Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#16768

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o piekielnej sąsiadce - babci [B] mieszkającej obok mieszkania, które wynajmowałem razem z dziewczyną i znajomymi. W sumie dla Was może wydawać się mało piekielna ale dla nas było momentami nieciekawie. Mieszkanie wynajmowaliśmy w kamienicy - dwie klatki, każda po zdaje się 16 mieszkań. Wynajmować zaczęliśmy w ostatnich dniach września 2010 więc od niektórych historii minęło sporo czasu. Dialogi z pamięci ale sens utrzymany.
Pierwszy raz do czynienia z babcią mieliśmy już w pierwszym tygodniu mieszkania. Pewnego pięknego dnia odezwał się dzwonek do drzwi. Otworzyła moja dziewczyna [MD] a ja [j] stałem tuż obok.
[B] Dzień dobry. Ja przyszłam poinformować, że jutro przyjdę do was i podpiszemy umowę.
Ja i dziewczyna wielkie WTF?
[MD] Ale jaką umowę?
[B] No o wynajem.
My całkowicie zdziwieni, bo mieszkanie wynajmowaliśmy od kobiety mieszkającej bezpośrednio nad wynajmowanym mieszkaniem.
[MD] No ale my już mamy umowę z panią co mieszka na górze
[B] Ta umowa jest nieważna, bo cały budynek jest mój. Jutro przyjdę i podpiszemy nową umowę.
I poszła. Jak tylko usłyszałem, że jej drzwi się zamykają pobiegłem na górę by spytać kobiety z którą umowę już mieliśmy podpisaną o co chodzi. Dowiedziałem się, że babcia ma chyba "żółte papiery" i, że chyba jej się właśnie leki skończyły i, że mamy się nie przejmować. Następnego dnia nie przyszła podpisać umowy. Przez pewien czas był spokój.
Spokój jednak nie trwał długo. Babcia zrobiła trochę hałasu na klatce - niegroźne wykrzykiwania o tym jacy to wszyscy źli (ku**y leciały gęsto). Pokrzyczała parę minut i polazła do siebie. Do około 22 był spokój.
My wszyscy leżymy w łóżkach i naglę ktoś (domyśliliśmy się, że piekielna babcia) zaczyna ciągnąć za klamkę od drzwi wejściowych. Na szczęście drzwi zawsze zamykaliśmy. Potłukła się naszymi drzwiami i dała spokój. Naszym drzwiom. Zaczęła atakować drzwi sąsiadów mieszkających z drugiej strony jej mieszkania. Z nimi zadawała się dłużej - jakieś 15-20 minut. Potem zamknęła się we własnym mieszkańcu. Na klatce znów zagościł spokój. Nie na długo bo sąsiedzi wezwali policję, która zaczęła się dobijać do piekielnej. Nie otworzyła więc mundurowi dali spokój. Stwierdzili, że następnego dnia przyjdzie do niej dzielnicowy. My zaś dowiedzieliśmy się, że drzwi sąsiadów zostały zaatakowane przez babcię młotkiem.
Znów na klatce zapanował spokój. Przerywany był co kilka dni (z nasileniem około godziny o 18, szczególnie pod koniec miesiąca). Babcia potrafiła miotać ku**ami i innymi przekleństwami na każdego kto wtedy przechodził koło jej drzwi. Swoją drogą lubiła mieć je otwarte więc słyszała/widziała wszystkich.
Jeszcze w 2010 roku babcia zawitała do nas ponownie tym razem z pytaniem:
[B] Czy ktoś tu cierpi?
[J] Eeee... Nie
[B] Na pewno? Bo ja słyszałam jakby ktoś cierpiał.
Chwilę się jeszcze podopytywała i poszła. W owym czasie w naszym mieszkaniu było dość cicho. Włączone były tylko dwa telewizory w pomieszczeniach nie sąsiadujących z mieszkaniem babci. Doszliśmy do wniosku, że babcia słyszy głosy.
Potwierdzeniem "teorii głosów" były hałasy jakie słyszeliśmy w łazience i kuchni - pomieszczeniach, które były przez ścianę z mieszkaniem piekielnej. Wielokrotnie było słychać wyklinania na wszelkie możliwe zło tego świata (zazwyczaj niesprecyzowane, tylko okrzyki typu "ja tego ch**a zabije"), dostało się kościołowi (ale sama była raczej religijną osobą bo kilka razy słyszałem jak śpiewała pieśni religijne). Babcia nie lubiła też "lewackiego wojska" bo i na nie wyklinała. Była chyba patriotką bo kiedyś gdy nie było żadnego państwowego święta śpiewała „Mazurek Dąbrowskiego”
Jednak najbardziej babcia zalazła mi za skórę mniej więcej w marcu. Wieczorem, około 23, postanowiłem skoczyć po piwko na pobliską stacje benzynową. Założyłem buty, wyszedłem na klatkę. Minąłem drzwi babci i zacząłem schodzić po schodach. Będąc na półpiętrze usłyszałem jak otwierają się drzwi. Oczywiście piekielnej. Warto zaznaczyć, że jej drzwi były tak ustawione, że stojąc w nich można było widzieć prawie całe schody. Liczyłem na to, że po prostu była ciekawa kto po nocy chodzi. Gdy nie świrowała była naprawdę miłą osobą*.
[J] Dobry wieczór.
[B] Dobry...
I w tym momencie widzę jak ręka babci wykonuje zamach
[B] ... Wieczór
Powiedziała i w tym samym momencie rzuciła we mnie czymś. Najpierw nie wiedziałem czym. Zasłoniłem rękoma twarz. Usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła, które uderzyło o poręcz (do mnie doleciały tylko niegroźne odłamki). Gdy tylko to usłyszałem zbiegłem na dół do wyjścia. Na schodach widziałem pełno szkła i zakrętkę od słoika. Na szczęście szybko uciekłem więc nie zostałem obrzucony niczym innym. Wyszedłem na dwór, postałem chwilę. Gdy ochłonąłem poszedłem po piwo. Na szczęście powrót na stancje odbył się już bez przygód. Ale następnego dnia koleżanka, która razem ze mną wynajmowała mieszkanie spóźniła się na zajęcia (albo w ogóle nie poszła, nie pamiętam) bo babcia miała otwarte drzwi od mieszkania i ona się po prostu bała obok nich przejść.
Jakiś miesiąc po incydencie słoikowym hałasy ustały. Babcia gdzieś zniknęła - prawdopodobnie została zabrana do jakiegoś szpitala bo do końca czerwca już ani razu jej nie widziałem i nie słyszałem.

* W pierwszym miesiącu mieszkania tam dała mi 20zł za to, że zaniosłem jej pod drzwi dwie lekkie torby. Na pierwsze piętro.

Kamienica w stolicy Warmii

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 184 (218)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…