Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

z_lasu

Zamieszcza historie od: 2 października 2013 - 16:00
Ostatnio: 8 kwietnia 2024 - 9:09
  • Historii na głównej: 32 z 34
  • Punktów za historie: 10967
  • Komentarzy: 569
  • Punktów za komentarze: 4331
 

#84588

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Właśnie przyszedł do mnie pracownik po zaliczkę na poczet przyszłej pensji.

Absurd Alior Banku.

Pożyczka gotówkowa, nieważne, na co. Nadpłacona na 5 miesięcy do przodu. Została ostatnia rata. Kredyt powinien zostać zamknięty zgodnie z umową ostatniego września.
Niestety z przyczyn losowych nie udało mu się zapłacić ostatniej raty na koniec ub. miesiąca.

Przed chwilą dzwonili do niego z windykacji Alior Banku. Że wpiszą go do BIK-u. Bo nie wywiązuje się z umowy. Przypominam nadpłaconych 5 rat.

Jego komentarz - nadpłacisz, a mimo to jeszcze kopią cię w dupę.

Alior Bank

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 96 (148)

#84180

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Luźno nawiązując do historii jotem02 i wolontariatu.
Moje dzieci wiedzą (i mają domowy przykład), że wolontariat, praca i angażowanie się w życie społeczności w której się funkcjonuje to część życia.
Więc od zawsze działają w samorządzie szkolnym, PCK, na rzecz schroniska dla zwierząt, biorą udział w zbiórkach "Góra Grosza", "Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę", biegają z puszkami WOŚP itp.

Wkładają w to swój czas i ewentualnie SWOJE kieszonkowe. Stoją z puszkami PCK, zbierają żywność, odkładają niezniszczone rzeczy i nietrafione prezenty do oddania. Mała już zgarnia wszystkie żółte monety do słoika, żeby być przygotowaną na zimową akcję.

I tak się zdarzyło, że starsze dziecię poszło do liceum. W pierwszej klasie, gdzieś w październiku padło hasło od wychowawczyni, że może zaangażowaliby się jako klasa w jakiś wolontariat. Pomysł ze wszech miar słuszny. Wykonanie...

Pani wymyśliłą sobie, że najlepszą akcją w jaką mogą się zaangażować to "Szlachetna Paczka". I jak nie mam nic do organizacji pomocy w ten sposób, ba kilka razy sam w tym uczestniczyłem, tak szlag mnie jasny trafił.
Wolontariat dzieci miał polegać na tym, że wezmą od rodziców pieniądze i zrobią zakupy dla wybranej rodziny.
Nie wiem czego miałoby to ich nauczyć. Chyba tego, że wygodnie jest być szlachetnym za cudze pieniądze.

Koniec końców nic z tego nie wyszło, bo do rejestracji i wyboru rodziny potrzebne były dane osoby pełnoletniej, w klasie sami 16-17 latkowie, rodzice nie przejawili entuzjazmu a pani wychowawczyni jakoś nie kwapiła się podać swoich danych i pomysł upadł. Ale na zebraniu usłyszeliśmy, że "z tą klasą nie da się nic zorganizować".

szkoła

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (143)

#83783

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Klientka kupiła w sklepie internetowym Rzecz. Wybrała dostawę za pośrednictwem Poczty Polskiej. Rzecz waży około kilograma i mieści się w kopertę A4.
Rzecz dotarła przed świętami, jest bardzo ładna i ogólnie klientka byłaby zadowolona. Gdyby nie małe "ale".

Nie było jej w domu gdy był listonosz.
I znalazła awizo w skrzynce.
I musiała iść na pocztę.
Zmarnowała swój (cenny) czas.
A zapłaciła za dostawę do domu.
W związku z tym żąda zwrotu kosztów przesyłki.

Już myślałem, że widziałem większość numerów klientów. Ale ci wciąż nie przestają mnie zadziwiać swoją pomysłowością.

klient sklep internetowy

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (143)

#83590

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziecięcy Szpital Kliniczny. Pomiędzy oddziałami, na korytarzu wystawione są sofy, żeby np. w oczekiwaniu na przyjęcie na oddział można było wygodnie usiąść z dzieckiem i poczekać.
Godzina 8:30. Po załatwieniu wszystkiego na Izbie przyjęć przechodzimy na oddział. Razem z nami kilkoro rodziców z dziećmi w różnym wieku. Czekamy aż skończy się obchód na oddziale.

Oprócz nas na korytarzu około 20 studentów. Większość to obcokrajowcy. Na sofach siedzi tylko jedna matka z dzieckiem. Resztę zajmują panowie i panie (panów więcej) w wieku ok. 20 lat, rozwaleni, głośni, słuchający muzyki lub grzebiący w telefonach. Przyszli lekarze. Rodzice z dziećmi stoją pod ścianami.

Poziom empatii dla pacjenta i to tego najmniejszego, najsłabszego - powalający. Smutne jest też to, że żaden z lekarzy wykładowców, którzy przyszli po swoje grupy nie zwrócił uwagi studentom na niestosowność ich zachowania.

Szpital Kliniczny

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 182 (218)

#83485

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W ciągu ostatnich dwóch dni, podrzucono mi na podwórko dwa koty. Typowe, miejskie, domowe przytulanki, które raczej nie odnajdą się w "stadzie" moich półdzikich podwórkowych kotów.
Oswojone, zadbane, obyte z ludźmi, nauczone korzystać z kuwety, przyzwyczajone do podróży, bo pakują się do samochodu. Jeden na oko z tegorocznego, wiosennego miotu. Drugi wygląda na rok starszego.

Nie, nie zabłądziły. Do najbliższych zabudowań jest dobre 400m i nawet gdyby przyszły ze wsi, to potrafiłyby też wrócić do domu. A znalazłem wystraszone w krzakach, przeraźliwie miałczące i głodne. Ktoś musiał wyrzucić na parkingu, w lesie.

Puenty nie będzie.

odpowiedzialność za zwierzaki

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (185)

#82181

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Duża ogólnokrajowa firma hostingowa. Jedna z najlepiej rozpoznawalnych na rynku. Hostingi, ssl-e, VPS-y, logowanie tylko z hasłem o odpowiedniej sile. Nowoczesność i bezpieczeństwo pełną gębą.

Mam (jeszcze) u nich domenę. Wykupiona jakieś 8 lat temu i pomimo, że aktywnie eksploatowana, nie przeniesiona na serwer gdzie leżą pozostałe domeny. Ot, przeoczenie. Ale ponieważ od 3 lat, gdy zmieniły się dane mojej firmy, nie potrafią poprawnie wystawić faktury, zdecydowałem się przenieść usługę. Sprawa banalnie prosta. Potrzebuję kod authinfo, aby "zaparkować" domenę u innego operatora.
Dzisiaj mało nie umarłem ze śmiechu. Aby uzyskać ten kod muszę:

- zalogować się do swojego panelu klienta (normalne),
- wygenerować wniosek o kod (logiczne),
- wydrukować ten wygenerowany wniosek (zastanawiające),
- i uwaga! uwaga! - podpisany wniosek wysłać POCZTĄ. Tradycyjną Pocztą Polską.

Upewniałem się kilkukrotnie czy nie mają na myśli maila. Nie. Ma być wysłany papier.

Czy tylko mi się wydaje, że papier łatwiej sfałszować niż włamać się do skrzynki? Tym bardziej, że podpisów na papierze nie ma z czym porównać. Umowa na zakup domeny zawarta w sieci, nie wymagała żadnego zbędnego papieru...

Ot postęp, ot nowoczesność.

internet

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 170 (184)

#80171

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o pseudo obrońcach zwierząt.

Mieszkam w lesie. Mam psa. Duże 35 kg bydlę. Mieszanka ON i labradora. Wygląda prawie jak ON, z charakteru prawie labek. Zaliże prawie na śmierć. Ale ma duże przywiązanie do terenu. Pilnuje i lubi oszczekać na intruzów. I jego zadaniem jest aby odstraszać mieszkańców lasu (nie lubię, jak dzik łazi mi po podjeździe albo jeleń zagląda przez okno).

Niemniej jednak mam świadomość, że można go udobruchać, przekupić. Bo to raczej przyjazne bydlę.
Niestety, zaczął się sezon grzybowy i po lesie pęta się kupę eko-oszołomów i pseudo obrońców zwierząt...
Teren mam ogrodzony siatką. Siatka niestety nie jest wysoka 140cm.
Pies mieszka na podwórku (nawet nie chce wchodzić do domu). Ma tam ocieplaną budę i zamykany kojec. Ale bardzo rzadko jest tam zamykany.

Niestety, moje bydlę bez rozbiegu potrafi przeskoczyć przez siatkę. W związku z tym, aby ograniczyć mu "szwendacza" i nie narażać postronnych ludzi na kontakt z dużym zwierzęciem, pies jest uwiązany. Ma długi "hol". Bez problemu sięga w każdy kąt podwórka. Dodatkowo jest wybiegany, bo (prawie) codziennie żona albo córka zabiera go na długi spacer. Jeżeli nie ma na to czasu, przynajmniej na krótki wypad za bramę. Generalnie jest najedzony, wybiegany, wyczesany i zadbany. Ma więcej miejsca, przestrzeni i ruchu niż większość miastowych psiaków. Dodatkowo ma stado zróżnicowane gatunkowo (ludzie i koty) oraz własne terytorium do "pilnowania".

Wczoraj wróciliśmy trochę później do domu. Jeszcze po drodze mówiłem córce, żeby od razu wzięła psa na spacer, bo za chwilę będzie ciemno...
Przyjeżdżamy, brama zamknięta, a psa nie ma. Chodziliśmy, wołaliśmy, ale jak kamień w wodę.

Po raz któryś z kolei, jakieś nawiedzone biedne stworzenie, przez siatkę odpięło karabińczyk i spuściło psa.
Obrońca uciśnionego zwierzaka zapewne nie wie, że do końca miesiąca nie można spuszczać psów w lesie ze względu na rozrzucone dla lisów szczepionki przeciw wściekliźnie.
Dodatkowo, trwa chyba sezon łowiecki, bo w lesie słychać strzały.
Cóż, w domu była panika, że pies już nie wróci.

Wrócił. Obity, ze złamanym żebrem i przetrąconą łapą.
Podsumowując. "Obrońca" naraził psa na:
- zatrucie rozrzuconymi szczepionkami,
- postrzelenie przez myśliwych,
- obicie przez osoby najnormalniej w świecie bojących się dużego psa,

Naraził mnie na:
- stratę zwierzaka,
- koszty związane z jego leczeniem,
- odpowiedzialność, gdyby pies kogoś pogryzł,

Naraził siebie, na to że duży obcy pies odgryzie mu dupę. Ale to akurat mu się należało.

Właśnie szukam kamery do monitoringu. Jakby ktoś miał jeszcze jakiś pomysł, to chętnie posłucham.

pseudo obrońcy zwierząt

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (201)

#78669

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Liga szkół podstawowych w sportach drużynowych - duże miasto wojewódzkie.
Przez cały rok szkolny dzieciaki jeżdżą na zawody, starają się, walczą. Są takie (jak moje) dla którego drużyna i rywalizacja są ważne.
Dzisiaj zakończyły się rozgrywki. W nagrodę dzieciaki dostały koszulkę (z nadrukami sponsorów), ołówek i opaskę odblaskową.

Żadnych pucharów, medali. Dla wszystkich niezależnie od miejsca na podium, lub poza podium - jednakowe śmiecie reklamowe.

Tak właśnie gasi się zapał dzieciaków. Żadne nie myślało o drogich gadżetach dla siebie, ale o pucharze dla drużyny i medalu.

Sprawdziłem - puchary za trzy miejsca, z grawerem - 50 zł za komplet.
medale - od 1,4zł za szt.
Miasto zaoszczędziło jakieś 200 zł...

sport amatorski

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (221)

#78221

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Skarpetka niedawno pisała o pracodawcy, który wymiksował się z problemu ciężarnych kobiet (#78211). Ja napiszę Wam o drugiej stronie medalu.

Moja znajoma nie wpadła na pomysł uciekania od problemu. Zatrudnia kobiety, w większości młode. Praca biurowa, bez dźwigania ciężarów (co najwyżej segregator i katalog), czasem spotkanie z klientem, zazwyczaj praca na słuchawce i z dokumentami. Zatrudnia na umowę o pracę, płaci nieźle.

Od kilku lat ma co najmniej jedną pracownicę w ciąży i jedną na macierzyńskim. Wliczyła to w koszty prowadzenia działalności. Zaciska zęby ze złości, zatrudnia na zastępstwo i płaci za kolejne zwolnienia, urlopy itp. Łata braki kadrowe jak potrafi.

Sama jest kobietą, matką, żoną - więc rozumie, że dzieci, że rodzina, że gorsze samopoczucie. Zazwyczaj wszystko jest bez zbędnego naciągania przywilejów. Kobieta rodzi, czasem pracuje w ciąży, czasem nie, wykorzystuje urlop macierzyński dłuższy lub krótszy, wraca do pracy.

I nie byłoby tej historii gdyby nie pani Joanna. Zaczęła pracę jeszcze w czasie studiów, została przeszkolona, była dobrym pracownikiem. Gdy przyszedł czas wyszła za mąż i zaszła w ciążę…
I zaczęło się.

Drugi miesiąc ciąży i zwolnienie. Przeciągnęła do porodu. Z pobieżnych obserwacji nie wynikało, że coś jej dolega. Ale ok. przyjmijmy, że zwolnienie było zasadne.

Macierzyński - normalnie należy się i pracodawcy nie kosztuje. Skończył się macierzyński. Prawem matki jest wykorzystanie urlopu wypoczynkowego. Miała 3 tygodnie zaległego. Ale za okres zwolnienia w ciąży naleciało jej znowu 3 tygodnie.

Ok, już za momencik już za chwileczkę wróci do pracy. (Pracownikowi na zastępstwo kończy się umowa).
A nie, jednak nie tak szybko. Po tygodniu urlop przerwany na zwolnienie lekarskie na siebie. 2 tygodnie.
Powrót na urlop wypoczynkowy. Tydzień urlopu i znowu przerwa. Tym razem na dziecko.
I taka zabawa trwała. W pewnym momencie dziewczyna poszła na stałe zwolnienie 180 dni czyli maksymalnie tyle ile można. Za czas zasiłków chorobowych i zaległego urlopu znów należał jej się urlop za prawie cały rok.

Ponieważ wiedziała, że wszyscy są na nią wściekli i pierwszego dnia po powrocie do pracy dostanie wypowiedzenie chciała się "dogadywać". Miało to polegać na rozwiązaniu umowy za porozumieniem stron, bez konieczności świadczenia pracy. Czyli jeszcze trzy pensje za siedzenie w domu.

Pracodawca się nie zgodził. Pani przychodziła do pracy. Była odsunięta od dokumentacji i klientów. Ale również od internetu, żeby za dobrze się nie bawiła. Dostała zadania porządkowe (w umowie zapis: wykonywać inne polecenia kierownika).

Twarda była, przychodziła do pracy. Pod koniec okresu wypowiedzenia przyniosła zwolnienie lekarskie. Druga ciąża. Umowa o pracę przedłużyła się automatycznie do czasu rozwiązania.
Czyli pracodawca zapłacił pracownicy:
Za zaległy urlop wypoczynkowy - i to ok.
Za 30 dni zwolnienia lekarskiego w okresie ciąży - i to jest mniej ok, ale do przeżycia.
Za urlop wypoczynkowy, który musiał naliczyć w czasie gdy pracownica była w ciąży, na zwolnieniu lekarskim (18 dni - czyli prawie miesiąc) - i to jest bardzo nie ok.
Za miesiąc zwolnienia po macierzyńskim.
Za urlop, który należy się za czas zwolnienia (13 dni).
Plus kolejne 18 dni za urlop, który będzie jej się należał za zwolnienie w drugiej ciąży.
Prawie pół roku płacenia pracownikowi za nic. Do tego dochodzą składki ZUS-owskie.
A ponieważ robota musi być zrobiona - trzeba zapłacić pracownikowi na zastępstwo.

I dzięki takim paniom zatrudnienie bezdzietnej kobiety w wieku rozrodczym to prawie jak gra w rosyjską ruletkę. Nie dlatego, że są gorszymi pracownikami a dlatego, że mogą wygenerować duże koszty.
Pół biedy, gdy interes idzie dobrze. Ale w gorszym momencie, gdy trafi się na więcej niż jedną z kreatywnym podejściem do własnych praw, zaczyna robić się nieciekawie.

pracodawcy i prawa pracownic

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 311 (339)

#76586

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu, gdy kupowaliśmy dom na całkowitym zadupiu, dokładnie sprawdziliśmy wszystko co się z tym wiąże. W tym plan zagospodarowania, własność ziemi wokół, zrobiliśmy wywiad dotyczący wywozu nieczystości, dostępności mediów, odśnieżania.
I żyliśmy sobie spokojnie przy wąziutkiej drodze gminnej, bez utwardzonej nawierzchni. Wprawdzie w planach było, że kiedyś będzie przed naszym domem biegła droga powiatowa, ale to "kiedyś" było bardzo nieokreślone. I jedynymi warunkami było odsunięcie ogrodzenia i infrastruktury domowej o ileś metrów od drogi.

Zawsze się cieszyłem, że choć droga lichej jakości, to zawsze odśnieżona na czas. Lepiej niż miasto, zawsze świtem, a później w miarę potrzeby jeszcze raz lub nawet dwa razy.
Dwie poprzednie zimy były mało śnieżne i nie zauważyłem, żeby coś się zmieniło. Ot, na końcu asfaltu postawili znak informujący, że mieszkam poza wsią, wysypali trochę tłucznia, żeby zasypać dziury.

Do wczoraj.
W nocy popadało. Rano nasza dróżka nieodśnieżona.
Wyjechałem - wieś odśnieżona.
Po wykonaniu kilku telefonów dowiedziałem się, że:
- panikuję, bo te kilka cm śniegu nie powinno utrudnić mi wyjazdu i mam nie zawracać dooopy,
- gmina przekazała drogę do powiatu, więc już nie musi jej odśnieżać,
- powiatowy zarząd dróg ma kategoryzację kolejności zimowego odśnieżania,
- 300 m drogi za wsią (i asfaltem) prowadzącej do 3 posesji nie ma żadnej kategorii, bo jest zbyt mało uczęszczana, żeby ktoś się tym przejmował.

Dzisiaj znowu pada... Zapakowałem szuflę do auta. Mam nadzieję, że wrócę do domu :)
A od wczoraj zastanawiam się jak to "ugryźć", żeby jednak te 300 m drogi kogoś interesowało.
Nawet nie chodzi mi o moją wygodę, choć ta jest istotna. Ale jeszcze za nami mieszka starsza, schorowana kobieta. I dla niej brnięcie przez śnieg po zakupy to katorga. A w razie potrzeby karetka nie dojedzie.

zima

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (188)