Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

vigilum

Zamieszcza historie od: 12 sierpnia 2013 - 17:56
Ostatnio: 8 listopada 2023 - 14:38
O sobie:

Nie da się naprawić świata, choć próbuję.
Praca to moja pasja, z czystą przyjemnością zakładam mundur i ze zwykłej szarej osoby zmieniam się z Vigilum.
Popełniam błędy, jak wszyscy. Lecz każdego dnia uczę się być lepszym policjantem.

  • Historii na głównej: 17 z 19
  • Punktów za historie: 8508
  • Komentarzy: 62
  • Punktów za komentarze: 654
 

#72410

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłem ja sobie dzisiaj po kilka części w jednej z fili znanej sieci hurtowni motoryzacyjnych. Mieści się ona na obrzeżach małego miasta, obok którego mieszkam, oczywiście z jego drugiej strony, więc zmuszony byłem przezeń przejechać.

Godziny popołudniowego wzmożonego ruchu, więc w tempie ok. 30 km/h poruszam się w sznurku samochodów, widzę, że przy przejściu dla pieszych stoi ojciec (wiek ok. 40 lat) z córką (ok. 5-7 lat), walcząc ze stereotypami dotyczącymi mojej ulubionej bawarskiej marki grzecznie zatrzymuję się przed przejściem. Rodzinka wchodzi na przejście i nagle... dziewczynce rozwiązał się but, więc zatrzymała się na środku drogi i zaczęła go zawiązywać...

I teraz co robi ojciec?? Zabiera dziecko?? Nieee, zawraca i zawiązuje buta?? , też nie... Na ŚRODKU przejścia uczy dziecko, jak wiąże się buta, dobre 2 minuty...
Dopiero klakson i solidna dawka soczystej polszczyzny kierowcy na drugim pasie skłania tego idiotę do zejścia z jezdni...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 355 (371)

#65542

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chyba nie nadążam za dzisiejszym światem...

Kojarzycie te momenty w filmach romantycznych, kiedy leci nastrojowa muzyka a główni bohaterowie śmieją się, randkują? Cóż, moja historia ma podobny początek, ale zakończenie dość nieoczekiwane.

Wiosna przyszła, zew natury się odezwał to i zapoznałam osobnika płci przeciwnej. Poznaliśmy się przypadkiem, chłopak zaprosił na kawę. Jedno spotkanie, drugie, randki, kino i tak przez jakiś czas. Brzmi sielankowo, prawda?
Dochodzimy do dnia, do bardzo ciężkiego dla mnie dnia, kiedy jedyne o czym marzyłam, to film, lody i spokój. Chłopak - ideał zaprosił do siebie, lody zakupił, na przystanek wyszedł. Cud, miód.
Film się skończył, rozpoczął się dialog, a że film dotykał tematu typu „on jeden a ich trzy” rzuciłam:
- Ja to bym nie potrafiła się dzielić swoim facetem.
I tu następuję przejście na temat „co to między nami się dzieje”
Teraz uwaga!

Kojarzycie termin „przyjaciele z korzyściami”? Ludzie sypiają ze sobą bez zobowiązań, nie tylko ze sobą, z kim chcą.
Cud chłopak zaproponował mi dołączenie do jego grupy SIEDMIU! (7!!!) dziewczyn, z którymi regularnie sypia.
Dawno tak szybko nie zebrałam się do wyjścia.

To świat jest chory, czy jednak ja?

Skomentuj (106) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 444 (698)

#79200

przez ~Lena25 ·
| Do ulubionych
Drogi debilu, skoro już chcesz zaczepiać w sieci obce, nieświadome kobiety i uskuteczniać podryw w stylu "zrób mi loda w aucie" czy "i tak będziesz mi ssała jaja", upewnij się, że fotka łysiejącego stulejarza, którą najpierw zarzucasz, nie widnieje na LinkedIn i GoldenLine.

Inaczej zapis rozmowy może trafić nie tylko do Twojej firmy, ale, poprzez Facebooka, także do dziewczyny, uczelni i wielu zainteresowanych ludzi postronnych.

internet

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 252 (274)

#60137

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Razu pewnego dzwoni do mnie koleżanka, czy nie chciałabym z nią i jeszcze jedną dziewczyną do supermarketu na noc na wykładanie towaru iść. Koleżanka wielce podniecona, bo małolatami byłyśmy, a każda złotóweczka się przyda. Co ważne, w rozmowie z [r]ekrutującą, padały zapewnienia o stawce 14zł za godzinę. Ja oczywiście się zgodziłam, wszak to wielka kwota dla mnie była!

No i poszłyśmy podpisać umowę.

Gadka, szmatka z [R], 10 minut nawijania jaka to świetna praca, stawka godziwa, i w ogóle, cud, miód i orzeszki.
Oprócz nas, na sali było jeszcze około 20 osób, które również miało podpisać umowy.

Każdy dostał długopis, kartkę do podpisania, wiele osób zadowolonych już oddało umowy. My zaczęłyśmy umowę studiować, wszak wypadałoby wiedzieć, na co się piszemy.
Wszystko jasne, klarowne, już bierzemy długopisy do ręki, ale...
Kwota się nie zgadza. Koleżanka więc zabiera głos, pyta, czyż to nie pomyłka? Stawka, o jakiej została zapewniona, to 14zł, a tu napisano złotych 4.
R. się zapowietrzyła na sekund 5, ale rezon odzyskała, i prawi.

- Każdy został telefonicznie o stawce poinformowany, Pani również, nie wiem, o co chodzi. Jestem pewna, że nie mogłam powiedzieć, iż dajemy 14zł/h, przecież to duże pieniądze są!

Więc koleżanka się upewniła, że stawka faktycznie wynosi 4zł, po czym wstała, podziękowała i wyszła. A za nią większość osób.
Wychodząc, słyszałyśmy tylko słowa oburzenia innych. Każdy został wprowadzony w błąd.

Czy ta Pani faktycznie sądziła, że nikt się nie zorientuje, że stawka wynosi o 10zł mniej, niż zapewniała?

real

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 692 (722)

#77147

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Brat od prawie miesiąca jest posiadaczem "nowego" samochodu. Kupując go wiedział, że będzie musiał do niego jeszcze troszkę włożyć. Przekalkulował jednak, że po negocjacji ze sprzedającym i sporym upuście cenowym będzie się i tak opłacać.

Umowa spisana, samochód przerejestrowany. Trochę się zna na mechanice, to wymienił to co mógł, resztę zrobił kolega mechanik.
Sprawę można by uznać za zamkniętą, ale...

Tak, czasami pojawia się "ale" i nie chodzi o jakieś wady ukryte, które przewyższą wartość samochodu.

Wczoraj popołudniu zadzwonił facet, który sprzedał samochód, że zgodnie z prawem ma miesiąc na odstąpienie od umowy i z niego korzysta, i w poniedziałek przyjedzie po samochód.

Brat go wyśmiał, ale jest ciekaw poniedziałku, dla spokojności swojej skonsultował się z radcą prawnym i skoro umowę ma, samochód przerejestrowany też, to tamten może mu kolokwialnie stwierdzając skoczyć mu. Nie wiem na co liczył? Że ktoś mu samochód wyszykuje, a on za te same pieniądze za które go sprzedał, odbierze?
Rada radcy, rzucić zaporową cenę, albo jak będzie nękał, wzywać mundurowych. Pożyjemy, zobaczymy.

motoryzacja

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 285 (295)

#40386

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia użytkownika ona26 przypomniała mi wiele piekielnych klientów i sytuacji z czasów, kiedy byłam pracownikiem salonu znanej sieci komórkowej.

Oto moja ulubiona.

Dnia pięknego, kiedy jak zwykle dane mi było obsługiwać te trochę mniej udane dzieła boskiego stworzenia, usiedli przy moim stanowisku ONI. Małżeństwo w wieku w granicach 45-50 lat. Chcieli przenieść numer z sieci, w której pracowałam do innej, lecz ze względu na błędy w formalnościach w obu sieciach operacja ta była im skutecznie uniemożliwiana już jakieś 4 czy 5 razy na przestrzeni 3-4 miesięcy.

Dzwonię więc do działu zajmującego się przenoszeniem numerów i wyjaśniam co i jak, co jest nie tak i czego brakuje. Po kilku minutach już wszystko wiem i odpowiednio instruuję klientów. Mieli do napisania dwa pisemka, które przefaksowałam, aby jak najszybciej znalazły się w odpowiednim miejscu, a także zostawiam odpowiednią notatkę w systemie o całej sytuacji i oznaczam ją jako "priorytet", ażeby nie musieli znowu długo czekać na efekty. Wszystko miało się unormować w przeciągu max 2-3 dni, więc klienci zadowoleni, dziękują i razem z nimi dziwię się, dlaczego do tej pory nie zostało to załatwione. W każdym razie ich wizyta u mnie dobiegła końca.

3 dni później wzywa mnie od siebie [K]ierowniczka.

[K] Kojarzysz nazwisko Jan Piekielny?
[J] Jasne, 3 dni temu załatwiałam mu przeniesienie numeru do sieci XXX.
[K] Wiem, bo wczoraj wpłynęła do BOKu skarga na ciebie, której on jest autorem.
[J] ???
[K] Sama zobacz.
I podsunęła mi przed oczy ową skargę. A w niej pełno określeń mnie jako osoby nieprofesjonalnej, niekompetentnej, oszukującej klientów, etc. Wkurzyłam się, gdyż wiele można o mnie powiedzieć, ale nie to że w pracy charakteryzuje mnie któraś z wyżej wymienionych cech. Wielokrotnie dostawałam za to burę od szefów, wiele razy słyszałam że jestem w pracy, a nie w instytucji charytatywnej.

Odszukuję więc numer rzeczonego klienta i dzwonię. [J]a i [P]iekielny.

[J] Dzień dobry, Madlen Szatańska z salonu sieci XYZ. 3 dni temu rozmawialiśmy osobiście u nas w salonie. Dzwonię w sprawie pana skargi na mój temat. Może mi pan wyjaśnić jej przyczynę?
[P] A bo wy wszyscy jesteście złodzieje i oszuści!
[J] Proszę pana, przede wszystkim, złodziejką i oszustką nie jestem, więc bardzo proszę o porzucenie takiego stylu rozmowy. Poza tym, dlaczego czuje się pan oszukany? Przecież wyjaśniliśmy wszystkie formalności i wątpliwości. Czyżby nadal coś było nie tak?
[P] Nie, wręcz przeciwnie, dzięki pani nareszcie wszystko się unormowało.
[J] Więc o co chodzi?
[P] A bo widzi pani, tyle to trwało i ciągle coś było nie tak, że miarka się przebrała i napisałem w końcu skargę, a pani nas obsługiwała jako ostatnia, więc tylko pani nazwisko zapamiętałem.
[J] Zawsze pan za pomoc dziękuje skargą?
[P] Takie jest życie, że zawsze ktoś jest pokrzywdzony.
[J] Nie proszę pana. Gdyby tej skargi pan nie napisał, nie byłby pokrzywdzony nikt, ale skoro ona jest, to pokrzywdzoną będę ja. Do widzenia.

Nie mogłam wtedy w to uwierzyć i nie mogę nadal, że z takiego powodu ludzie piszę skargi. Nie zostały ode mnie wyciągnięte żadne konsekwencje po dokładnym wyjaśnieniu całej sytuacji tym "na górze", ale upokorzona czuję się do dzisiaj.

sieć komórkowa

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 771 (859)

#72416

przez ~Diaboliczna ·
| Do ulubionych
Historia o piekielnej teściowej i piekielnej mnie.

Ja wraz z mężem i dwójką naszych córek mieszkamy razem z matka mojego męża czyli moją teściową. Od zawsze mnie nie lubiła bo pochodzę z tak zwanej rodziny patologicznej.Zawsze były miedzy nami jakieś kłótnie ale ostatnia przebiła wszystko. Około rok temu teściowa zaczęła na nas nasyłać opiekę społeczną bo nie zajmujemy się córkami, bo chodzą brudne, bo jest przemoc i alkohol w domu.Opieka społeczna oczywiście nie potwierdziła takich rzeczy, ale sprawie się przygląda, bo co tydzień są telefony od teściowej do nich. Od pół roku także policja nas odwiedza, bo mamy jakieś narkotyki, kradzione rzeczy oraz katujemy dzieci. Oczywiście policja również nic nie wykazała, ale kontrolują nas.

A teraz moja piekielność:
W zemście za wszystkie krzywdy i pomówienia doniosłam na nią do pracy że kradnie środki czystości z pracy ze chodzi pijana do pracy (to wszystko prawda), została zwolniona, bez grosza przy duszy. Z mężem i dziećmi się za tydzień wyprowadzamy, a teściowa błaga na kolanach żebyśmy zostali bo rady sobie nie da. Wnuczek oczywiście nie zobaczy, bo one same nie chcą jej widzieć.

Teściowa skarb ;/

Może powiecie że źle zrobiłam, ale nie dam poniewierać swoją rodziną.

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 313 (403)

#71955

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu przyszło mi zamienić uroki patrolowania ulicy na papierki. Mimo to zdarza mi się jeszcze jechać na interwencję czy kolizję.

Dziś historia o pewnym małżeństwie, z którym przeprawy mieliśmy w rożnych konfiguracjach.
Żona to atrakcyjna kobieta koło 40., pracująca jako kelnerka (podobno), często na noce, albo po kilka dni.
Mąż to alkoholik, dostał gospodarkę z hektarami i trzodą po rodzicach, otrzymywał dopłaty z Unii, z których połowa szła na przelew. Facet wykształcony i inteligentny, po trzeźwemu można było z nim pogadać, ale po wódce...

Kłopoty w rodzinie były od zawsze. On pił, awanturował się, potrafił ją i szarpnąć, chociaż najczęściej to po wypiciu spał. Ona korzystając z jego niedyspozycji zostawała po godzinach w pracy, w celach towarzyskich z gośćmi, za co miała napiwki, które pozwalały jej przetrwać miesiąc, w razie gdyby mąż przepił więcej niż zwykle.

Mąż jak się o tym dowiadywał, to znów zapijał smutek i wszczynał awanturę, bo żona mu się puszcza. Interwencje policji kończyły się albo rozmową z mężem na miejscu po której on dopijał w samotności resztkę butelki i zasypiał, albo zabraniem na wytrzeźwiałkę, gdy był bardziej pobudzony. Żona była informowana, że ma się zgłosić na policję aby złożyć zawiadomienie o znęcaniu się. Nie korzystała z tej opcji. Po wizycie policji było kilka dni spokoju. Później od nowa, picie i awantura. Sytuacja jakich wiele w naszym kraju, więc czemu o tym piszę?
By uzmysłowić czytelnikom, że policja czasem w takich przypadkach jest bezradna.

Pani Żona jak pijactwo trwało już kilka dni, szła do GOPSu i żaliła się na swoją sytuację. Panie z GOPSu wysłuchiwały tych historii, użalały się nad nią, sporządzały tzw. Niebieską Kartę dotycząca przemocy w rodzinie oraz pisały zawiadomienie do prokuratury. Prokuratura po rozpatrzeniu zawiadomienia, wysyłała je do nas. My po jego otrzymaniu w ciągu kilku dni kontaktowaliśmy się z Żoną, aby ta stawiła się do nas na przesłuchanie.

I tu zaczynały się schody, bo od jej wizyty w GOPSie do naszego kontaktu z nią mijał około tydzień (droga urzędowa pisma). Po tygodniu małżeństwo już było pogodzone, bo Mąż się przestraszył, odstawił butelkę, zaczął się interesować gospodarstwem i dawać pieniądze na życie. A to jeszcze w ramach bonusu kupił jej jakiś samochód po okazyjnej cenie, a to kuchnie odmalował, teściowi drzewo porąbał, no inny człowiek normalnie. Ona odmawia zeznań, czego my się czepiamy. No to my swoje czynności i tak prowadzimy, chociaż rodzina nie chce się wtrącać, sąsiedzi jak zwykle nic nie widzą, nic nie słyszą.

Po 2-3 tygodniach Żona dostaje od nas decyzję o odmowie wszczęcia dochodzenia albo o jego umorzeniu. I co? I źle! Bo on się wczoraj znowu upił i znowu była awantura i dlaczego my tu nie chcemy jej pomóc... Takich sytuacji było ze trzy. W końcu po poważniejszej awanturze i szarpaninie, Żona zgłosiła w nadrzędnej jednostce znęcanie się, mąż dostał trzy miesiące tymczasowego aresztu. Jednak na pytanie, czy zgłaszała wcześniej znęcanie na policję odparła że tak, wielokrotnie, policjanci z posterunku wszystko wiedzą co się u nich dzieje, ale nic z tym nie robią i nie chcą jej pomóc...

Uprzedzę pytania - Żona dałaby radę się wyprowadzić, sama się utrzymać, co też kilkukrotnie czyniła w przeszłości. Wynajmowała mieszkanie na 2-3 miesiące po czym wracała do męża, bo on złote góry obiecywał, poza tym to mąż, któremu ślubowała na dobre i złe, w zdrowiu i w chorobie...
A tak naprawdę, to po rozwodzie nie miałaby nic. A jak mąż się zapije, to cały majątek będzie dla niej.

Tak więc jak się dzieje jakaś tragedia rodzinna, sąsiedzi nagle chętnie opowiadają co się działo, choć wcześniej "nic nie widzieli", to pytanie "to gdzie była policja? Gdzie były inne organy zobowiązane do pomocy rodzinie?" Wydaje mi się nie na miejscu. Bo byli - bezradni. Ja nic na siłę zrobić nie mogę. Bo czasami się po prostu nie da pomóc.

policja

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 357 (361)
zarchiwizowany

#63527

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Szczyt buractwa osiągnięty!

Wstęp wyjaśniający: Mamy w parafii dwóch księży, z czego jeden jest stary, chudy jak szczapa, dobijający do 90-ki. Utyka, porusza się powoli, ale nadal odprawia liturgię, żartuje z młodymi. Praktycznie przeczy wszelkim stereotypom księży(drugiego nie dotyczy historia). Łęccy do wiary jako takiej odnoszą się negatywnie(w sumie to ich prywatna sprawa), lecz wszyscy księża dla nich to pedofile, mafia i najgorsze zło, bez względu na to, jaki ksiądz naprawdę jest.

Historia właściwa:
Przed Mszą Św. parę osób podeszło porozmawiać z księdzem wychodzącym do kościoła(plebania po drugiej stronie drogi-dłuższa historia potrzebna do wyjaśnienia). Stali na chodniku, rozmawiając.
Wtem w całym swym buractwie nadjechała Łęcka. Z bananem na ustach przejechała jak najbliżej krawężnika(widziałyśmy idąc z przeciwnej strony), oblewając księdza, jego rozmówców i innych ludzi idących do kościoła.

Po co? Na zasadzie "bo ja wam pokażę"? Bo lubi się kłócić z innymi? Bo poczuła się lepiej, oblewając brudną wodą z kałuży starszych ludzi? Czy jej ukrytym celem jest zrażenie naprawdę WSZYSTKICH swoim buractwem i chamstwem, czy też może chęć zaistnienia, żeby o niej mówiono?

PS: Nie, nie zatrzymała się, nawet nie zwolniła.



*W ostatnich dniach sporo lało, dlatego na drodze jest wielka kałuża, praktycznie na pół pasa drogi.

kochani sąsiedzi

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (319)

#63182

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szukam pracy i będzie tutaj o Piekielnych pracodawcach. Pokrótce powiem, że sytuacja dzieje się w stolicy. Szukam pracy jako pomoc przedszkolna. Mam wykształcenie wymagane, aczkolwiek zaczynam się przekwalifikowywać, aby zupełnie pasowało, mam też doświadczenie.

Sytuacja 1. Po kilku już rozmowach o pracę doszłam do wniosku, iż wynagrodzenie jakiego oczekuję jest chyba zbyt wygórowane (1800 zł :/), więc na kolejnej rozmowie obniżyłam je do 1600 zł, na co usłyszałam: Niestety posiadamy inne zasoby finansowe, tych wymagań nie jesteśmy w stanie spełnić. Człowiek się uczy 5 lat na studiach, w między czasie oczywiście pracując, aby usłyszeć, że jego praca jest warta 7 zł/h?

Sytuacja 2. Rozmowa konkretna, praca obiecująca, aczkolwiek w tej chili możemy Pani zaproponować staż bezpłatny 160 h, a później możliwe, że przedłużymy współpracę. Miło podziękowałam, jednak warunek zarabiania jest jednym z głównych kryteriów dla których szukam pracy, a stanowisko na które aplikowałam, było równorzędne z wykonywanym we wcześniejszej firmie.

Sytuacja 3. Rozmowa, wszystko ładnie pięknie. Dzień próbny. 4 godzinki, przygotowywałam zajęcia pół poprzedniego dnia. Wszystko dobrze wyszło. Dziękujemy odezwiemy się i oczywiście ni widu ni słychu... Tak się zastanawiam czy nie codziennie mają taką dziewczynę na dzień próbny i dzieci na kilka godzin z głowy.

Przytoczyłam tylko kilka ze zdarzeń, które mi się w ostatnim okresie przytrafiły. Naprawdę zaczynam się zastanawiać, czy to ja za dużo wymagam (mam tu na myśli pensję) czy może się naprawdę nie nadaję. Dzieci mnie lubią, poprzednie pracodawczynie były bardzo zadowolone z mojej pracy. Koniec roku się zbliża, a pracy brak. Tylko nie piszcie, że mogłam skończyć inne studia niż pedagogika, bo mam inną specjalizację, aczkolwiek nie mogę w Niej pracować z powodów zdrowotnych, co wyszło dopiero w zeszłym roku. A poza tym ja naprawdę bardzo lubię dzieci i pracę z Nimi. Może historia nie jest tak piekielna jak inne, ale takie sytuacje mogą człowieka wykończyć.

Warszawa

Skomentuj (69) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 223 (411)