Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#10596

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem miłośnikiem szczurów. Sam posiadam ich (tylko) piętnaście. Moimi ulubieńcami są dwa z nich o dumnych imionach Trabant i Anuk. Właściwie zawsze jeden z nich towarzyszy mi przy wyjściach z domu.

Tym razem będzie to historia z Trabantem.
Tego dnia ja i Trabant postanowiliśmy nawiedzić okoliczny sklep spożywczy w poszukiwaniu pestek słonecznika i dyni. Pracownicy sklepu znają mnie i moje szczury, więc często zdarza się, że gdy ja robię zakupy ktoś z pracowników bierze szczura, z którym akurat jestem i bawi się z nim. Ta historyjka jest tak głupia, że aż śmieszna.

Dotarliśmy do sklepu i od progu przywitał nas nowy pracownik, którego wcześniej nie znałem. Rzucił:

- Dzień dobry! Nie mogłem się doczekać kiedy pana poznam, wszyscy pracownicy mówią o pana szczurach! Czy mógłbym ja dziś z tym szczurem posiedzieć?

Nie widziałem przeciwwskazań. W końcu od lat tam przychodzę z różnymi szczurami i pracownicy zawsze chętnie się nimi zajmowali (zaznaczę, że nigdy ich o to nie prosiłem). Obiegłem sklep, zrobiłem potrzebne nam zakupy. I idę do pracownika po Trabanta, a on jakby pierwszy raz mnie widział:

P - Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
Ja - Przyszedłem odebrać szczura.
P - Jakiego szczura?
Ja - No zaoferował pan opiekę nad moim szczurem, to był pan?
P - Nie! Absolutnie nie! Szczur w sklepie?! NIGDY!

Byłem w lekkim szoku, czyżbym pomylił pracowników?

Ja - W takim razie mogę rozmawiać z pracownikiem, który jakieś 10 minut temu zamiatał podłogę przy wejściu?
P - To byłem ja! Ale nie widziałem żeby pan przychodził z jakimś zwierzęciem!

Przepychanka słowna trwała dobre 20 minut. Zacząłem się denerwować nie na żarty. Po głowie krążyły mi myśli, że może Trabantowi coś się stało i teraz ten pan nie chce się przyznać, a może Trabant leży gdzieś i cierpi albo już nie żyje? Do tej pory rozmowa odbywała się na spokojnie, ale po pół godzinie walki zacząłem krzyczeć, czym zainteresował się ochroniarz, który mnie znał (i zresztą nie raz też brał - jak lubił nazywać Trabanta - "szczura obronnego" na obchód po sklepie). Ochroniarz zaczął tłumaczyć, że na pewno przyszedłem ze szczurem i domagać się odpowiedzi na pytanie: gdzie on teraz jest.

W końcu zacząłem grozić policją, ale to nic nie dało. Pan nadal w zaparte, że on żadnego szczura nigdy nie brał. Aż w pewnym momencie... Z zaplecza wyszedł, jakby nigdy nic, Trabant! Był lekko zakrwawiony na grzbiecie (było to widać, ponieważ Trabant jest odmiany fuzz, czyli prawie wcale nie ma sierści). Ochroniarz poleciał zobaczyć na zaplecze czy są gdzieś jakieś plamy po krwi żeby określić co mu się stało. Żadnych plam nie znalazł, ale za to odszukał karton, szczelnie zamknięty, z wygryzioną dziurą...

Okazało się, że sprytny pan sprzedawca widząc tak nietypowego (według niego - dla mnie fuzz, dumbo to wcale nie taki nietypowy szczur) zwierza pomyślał, że mógłby go sprzedać za korzystną cenę, jednak nie pomyślał, że szczur przegryzie karton i ucieknie.

Nie wiem jak mogło mu wpaść do głowy, że wmówi mi na siłę, że ja wcale z żadnym szczurem nie przyszedłem... Pomysłowość niektórych nigdy nie przestanie mnie zadziwiać!

Jak było do przewidzenia więcej tego pana tam nie widziałem, a Trabantowi nic nie było, po prostu przy ucieczce otarł swój grzbiet o karton, a że skórę ma bardzo delikatną, to trochę go podrapało.

Sklep spożywczy

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 943 (1067)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…