Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#10648

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niektórzy już pewnie wiedzą, że dysponuję armią zwierząt. Wszystkie moje zwierzaki pochodzą z adopcji, żadnego nie kupowałem - wszystkie pochodzą z domów gdzie nie stać kogoś było na leczenie lub nie miał warunków żeby dłużej zwierzę trzymać.

Pewnego razu, gdy byłem na zakupach poczytałem sobie te kartki z ogłoszeniami. Było tam jedno, które mnie zainteresowało. Ponieważ od dawna myślałem o poszukaniu adopcji fretek, zauważyłem ofertę o następującej treści:

"Oddam w dobre ręce dwie tchórzofretki. Wiek dwa lata. Telefon..."

Zadzwoniłem, umówiłem się, pojechałem do zoologicznego oczywiście cały fretkowy osprzęt zakupić. Poszedłem na miejsce, okazało się, że to dwa bloki ode mnie. Pani miła, pokazała fretki, mieszkanko miała faktycznie małe, mówiła, że bardzo dużo pracuje i nie ma ani czasu ani miejsca na zwierzęta. Wypytała mnie jeszcze o warunki, czy mam inne zwierzęta i tak dalej. Wszystko było dobrze do momentu aż poprosiłem o umowę adopcyjną... Tu pani się zwiesiła. Zaczęła mówić, że nie, to nie jest konieczne, że ona zna mnie z widzenia (ja tam widziałem ją pierwszy raz), że wie, że kupuje w tym i tym sklepie i tak dalej. Jednak nauczony doświadczeniem z kilku poprzednich adopcji uparłem się na umowę adopcyjną. Poszedłem do domu, poszukałem takowej i przyszedłem po tchórzofretki raz jeszcze. Pani niechętnie ale podpisała umowę, choć cały czas mnie zapewniała, że to niepotrzebne, nigdy się nie przyda i tak dalej. Generalnie było widać, że koniecznie chciała uniknąć podpisywania tej umowy.

Frety zabrałem do siebie. Po dwóch dniach z samiutkiego rana dzwonek do drzwi. Nieco zaspany zwlokłem się i otworzyłem, a tam dwóch przedstawicieli władzy razem z panią od fretek.

- On UKRADŁ moje fretki! - I wskazuje na mnie.

Zrobiło się zamieszanie. Nie wiedziałem o co chodzi... Panowie policjanci oczywiście twardo po stronie zgłaszającej. Chcą mnie na posterunek, każą się ubierać i pakować fretki w transporter. W końcu zabrano mnie na posterunek takiego wpół śpiącego, ubranego byle jak , żebym przedstawił swoją wersję wydarzeń.

Zacząłem pokazywać, że mam umowę adopcyjną to mi powiedziano, że obie strony powinny takową posiadać... Ale przecież ta pani dostała również taką umowę! Ale ona zapiera się, że nie, że była na spacerze z nimi, a ja sobie je przywłaszczyłem. Pokazuję, że to podpis tej pani, ona zaczęła podpisywać się na kartce zupełnie inaczej i upierała się, że ona tak się podpisuje. Sytuacja zaczęła robić się niefajna, wszyscy przeciwko mnie. Mam umowę, ale okazuje się, że niewiele jest warta. Nie znam się kompletnie na prawie, więc zacząłem się zastanawiać co teraz ze mną będzie. Policjant coraz bardziej się irytował, kazał się przyznać bo "on nie ma czasu".

W końcu ta babka rzuciła, że "już nie chce tych fretek" i że przypomina sobie, że "być może" jednak posiada taką umowę i nawet możliwe, że to jej podpis był... Spędziłem tam jeszcze trochę czasu i puszczono mnie do domu. Po kilku miesiącach przyszło zawiadomienie o umorzeniu sprawy.

Teraz jestem właścicielem dwóch tchórzofretek - Wreda i Freda. Ciekawe czy pani po prostu się odwidziało i chciała fretki z powrotem, a później stwierdziła, że za dużo zachodu o dwa zwierzaki?

Adopcje

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 686 (772)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…