Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#15542

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia ta wydarzyła się kilka lat temu. Byłem nowicjuszem w zespole pogotowia. Nie do końca obeznałem się jeszcze w technice rozmowy z pacjentami, a zwłaszcza z... samobójcami.

W mojej karierze, do tej pory, spotkałem już mnóstwo osób chcących się zabić, usiłujących się zabić, a nawet takich, które już to zrobiły. W pamięci szczególnie utkwił mi pewien 19latek, o którym chcę teraz napisać. Piekielną, aczkolwiek skuteczną, osobą okazuje się tu być kolega z karetki.

Dostaliśmy wezwanie do lekko wstawionego nastolatka, który grozi, że skoczy z balkonu (11 piętro). Szczerze mówiąc, sama treść wezwania tak mnie przeraziła, że w pierwszej chwili w ogóle nie chciałem tam pojechać (wyobraziłem sobie masakrę jaką zobaczę po tym, jak on skoczy i ogarnął mnie strach - nie uwierzycie pewnie, ale dla ratowników to też niezbyt przyjemny widok). W ostateczności jednak zostałem siłą wpakowany do budy i pojechaliśmy. Na miejscu najpierw staliśmy na dole ze strażakami, którzy właśnie rozstawiali płachtę, aby młodego złapać. Później jednak kolega pociągnął mnie na górę, bo poproszono nas o pomoc, policjanci wymyślili, że młodego złapią, a my podamy mu coś na uspokojenie - taki pomysł tuż po tym jak policyjny psycholog nic nie zdziałał (serio, nie zawsze jest tak jak w filmach akcji, że policyjny psycholodzy zawsze dają radę).

U góry okazało się, że to impreza, a jej członkowie zostali wyprowadzeni na korytarz, więc zebrało się sporo gapiów (z czasem zaczęli dochodzić sąsiedzi), którzy cały czas próbowali wejść do środka przez to zwiększali tylko nerwowość atmosfery.

Zostałem oddelegowany przez kolegę do jednego z pomieszczeń, aby przygotować zastrzyk. "W porządku" myślę sobie, wolę to niż stanie z nimi przy tym balkonie, ale po przygotowaniu się postanowiłem jednak tam pójść.
To co zobaczyłem, a właściwie usłyszałem, wprawiło mnie w osłupienie.
Psycholog cały czas próbował udowodnić temu chłopakowi, że jego życie jest piękne, choć dla mnie to nie miało sensu, bo przecież go nie znał, a młody nie chciał rozmawiać stojąc cały czas na balustradzie i trzymając się tylko linki od prania... Na to kolega odepchnął psychologa i zanim ktokolwiek zdążył zareagować rzucił:

-Widzisz jak tu jest wysoko? Jak zlecisz i przeżyjesz ja ci nie dam nic przeciwbólowego. - Po czym oparł się o drzwi balkonowe, skrzyżował ręce i czekał.
Wszyscy zamarli. A młody odwrócił się, spojrzał z przerażeniem na mojego kolegę i... Zszedł z balustrady oddając się w nasze ręce.
Odwieźliśmy go do szpitala, tam przyjęli go na oddział psychiatryczny. Nigdy więcej go nie spotkałem.

Z jednej strony byłem na kolegę wściekły, ale z drugiej podziwiałem jego odwagę. Kto wie co by się stało, gdyby przechwycenie nastolatka nie wyszło i wyleciałby?

Pogotowie

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1087 (1153)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…