Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

yersinia

Zamieszcza historie od: 5 lipca 2016 - 17:18
Ostatnio: 28 czerwca 2017 - 18:51
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 400
  • Komentarzy: 39
  • Punktów za komentarze: 143
 

#77827

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na początek trzy rzeczy:

1) Aktualnie jestem studentką piątego roku studiów jednolitych magisterskich; w ostatnim semestrze nie mam już żadnych zajęć, więc tylko wystukuję powoli pracę magisterską i pracuję dorywczo.

2) Na pierwszym roku z powodów zdrowotnych byłam zwolniona z dwóch semestrów WF-u (na podstawie dwóch czy trzech [sic!] zwolnień lekarskich, oficjalnej pisemnej zgody pani dziekan etc.)

3) studiuję na uczelni, na której nie ma żadnej (z wyjątkiem jednego fakultetu na semestr) dowolności w zapisywaniu się na przedmioty, mamy z góry narzucony plan zajęć, z góry narzucone grupy ćwiczeniowe etc.

W zeszły piątek o 9 rano obudził mnie telefon z dziekanatu. Mam się stawić w trybie "terazjużnatychmiast" w sprawie WF-u, o istnieniu którego zdążyłam zapomnieć wiele miesięcy temu.

Cóż się okazało? Pani z dziekanatu przeglądała akta wszystkich studentów, przygotowując się do papierologii związanej z obronami i dyplomami, i przypadkiem odkryła problem. Z powodu niezrealizowania tych dwóch nieszczęsnych semestrów mam deficyt w wysokości 2 ECTS-ów, a przez to nie do końca zrealizowany program studiów, więc nie będę mogła być dopuszczona do obrony. Jedynym wyjściem jest wypełnienie tego deficytu dosłownie czymkolwiek. W związku z tym mam zorganizować sobie dwa dowolne fakultety, których wcześniej nie zaliczałam. Przypominam: przełom marca i kwietnia, połowa semestru, zapisy na fakultety odbywały się formalnie pod koniec semestru poprzedniego.

Dostałam listę fakultetów dla wszystkich roczników, które zostały uruchomione w tym semestrze, i spędziłam kolejne dwie godziny na bieganiu od prowadzącego do prowadzącego. Najlepsze jest to, że w sumie nikt nie był jakoś specjalnie zaskoczony tą absurdalną sytuacją i wszyscy byli skłonni pójść mi na rękę, a jedyną przeszkodę stanowiły terminy. Koniec końców wyczarowałam te dwa fakultety, napisałam błagalne podanie do pani prodziekan, żeby pozwoliła mi zapełnić mój deficyt losowymi fakultetami nieprzeznaczonymi dla mojego rocznika, sytuacja została opanowana.

Dlaczego dowiedziałam się o tym problemie dopiero na piątym roku, zamiast na pierwszym, którego na dobrą sprawę nie powinnam była nawet zaliczyć? Tego się nigdy nie dowiem, ponieważ pięć lat temu moim zwolnieniem z WF-u zajmowała się osoba, która już nie pracuje w dziekanacie. Jednak jestem prawie pewna, że osoba ta zdawała sobie sprawę z deficytu ECTS-ów, który wytworzyłam sobie zwolnieniem. Nie mam pojęcia, dlaczego mnie o tym nie poinformowała.

taka tam uczelnia medyczna

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (198)

#74407

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem, jak nazwać parafilię objawiającą się podnieceniem w odpowiedzi na widok kieszonkowych map, ale mam nadzieję, że jakiś psychiatra kiedyś to opisze.
Dwa słowa o mnie: mam dwadzieścia trzy lata, ale okrągła dziecięca buzia i brak makijażu sprawiają, że wyglądam na piętnaście w porywach do siedemnastu. Ten drobiazg jeszcze dodaje piekielności sytuacji, która mnie spotkała.

Duże miasto, szósta wieczór. Wracałam do domu z zakupów, weszłam już do klatki bloku. Zanim drzwi się zamknęły, wszedł za mną pan koło trzydziestki. Zaczepił mnie na półpiętrze, przeprosił i zapytał (zwracając się do mnie per "ty") o drogę na ulicę X. Tłumaczył, że jest z innego miasta i że ktoś skierował go w te okolice.
Ponieważ ulica X znajduje się circa cztery kilometry od mojego domu, jako osoba pomocna i pełna dobrych chęci wyciągnęłam z plecaka mapę, żeby mniej więcej pokazać trasę.

Zatem dumnie rozkładam mapę, wskazuję aktualne położenie, wskazuję punkt docelowy, ględzę coś o ulicach po drodze i o tramwajach. Pan przytakuje, dopytuje o szczegóły, jest ujmująco zaangażowany w rozmowę.
Ja jednak byłam zaangażowana bardziej, bo dopiero po kilkunastu sekundach zauważyłam, że coś jest nie tak. Kątem oka dostrzegłam, że pan dziwnie rusza ręką zagłębioną w kieszeń spodni.
Spojrzałam na jego twarz, potem w dół.
Pan, przyłapany na intensywnym ściskaniu swojego małego przyjaciela, błyskawicznie zbiegł po schodach i zwiał.

klatka schodowa

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 203 (231)

1