Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

yuzuki_87

Zamieszcza historie od: 15 kwietnia 2012 - 1:37
Ostatnio: 18 marca 2021 - 6:52
  • Historii na głównej: 2 z 5
  • Punktów za historie: 805
  • Komentarzy: 34
  • Punktów za komentarze: 183
 

#82601

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Co prawda częściej udzielam się tutaj jako obserwator, bo na szczęście nie przydarza mi się aż tyle piekielnych sytuacji :) no może oprócz sytuacji z pracy, ale nauczona tym, że Szacowni użytkownicy Piekielnych nie przepadają za "żalami pracownika z infolinii" - nie opisuję takowych. Dzisiaj jednak opadło mi wszystko.

Gwoli krótkiego wyjaśnienia. Jestem starostą roku (studia niestacjonarne) kierunku kończącego się tytułem inżyniera. Już chyba przywykłam, że nie da się zrobić tak aby wszyscy byli zadowoleni. Niemniej jednak staram się zawsze, ze wszystkich sił, aby jakoś tą równowagę utrzymać i żeby wszyscy zostali poinformowani na czas o zbliżających się terminach.

Ustaliłam termin poprawy egzaminu z jednego przedmiotu. Wysyłam e-mail na skrzynkę mailową, do której wszyscy z grupy mają dostęp. W temacie maila wpisuję: "Poprawa (tu nazwa przedmiotu)", a w treści maila: "poprawa o godzinie (tu godzina), w sali (takiej i takiej na wydziale takim i takim)".
Dostaję odpowiedź (pisownia oryginalna): "szczego poprawa?"

Wiecie... To nie pierwszy raz kiedy ktoś nie czyta tego co piszę. Np dzień przed egzaminem dostanę smsa, czy wiadomość "coś mamy w weekend?", ale naprawdę?

Przyszły inżynier?

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (187)

#81741

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rzecz dzieje się w sklepie z płazem w logo.
Co ważne dla historii jest to sklep, w którym praktycznie codziennie dokonuję zakupów z drodze z i do pracy toteż większość ekspedientów mnie zna. Tym razem trafiłam na panią, którą widziałam pierwszy raz.

Potrzebowałam dosłownie kilku rzeczy. Gdy zebrawszy wszystkie podeszłam do kasy usłyszałam kwotę do zapłaty (co też ważne) 15.20 zł. Ja w portfelu 15 zł, więc zwracam się do ekspedientki:
- Mam tylko 15 zł. Codziennie tędy przechodzę, bo pracuję w budynku obok, czy mogę zatem te 20 gr uzupełnić/oddać jutro z rana?
Tu chciałabym zaznaczyć, że zawsze dotrzymuję słowa.
Odpowiedź kasjerki:
- Nie, bo nie mam gwarancji, że się pani jutro pojawi.
Ok. Rozumiem sytuację. Proszę w takim razie o wycofanie jednego produktu. Tu właśnie zaczyna się "piekielność właściwa".
- Po wycofaniu do zapłaty 13,98 zł
Podaję 14 zł.
Ekspedientka szuka w kasie i nagle:
- Mogę być winna 2 grosze?

Miałam wrażenie, że to żart, że za chwilę z zaplecza wyskoczy ktoś z gromkim śmiechem. Ale po kilku sekundach nic się nie wydarzyło, a ekspedientka patrzy wyczekująca z poważną miną.
Podciągnęłam kąciki warg prawie do uszu i odpowiedziałam krótko: nie
No cóż...
Bardziej mnie to zszokowało niż propozycja ekspedientki, żebym wzięła sobie dwie śmietany 18% to będzie 36-tka (prosiłam o śmietanę 30%).

sklep

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (201)
zarchiwizowany

#48178

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Sarenki859 przypomniała mi moją historię sprzed kilku lat, kiedy to chodziłam do szkoły średniej w mieście gdzie ks Mateusz sieje postrach a ilość zbrodni jest większa niż w całym kraju:)
Lekcja w-f zakończyła się silnym serwem piłki o mój nos. No cóż nigdy nie byłam dobra w siatkówkę. Ogólnie jak krew zaczęła mi się przelewać między palcami dostałam nakaz oddelegowania się do higienistki. Dostałam zimny okład, prawie tonę ligniny pod nos, ale jak się okazało, że coś to za długo trwa odesłali mnie do przychodni.
- No widzisz yuzuki dobrze, że mamy luty, mróz Ci dobrze zrobi na krwotok
Tu higienistka miała rację. Po kilku minutach zaczęło lecieć jakby mniej.
W przychodni przedstawiłam sprawę w rejestracji. Wypadek w szkole, wychowanka internatu. Musiałam "chwilkę" poczekać, bo doktor zajęty. W między czasie nos znowu puścił. Po konsultacji z lekarzem:
- no tu nic się nie da, złamamny, jedź do szpitala na izbę
Ale, ale przecież na izbę przyjęć nie tak łatwo
- najpierw dziecko się zarejestruj u laryngologa w przychodni przyszpitalnej, tam niech ci pani doktor da skierowanie.
W rejestracji ta sama śpiewka. Czekałam z pół godziny. Kiedy zaczęły mi się kończyć chusteczki, podeszłam do rejestracji i poprosiłam chociaż o coś, co pomogłoby w niechlapaniu na podłogę.
- O, Boże, co Ci jest?! Dlaczego nie mówisz od razu, że coś się dzieje?! Trzeba od razu mówić, że z wypadku.
Na siłę za rękę do gabinetu poza kolejką.
Pani doktor, nie powiem bardzo miła, delikatna. Skierowanko jet, pielęgniarka zaprowadzi, bo po uderzeniu w głowę z taką siłą to nie powinnam sama chodzić.
Na izbie już zonk. Mam rocznikowo 18 lat, ale nie mam dowodu jeszcze. Hmmm... i co my teraz zrobimy, jak my to wpiszemy (swoją drogą, nie wiem do tej pory w czym był problem). Hm... dziewczynka jest z innego województwa, więc powinna tam się udać, no ale do szkoły chodzi tutaj, hm.. Po ok 40 min, zjawiła się wychowawczyni i pielęgniarka z przydziałową piżamką.
Zostałam zaproszona do gabinetu lekarza. Po prostu podszedł i "wyrwał" przyschniętą tamponadę z nosa, którą założyła poprzednia lekarka. Na jęk i łzy zareagował: nie rycz.
Zbadał, zajrzał, przypalił naczynia, założył tamponadę i wio na łóżko leżeć. Zjawiła się rodzina, sztuk 3 i jednogłośnie stwierdzili, że takiego nosa nie miałam. Tato poszedł pogadać z lekarzem.
Na drugi dzień zaraz z rana zdjęli tamponadę, przetrzymali kilka godzin. Ok, nie cieknie, idź do domu.
Po tygodniu stawiłam się u miłej pani doktor do kontroli. Patrzy, przekrzywia głowę:
- ale ty nie miałaś takiego nosa, na rtg
Na zdjęciu się okazało, że jest dziura. No to na oddział.
- No wie pan (byłam z ojcem), ja ewentualnie mogę przyjąć, ale po takim czasie to już trzeba młotkiem uderzyć, oczywiście pod narkozą i nastawić, bo chrząstki się zrosły.
Miałam wrażenie, że połamane włosy w nosie stają mi dęba. Z przestrachu odwróciłam się na pięcie i wyszłam.
Dlaczego nikt mi nie zrobił rtg zaraz po zdjęciu tamponady, kiedy było na "świeżo"? Nie wiem. Nos jest trochę krzywy, może kiedyś się zdecyduję.
Sorki, jeśli nieciekawe, jeszcze nie mam takiej wprawy w pisaniu tutaj:)

służba_zdrowia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (240)
zarchiwizowany

#47397

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od jakiegoś czasu pracuję w contact center w jednej z sieci komórkowych. Nie mogę powiedzieć, że to praca moich marzeń, ale zawsze coś :)
Wielokrotnie czytałam wypowiedzi/historie użytkowników na temat telesprzedaży. Z całym szacunkiem dla nich wszystkich chciałabym coś sprostować:)
Około 70% biur sprzedaży, wszelkich usług telekomunikacyjnych działa na zasadzie "telewciskingu" mimo, że z macierzystą siecią mają mało wspólnego.
Partnerzy, partnerów,pośredników "reprezentujących" daną markę to najczęściej małe firemki, zatrudniające ludzi jak to się mówi "z ulicy", którzy o sprzedaży i zwykłej relacyjności (nie wspominając już o zasadach oferty) wiedzą tyle ile wydrukuje im się na jednej stronie A4 ze skryptem sprzedaży. A ten najczęściej wymuszony jest przez szefów owych "biur", którzy z technikami sprzedaży nie mają nic wspólnego. Nie wspomnę już o obozach pracy zatrudniające kilkadziesiąt/kilkaset osób dla których liczy się ilość, nie jakoś i to nie ważne w jaki sposób byle by było.
W obu tych przypadkach o ile w ogóle ludzie zarabiają śmieszne pieniądze, bo przecież żyć trzeba.
Więc drogi kliencie jakiejkolwiek sieci, zanim zadzwonisz na autoryzowaną infolinię i powiesz co myślisz o autoryzowanym pracowniku i jego rodzinie, wykształceniu itp. pomyśl choć przez chwilę, że po drugiej stronie słuchawki jest także człowiek, który chce Ci pomóc i w jakiś sposób odkręcić to całe zamieszanie, ale nie może do końca brać odpowiedzialności za "idiotów" chcących się nachapać kosztem innych. Piję głównie do "szefów" partnerskich biur sprzedaży.
Reasumując, większość sytuacji da się naprawić.
Nie mam w intencji nikogo urazić, ale po prostu bądźmy ludźmi dla ludzi :)

call_center

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (23)
zarchiwizowany

#29356

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mojego (L)ubego, który tak właściwie okazał się piekielny w tym wszystkim :) (oczywiście zgodził się na umieszczenie tej historii). Mój luby jest ogólnie znany z ciętego języka i szybkich ripost (nie zawsze do końca przemyślanych). Otóż pewnego dnia wracając komunikacją miejską po ciężkim i nerwowym dniu w pracy liczył na spokojną podróż do domu. Z racji prawie pustego autobusu zajął miejsce przy wejściu do autobusu. Niestety traf chciał, że na następnym przystanku wsiadła pewna elegancka (P)ani, taka w stylu gorącej 50+, stanęła zaraz przy nim i krząkając co jakiś czas starała się zwrócić na siebie uwagę. Luby w końcu odwrócił się w jej stronę, a ona z wyraźną wyższością wyrzekła:
P: mógłby mi Pan ustąpić miejsca?
L: (rozglądając się na tył autobusu) ależ szanowna Pani, cały autobus wolny, zapraszam na inne miejsca
P: ale ja lubię od przodu!!
L: a ja lubię od tyłu i się nie chwalę!
Założył słuchawki i odwrócił głowę do okna :)

komunikacja_miejska

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (311)

1