Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#10971

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sporo ostatnio historii o "nocnych imprezowiczach" - dorzucę swoje trzy grosze. Kto w tej historii był bardziej piekielny - osądźcie sami.

Było to dawno temu, mieszkałem w warszawskim bloku, miałem 18 lat i szykowałem się do matury. Nazajutrz miała być próbna matura bodaj z polskiego, więc jeszcze trochę się uczyłem, a potem położyłem się spać - bo jak wiadomo nawet pełna głowa wiedzy nie przyda się, jak człowiek jest nieprzytomny. Moja mama gdzieś wtedy na kilka dni wyjechała, byłem sam w domu.

Pech chciał, że mieliśmy takich sąsiadów przez ścianę - "imprezowe towarzystwo", prymitywni, codziennie rzeka alkoholu, wrzaski, przekleństwa, kłótnie, muzyka, jazgot. Kto mieszka (albo mieszkał) w bloku zbudowanym z wielkiej płyty (zwanej długogrającą...), ten wie że właściwości izolacji dźwięku w takim budownictwie nie istnieją. Co gorsza - "duży pokój" piekielnych sąsiadów przylegał bezpośrednio do pokoju w którym spałem.

Jedenasta w nocy - impreza za ścianą. Północ - to samo. Pierwsza w nocy - impreza wyraźnie się rozkręca...

Co robić? Dziś odpowiedź byłaby prosta: zadzwonić na policję. Tylko że wtedy nie było policji, tylko milicja (maturę robiłem w 1989) i generalnie jak człowiek nie musiał, to wolał nie mieć z nią za dużo do czynienia... A impreza trwała. Nie byłem taki odważny, żeby samemu pukać do drzwi za którymi bawi się spora grupka kompletnie pijanych dorosłych ludzi (nie, niestety nie nazywam się Chuck Norris).

O drugiej w nocy nie wytrzymałem. Wpadłem na naprawdę piekielny pomysł... Na szafce przy ścianie dzielącej nasze mieszkanie (i mój pokój) od mieszkania pijanych sąsiadów stał magnetofon (tak, magnetofon, na kasety - takie to były czasy :-).

Nie był to może jakiś cud techniki - ale drewniane, oddzielne głośniki plus wzmacniacz 2 X 35 watów swoją moc miały. Co zrobiłem?

Najpierw ustawiłem głośniki przodem do ściany. Potem ustawiłem potencjometr ("głośność") na maksimum. Potem włożyłem kasetę z V symfonią Beethovena (zawsze lubiłem klasykę...). A potem wcisnąłem "play" i... szybko uciekłem do drugiego pokoju.

Kasety magnetofonowe mają na początku kawałek "pustej" taśmy, tak zwaną rozbiegówkę. Rozbiegówka przewija się jakieś 5-10 sekund. A potem...

TA-DA-DA-DAMMMMM!!!! TA-DA-DA-DAMMMMM!!!!...

Dudniło tak, że czułem drżenie szyb i ścian. Jestem pewien, że obudziłem cały blok (ale większość pewnie i tak nie spała ze względu na imprezę za ścianą).

Imprezowicze wytrzymali 20 sekund. Potem wyłączyli swoją muzykę (jeśli tak można nazwać tę rąbankę, która leciała z ich mizernego Grundiga) i wylecieli na korytarz, żeby zobaczyć CO SIĘ DZIEJE.

Tyle że ja już wtedy szybko wyłączyłem Beethovena (wybacz, mistrzu...). Zapadła cisza. A potem imprezowicze szybko i (sądząc po odgłosach na klatce schodowej) dość nerwowo rozeszli się do domów.

A następnego dnia sąsiadka i jej facet chodzili po osiedlu z jakoś mocno niepewnymi minami i przez bodaj trzy dni nic nie pili.

Wiecie co? Mam wrażenie, że oni w tym pijanym widzie uznali to chyba za coś w rodzaju "memento mori", za śmierć pukającą do drzwi. :-)

Potem jeszcze przez kilka dni różne sąsiadki dyskutowały o tym, co to było za zjawisko...

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 778 (882)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…