. Zdążyłam jeszcze wykorzystać do końca VIP, a także wymienić zgromadzone punkty. Na tym koniec.

Bo, faktycznie, od kilku dni nie można się zalogować do konta. I nawet nie "wyskakują" żadne komunikaty. Być może, de facto, Zalukaj już nie istnieje? Właściciele zgarnęli na "do widzenia" tyle kasy, ile się dało i ulotnili po cichu tylnymi drzwiami?

No i ciekawe, co teraz? Myślę, że - skoro zdecydowali się na taki kozacki numer - doskonale wiedzieli, że można im, co najwyżej, naskoczyć na pukiel. Na zasadzie "nie mamy pańskiego płaszcza…".

ZALUKAJ

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 65 (175)

#85671

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Widział ktoś bezwłosą odmianę świnki morskiej?

Jakiś czas temu sklep, w którym pracuję sprowadził parkę takich (bez)futrzaków jako pierwszy zoologiczny w mieście. Maluchy chrupią marchewkę w klatce, a klienci podziwiają nietypowe stworzonko. Nagle dziewczyna, na oko licealistka, przekrzykuje gwar w sklepie: "A co to za dziwadła?!”.

Kolega, niewiele myśląc, wypala - "Hipcie karłowate!"... Świadkowie nie wiedzieli, czy śmiać się z żartu kolegi, czy z faktu, że dziewczyna przyjrzała się dokładniej, po czym wyjęła telefon i można było usłyszeć: „Tyyyy, nie uwierzysz, co mają w tym sklepie! Karłowate hipcie!”.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (186)