Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#12291

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem ratownikiem medycznym. Kolejna historia z wezwania.

Staza. To takie piękne urządzonko. Bardzo przydatne nawet. Jeżeli ktoś nie kojarzy to już spieszę z wyjaśnieniem - jest to taka śmieszna gumka z guziczkiem, która zakładają nam na rękę, np. przed pobraniem krwi. Jest również istną kopalnią pomysłów dla nieletnich pociech użytkowników naszych służb. Zazwyczaj noszę stazę przypiętą do kamizelki z przodu, aby mieć do niej łatwy dostęp.
Tego dnia pożałowałem, że to akurat w tym miejscu zawsze ją trzymam.

Dostaliśmy wezwanie do dziadunia. Wezwanie prawdziwe, żeby nie było. Na miejscu zajmujemy się panem, przygotowujemy go do zabrania do szpitala - bez pośpiechu bo nie jest to sytuacja awaryjna acz wymagająca hospitalizacji. Na to podbiega wnuczek dziadunia. Przygląda się wszystkiemu uważnie, zagląda do plecaka, do walizki, ogląda sobie nasze kamizelki... I ciach. Chwycił stazę i naciągnął na calutką możliwą długość. Zdążyłem tylko pomyśleć "nie..." i bach! Młody puścił stazę... która nie omieszkała z całej siły trzasnąć mnie tam gdzie bardzo nie chciałem. Zgiąłem się lekko i szepnąłem -jakby to większa część męskiej populacji w tym momencie zrobiła- "ku...a". Na to matka dziecka zaczyna:

-No kląć przy dziecku!? Jak tak można! Że co? Że się pobawić nie może? Pierwszy raz widzi to może!

Z racji zaciśniętych zębów przez najbliższe 30sec nie byłem w stanie nic odpowiedzieć, a później stwierdziłem, że nie warto. Choć pani bardzo chętnie ubliżała mi, aż do momentu kiedy zamknęły się za mną drzwi karetki (poleciała za mną pod karetkę, naprawdę).
Teraz dzieci na wszelki wypadek omijam jeśli nie są powodem wezwania.

Pogotowie

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 801 (847)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…