Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#10152

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było to prawie dwadzieścia lat temu. Wracałem z uczelni po jakimś egzaminie. Koniec czerwca, upał straszny, ja dodatkowo rozgorączkowany adrenaliną po trudnym egzaminie z gatunku "pojedynek na słowa z wykładowcą".

Do domu spory kawałek, pić mi się chciało potwornie - więc czekając na autobus kupiłem u ulicznego sprzedawcy (takiego ze stoliczkiem na ulicy - w latach dziewięćdziesiątych w Warszawie to była norma...) półtoralitrową plastikową butelkę Coca-Coli.

Już płacąc widziałem że nadjeżdża mój autobus. Wsiadłem, nie było tłoku - siadłem sobie na podwójnym siedzeniu, a po chwili obok mnie usiadła pani w średnim wieku w eleganckiej, białej garsonce.

Siedzę, pić mi się chce, więc niewiele myśląc odkręcam butelkę i...

Tak, dobrze myślicie: cola po prostu eksploduje, zalewając wszystko dookoła: mnie (pół biedy), okno, siedzenia i oczywiście panią w jeszcze przed chwilą białej garsonce...

Gdybyście widzieli jej spojrzenie... Gdyby wzrok mógł zabijać, to bym tego teraz nie pisał. Wybąkałem jakieś kretyńskie przeprosiny, zacząłem coś mówić że zapłacę za pralnię - ale pani spojrzała na mnie JESZCZE BARDZIEJ morderczym wzrokiem (a ja naiwnie myślałem, że już bardziej się nie da!), więc dalej mamrocząc jakieś przeprosiny po prostu BARDZO SZYBKO wysiadłem.

Gorąco, stres egzaminacyjny - wszystko to sprawiło, że po prostu nie pomyślałem: przecież duża butla słodkiego, gazowanego napoju kupiona od sprzedawcy stojącego w pełnym słońcu na ulicy po prostu MUSIAŁA być "nabita" i trysnąć na wszystkie strony.

Minęło prawie 20 lat, ale wzroku tej pani chyba nigdy nie zapomnę...

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 396 (574)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…