Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

zapomnijomnieszybko

Zamieszcza historie od: 7 grudnia 2015 - 23:05
Ostatnio: 20 grudnia 2018 - 7:06
  • Historii na głównej: 14 z 19
  • Punktów za historie: 3069
  • Komentarzy: 282
  • Punktów za komentarze: 1895
 

#81529

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dowód na to, że ludziom nie dogodzisz.

Mieszkam w małej miejscowości, którą przecina droga o bardzo dużym natężeniu ruchu. Jako że drogą tą codziennie jadę do pracy, mam możliwość zaobserwowania tego, co się dzieje. Tyle tytułem wstępu.

Jakiś czas temu zauważyłam, że wzdłuż drogi zaczynają pojawiać się wysokie betonowe słupy - znak, że w niedalekiej przyszłości pojawią się ekrany akustyczne (dźwiękoszczelne, dźwiękochłonne, zwał jak zwał). Pomyślałam: „fajnie, w końcu coś ruszyło". Z tego co pamiętam, ludzie już od dłuższego czas starali się, aby te ekrany powstały.

Od trzech dni jednak prace ustały. Ludzi brak, maszyny stoją w miejscu. Podpytałam znajomego (jeden z zainteresowanych powstaniem tych ekranów), czy orientuje się, dlaczego prace ustały.

Okazało się, że aby wybudować ekrany trzeba wyciąć kilka drzew. Na tę wiadomość ludzie się oburzyli i podobno napisali jakąś petycję (nie wiem gdzie), żeby te drzewa zachować. Nie pomogły tłumaczenia, że na tym etapie prac przestawienie ekranów jest niemożliwe. Z tego, co mówił kolega padło hasło, że w sumie jak jest przerwa w ekranach z racji wjazdów na posesję, to można zrobić przerwę z racji drzew. Tutaj znów oburza się właściciel domu, wzdłuż którego stoją drzewa (nie stoją na jego działce), że skoro ma wjazd na posesję "od tyłu”, to chce mieć ekrany na całej długości.

Jedyny głos rozsądku w tej całej batalii rzucił hasło w stylu: "Dlaczego nie wycięto drzew przed rozpoczęciem prac wykonawczych?”. I tutaj najlepsze. Okazało się, że wycinka z nieznanych mi przyczyn została opóźniona, a ekipa stawiająca ekrany stwierdziła, że oni maja terminy i pracować muszą. To się napracowali.

No i prace stoją, bo trwa "przepychanka". Z ciekawości sprawdzałam, na razie o tym wszędzie cicho, ale myślę, że to tylko kwestia czasu, póki ktoś nie nagłośni sprawy.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 90 (108)

#80246

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Właśnie wróciłam ze śniadania na mieście. Zwykła mała knajpka, na śniadanie zestawy, najczęściej jajecznica, twarożek, jakiś dżem itp itd.

Nagle wchodzą ONI. Siadają do stolika obok (ważne, żeby nie było że podsłuchuję). Pan zamawia zestaw nr 2 (w jego skład wchodzi m.in. jajecznica na boczku i twarożek). Wtedy odzywa się jego towarzyszka:

T: Ja poproszę to samo, tylko jajecznicę bez boczku, bo jestem WEGANKĄ.

Kelnerka nic nie powiedziała, chłopak też pozostawił sytuację bez komentarza. Pani, po otrzymaniu zamówienia, ze smakiem pałaszowała wegańską jajecznicę i wegański twarożek.

Wyszłam z knajpki jakiś czas temu i to tej pory próbuję ogarnąć co tam się wydarzyło.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (215)

#79333

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia koleżanki, dodana za jej zgodą.

Koleżanka [K] pracuje w hotelu, w którym znajduje się również strefa relaksu (sauny, jaccuzzi, grota solna).

Wczoraj po południu podczas burzy odłączyło prąd w prawie całym mieście, w tym również w hotelu. Podczas awarii dzwoni pewien pan [P]:

[P]: Dzień dobry, XXX z tej strony. Można przyjechać na sauny?
[K]: Dzień dobry, ale przecież nie ma prądu w całym mieście. Sauny nie działają.
[P]: Jak to k***a nie działają? Mnie nie obchodzi, że nie ma prądu! Powinniście mieć osobne zasilanie na sauny!
[K]: Mamy agregat, który awaryjnie dostarcza prąd tylko do pokoi. Niestety... (tutaj Koleżanka chciała powiedzieć, że nic nie poradzi na to, że nie ma prądu i to nie z jej winy jest ta awaria).
[P]: A to spie....

EDIT: Po komentarzu timo uzupełniam. Dopytałam koleżanki. Pan mieszka na tej samej ulicy przy której znajduje się hotel.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (154)

#79144

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czy opisana sytuacja jest piekielna, oceńcie sami. Według mnie opisane zachowanie jest poniżej jakiejkolwiek krytyki.

Jak wspominałam we wcześniejszej historii pracuję na recepcji biurowca, w którym wynajmujemy również salę konferencyjną.

Wczoraj w godzinach porannych dzwoni telefon. Pani Piekielna mówi, że dnia (powiedzmy) 12.07. (termin dość bliski) mają zarezerwowaną u nas salę na pokazy, ale niestety muszą rezerwację anulować, gdyż nie będą w stanie logistycznie tego wszystkiego ogarnąć i nie dadzą rady do nas dojechać. Informuję, że nie ma problemu i dziękuję za telefon.

Dzisiaj, dosłownie kilka minut temu dzwoni Pani Piekielna w celu potwierdzenia sali dnia 12.07. Ale moment, jak to potwierdzenia, przecież wczoraj dzwoniła i anulowała. Nie, ona nie dzwoniła nic nie anulowała, rezerwacja jest jak najbardziej aktualna. Próbuję wyjaśnić zaistniałą sytuację. Wczorajszego numeru telefonu nie jestem w stanie zidentyfikować (wynajmujący salę zazwyczaj dzwonią z zastrzeżonych numerów, żebyśmy nie podawały tego numeru awanturującym się dziadkom). Razem z Panią Piekielną dochodzimy do wniosku, że dzwonił ktoś z konkurencji i chciał zrobić... no właśnie na złość? Głupi kawał? Nawet nie wiem jak to nazwać.

Powiedzcie, co trzeba mieć w głowie, żeby robić konkurencji takie coś. Ja rozumiem. Konkurencja konkurencją, no ale trochę przyzwoitości chyba jednak trzeba mieć.

Edit: Chyba powinnam dopisać kilka rzeczy. Ja nie zajmuję się rezerwacjami tej sali. Nie mam wglądu w korespondencję mailową, umowy czy inną dokumentację. Pani zadzwoniła, odwołała, ja rezygnację przyjęłam i przekazałam informację do osoby zajmującej się rezerwacjami. Ten telefon nie wydał mi się dziwny. Kobieta podała datę i godziny rezerwacji.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (125)

#79064

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na fali historii o piekielnych listonoszach i kurierach dodam coś od siebie.

Z racji tego, że mojego brata często nie ma u niego w domu, wszystkie przesyłki adresowane na brata są dostarczane do nas.

Jakież było moje zdziwienie, gdy po powrocie ze sklepu zobaczyłam pod drzwiami paczkę. Wtaszczyłam ją do domu i napisałam bratu wiadomość, że przyszła przesyłka. Nie wspominałam o tym, jak ją znalazłam, byłam przekonana, że brat tak się umówił z kurierem.

Gdy przyjechał po paczkę wyraził swoje zdumienie, że paczka została dostarczona tak szybko (był przekonany, że przyjdzie w następnym dniu). Wtedy opowiedziałam mu o tym, jak znalazłam paczkę pod drzwiami. Przyznaję — nigdy nie widziałam brata tak zdenerwowanego, w takiej furii. Nie wiem, co dokładnie było w tej paczce, ale podobno jej wartość przekraczała kilkaset złotych.

Z tego co wiem, skarga na kuriera poszła. Dodatkowo brat zastanawia się, czy nie oskarżyć kuriera o sfałszowanie podpisu.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (178)
zarchiwizowany
Witajcie ponownie.

Jak pisałam w jednej z poprzednich moich historii, postanowiłam zostać strażakiem. Zdałam egzaminy i teraz gdy zawyje syrena a ja jestem dostępna to biegnę na wezwanie.

To co wydarzyło się wczoraj zmusiło mnie (myślę że to odpowiednie słowo) do opisania dwóch sytuacji. Nie będę podawać szczegółów, gdyż nie mam pewności, że żaden z moich znajomych nie jest czytelnikiem tego portalu. Opiszę to dość ogólnikowo, jednak postaram się jak najdokładniej opisać te dwie sytuacje.

1. Miejsce akcji: obwodnica miasta. Uczestnicy: kierowca samochodu osobowego i motocyklista.

Motocyklista porusza się prawym pasem ruchu. Samochód osobowy jedzie lewym. Oba pojazdy zbliżają się do zjazdu, który kierowca samochodu (najprawdopodobniej) zauważa w ostatniej chwili. Zjeżdża na prawy pas zahaczając o motor. Szczęście w nieszczęściu: motor do kasacji, motocyklista wyszedł prawie bez szwanku. Patrząc na to jak wyglądał motor wręcz niewiarygodne.

2. Miejsce akcji: autostrada - droga szybkiego ruchu. Uczestnicy: kierowca samochodu osobowego, kierowca tira i motocyklista.

Tutaj opis będzie trochę bardziej skomplikowany. Motocyklista porusza się prawym pasem. Tir lewym - za kilkaset metrów zamierza skręcić w lewo. Auto osobowe jadące za tirem zmienia pas ruchu i wpada na motocyklistę. Ten ginie na miejscu.

Tyle się mówi o motocyklistach i o tym że uważają się za królów szos. Jak pewnie zauważyliście oba te wypadki były spowodowane z winy kierowców osobówek. Jako smaczek dodam historię koleżanki ratowniczki medycznej. Rowerzysta jedzie ścieżką rowerową, chce przejechać przez drogę na drugą część ścieżki. W tym momencie uderza w niego samochód. Nie znam szczegółów jednak w tym przypadku również byłą ewidentna wina kierowcy samochodu - przyznał się.

Prawda jest taka, że nie zawsze wina leży po stronie motocyklisty, rowerzysty czy pieszego. Słysząc z opowieści znajomych mam wrażenie że to samochodziarze maja się za władców szos. W końcu w takim wypadku najwyżej ucierpi ich samochód a nie zdrowie.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (52)

#78694

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka piekielności z mojej pracy. No dobrze, pojedyncze sytuacje nie są piekielne, jednak kiedy powtarzają się notorycznie, robi się to irytujące.

Może kilka słów o mojej pracy, żeby choć trochę nakreślić sytuację. Pracuję w biurowcu na recepcji (o ile dobrze pamiętam jest tutaj użytkowniczka która pracuje na takim samym, bądź podobnym stanowisku, tylko za granicą). Do moich zadań należy m.in. odbieranie telefonów, przyjmowanie paczek oraz kierowanie klientów do odpowiednich biur.

Zaczynamy więc:

1. Na recepcji mamy dwa telefony A i B. Każdy telefon ma swój numer. Jednak, jeśli dzwonisz na numer telefonu A, dzwoni również telefon B. Nawet gdy rozmawiasz i teoretycznie numer powinien być zajęty, telefon B uparcie dzwoni. Kiedy w końcu odbiorę telefon, często słyszę dlaczego tak długo nie odbieram, tłumaczenia nie pomagają. Rozmowy z kierownictwem, żeby to jakoś zmienić również nie.

2. Gdy jakieś biuro jest zamknięte, na sekretarce telefonicznej jest ustawiona automatyczna wiadomość w stylu "Niestety skończyły się godziny urzędowania prosimy o kontakt w godzinach takich i takich". Powinnam napisać, że w większości biur. Jest jedno biuro, którego szefostwo stwierdziło, że poza godzinami pracy połączenia będą przekierowywane do mnie na recepcję. I to była największa głupota, na którą mój szef się zgodził. Bywają dni, że 50% telefonów to właśnie te przekierowane.

3. Paczki i kurierzy. Kurier jednej z firm wymyślił sobie, że paczki będzie zostawiał mi na recepcji, a ja je potem rozniosę. Oczywiście nie robiło na nim wrażania gdy mówiłam mu, że nie mam czasu, że muszę siedzieć na recepcji. Pomógł dopiero tekst, że to jemu za to płacą a nie mnie (swoją drogą nie wiem czemu wpadłam na ten tekst tak późno).

4. W naszym budynku znajduje się sala konferencyjna, na której bardzo często odbywają się różnego rodzaju pokazy, jak ja to nazywam, "dla dziadków". I tutaj piekielności są zarówno ze strony dziadków jak i przedstawicieli handlowych.

a) DZIADKOWIE.
Zdarzają się osoby, które na taki pokaz przychodzą nawet godzinę przed czasem. Mówię, że mogą usiąść na sofie i poczekać. Ale nie... Oni wolą chodzić po całym biurowcu. Serio! Albo wiszą mi na recepcji i przeszkadzają w pracy. Mistrzem została babcia, która na recepcji odpaliła papierosa (gdzie nie spojrzeć naklejki i tabliczki o zakazie palenia). Jeśli chodzi o toalety, to po przejściu takiej grupy dziadków jest potrzebny naprawdę ciężki sprzęt. Nie będę tutaj opisywać szczegółów bo są obrzydliwe. Jednak kradzież szczotek do muszli klozetowe jest na porządku dziennym (no dobra, średnio raz w miesiącu giną).

b) PRZEDSIĘBIORCY HANDLOWI.
Tutaj po prostu brak mi słów. Jeszcze nie zdarzyło się by byli to porządni ludzie. Jeśli coś idzie nie po ich myśli, to wyzywają dziadków, grożą im policją i naszą ochroną. Są aroganccy i myślą że wszystko im wolno.

Myślę, że na początek tyle wystarczy. Żeby nie przedłużać.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (121)
zarchiwizowany

#78841

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Chciałabym przytoczyć tutaj sytuację, która wydarzyła się wczoraj, a swój ciąg dalszy miała dzisiaj. Zdaję sobie sprawę, że mogę zostać zaatakowana tutaj przez obrońców zwierząt, jednak już na początku chcę zaznaczyć, że w tamtym momencie była to jedyna rzecz którą mogłam zrobić, ze względu na brak czasu (spóźnienie do pracy).

Jadę wczoraj do pracy (spóźniona ze względu na przedłużającą się wizytę u dentysty) i patrzą że na skraju drogi (boku, nie poboczu), leży potrącony kot. Zatrzymuję się, sprawdzam, kot nie żyje. Przeniosłam kota na pobocze. O całej sprawie zapomniałam. Dziś ponownie jadę do pracy. A kot cały porozjeżdżany. Wątpię żeby był to inny zwierzak.

Kim trzeba być, żeby rozjeżdżać nieżyjące już zwierzę i to w dodatku leżące na poboczu?? Widać było, że ktoś specjalnie wjechał na zwierzaka. Żaden normalny kierowca by tak nie jechał.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (25)

#78292

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od dziecka marzyłam o tym by zostać strażakiem. Już kilka lat należę do OSP (jeżdżę na zawody, udzielam się, chodzę na wewnętrzne szkolenia, obstawy różnych imprez itp.). Mam również mundur galowy, więc uczestniczę we wszystkich ważnych uroczystościach, nie tylko strażackich ale również kościelnych (np. w Boże Ciało chłopaki niosą baldachim, a 2 dziewczyny i chłopak idą ze sztandarem).

W końcu nadarzyła się okazja aby pójść na szkolenie i testy, po których będę mogła jeździć na akcje. Dla spełnienia tego marzenia nawet zrezygnowałam z dodatkowej pracy, a w tej głównej szefostwo poszło mi na rękę i tak ustawiło zmiany, aby nie kolidowały one z kursami.

Tyle tytułem wstępu (dość przydługiego - przepraszam), aby pokazać, że naprawdę jestem zaangażowana w to co robię.

Historia właściwa. Będzie kilka podpunktów, żeby łatwiej było czytać.

1. Razem ze mną na kursy chodzi jeszcze jedna dziewczyna (powiedzmy Ewelina). Ewelina jest dziewczęciem bardzo wygadanym, rzekłabym, że jest wyszczekana. Nie wie kiedy zamknąć buzię i już kilka razy wpakowała się (a nawet nas) przez to w kłopoty. Dlaczego nas? Bo patrzą na mnie przez jej pryzmat (dobrze to napisałam??). I często zamiast oberwać się tylko jej, dostaje się również mnie. Na dodatek jest krewną naszego gminnego komendanta.

2. Mamy jednego pana prowadzącego kursy, który uważa że nie istnieje "coś takiego" jak kobieta strażak. Na każdym kroku podkreśla że nie damy sobie rady, że jesteśmy za słabe (czasem podchodzi to pod mobbing). Halo proszę pana!! Chodzimy na te same kursy co faceci, nie mamy taryfy ulgowej. Dodatkowo nęka Ewelinę za "nepotyzm" - jego słowa.

3. Ten sam pan, stwierdził, że podczas wypadku może być sytuacja podczas której poszkodowany zdecyduje, że nie chce by ratowała go kobieta strażak. Wymyślił, że zrobimy scenki sytuacyjne. Podzielił nas na 3 grupy (w jednej byłam ja z chłopakami, w drugiej Ewelina + faceci, trzecia grupa była męska). Podczas "akcji" gdy go ratowałam wyzywał mnie, szarpał się itp. Zapytałam Ewelinę jak ona sobie z tym poradziła. Powiedziała, że gdy ją opluł i ugryzł, to po prostu odpuściła i się popłakała (sama sytuacji nie widziałam, każda grupa wchodziła do sali osobno, jednak męska część ekipy potwierdziła zachowanie prowadzącego).

Być może te sytuacje nie są dla Was piekielne, jednak jeśli ktoś jest słaby psychiczny to odpuści. Zrezygnuje z marzeń. Już pomijam, że nie chodzi tu do końca o marzenia, tylko o zachowanie faceta, które jest niedopuszczalne.

P.S. Ewelina w poniedziałek idzie złożyć na niego skargę. Skargę i rezygnację z kursów.

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (225)
zarchiwizowany
Duże skrzyżowanie ze światłami. Droga krajowa krzyżuje się z inną dość mocno uczęszczaną drogą (nie wiem dokładnie czy to droga wojewódzka czy powiatowa - nie ma to znaczenia).

I nagle, jakieś 20-30 metrów za światłami kontrola trzeźwości. Dla uściślenia, na drodze krajowej!

Tak siedzę i zastanawiam się kto w powyższej sytuacji był bardziej piekielny. Policjanci, którzy w takim miejscu urządzili sobie łapankę, czy kierowcy, którzy wiedząc i widząc że nie ma dla nich miejsca, zamiast zatrzymać się przed światłami, jadą dalej i blokują ruch na całym skrzyżowaniu.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (20)