Obiecałem kiedyś opowiedzieć o jeszcze jednym nieudanym wynajmie pokoju. To było na początku studiów, a właściwie jeszcze w szkole policealnej. Ponieważ zajęcia miałem tak dogodnie ułożone, że mogłem pracować, zdecydowałem się wynająć pokój dla siebie, żeby uniezależnić się całkiem od rodziców. Można powiedzieć, że moja pierwsza tego typu "transakcja" nie była specjalnie udana.
Bo obszukaniu tony gazet z setkami ogłoszeń, w końcu mam!
Mieszkanie dzielone ze studentami, w dodatku remontowane i całkiem niedrogie.
Pojechałem obejrzeć, poznałem współlokatorów - wszystko świetnie.
Zapłaciłem żeby zarezerwować sobie miejsce przez tydzień (dopiero po tygodniu mogłem się wprowadzić). Po tygodniu przyjeżdżam załadowany w samochodzie, wchodzę, a tam remont w pełni...
Spotykam Darka (współlokatora, który mieszkał tam od pół roku) i pytam:
J-Cześć Darek, co tu się dzieje?
D-Zapłaciłeś, to kupił farby.
J-I ot tak remontuje?
D-Pytałem go czy zamierza sprzedać to mieszkanie czy co, że tak się ostatnio za remont wziął, ale twierdzi, że nie...
Spotykam właściciela, bo wersja ze sprzedażą mieszkania, w którym dopiero co wynająłem pokój, zdała mi się niepokojąco realna.
J-Proszę pana, czy remonty długo potrwają?
W-No trzeba przedpokój i kuchnię od zera zrobić, później wykafelkować łazienkę.
J-Ale to pod sprzedaż czy jak?
W-Nie! Absolutnie nie! To dla wynajmujących!
J-Czy w takim razie więcej będziemy płacić?
W-Absolutnie nie! Ja to dla waszej wygody! To mieszkanie nieremontowane od jakiś 8 lat, tak o postanowiłem odświeżyć!
No dobrze...
Każdego dnia łazili nam robotnicy po mieszkaniu, dało się to zdzierżyć. A nawet to, że nie zakręcali wody, nie zamykali lodówki (w ogóle, to grzebali nam w lodówce!), nie spuszczali po sobie wody w toalecie (obrzydliwe!), spijali nam wodę mineralną i piwa... Darek się zdenerwował, postanowił zgłosić skargę najpierw do właściciela żeby "wyrównał" niesfornych robotników, a jeśli to nie poskutkuje zamierzał zgłosić skargę firmie. Asia (która również z nami mieszkała i wynajmowała w tym samym czasie co ja - wcześniej mieszkał tam tylko Darek) była notorycznie "podrywana" (choć nie wiem czy te obleśne i świńskie uwagi typu "niezła dupa", "niezły kawał ciacha", "cycki jak u dojnej krowy" można uznać za podryw), zdarzyło się, że panowie robotnicy pod jej nieobecność oglądali jej bieliznę!! Przyłapał ich Darek i zgłosił do ich firmy co u nas się dzieje.
Nie obeszło się bez zemsty. Przez kolejne dwa dni nikt nie zajrzał do nas, zostawili nas z syfem i porozwalanymi narzędziami. Na trzeci dzień przyszli, ale wszystko robili taaak wolno, nie sprzątali po sobie całkiem, "niechcący" wysypywali wszelkie możliwe do wysypania cementy i podobne, wylewali farby na nasze rzeczy, po zgłoszeniu do firmy słyszeliśmy, że to remont i trzeba się spodziewać, że coś się zniszczy...
Po ponad dwóch miesiącach skandalicznych warunków mieszkaniowych z dziesięcioma facetami, którzy byli na nas obrażeni i niszczyli wszystko w zasięgu wzroku KONIEC... Oczywiście zanim koniec nastąpił musieliśmy wyczyścić mieszkanie od desek podłogowych po sam sufit, bo robotnicy nie raczyli sprzątnąć po sobie NIC. Odetchnęliśmy. Teraz będziemy mieszkać w czystym, ciuchutkim mieszkanku i nawet jak cena nieco podskoczy wciąż jest to opłacalne.
Nie było jednak kolorowo. Po tygodniu zjawił się właściciel.
Poinformował nas, że mamy trzy dni żeby się wyprowadzić... Bo on ten remont robił jednak pod sprzedaż, ale nie chciał nam mówić bo chciał żeby przez ten czas jeszcze ktoś płacił mu za wynajem...
Zapytaliśmy więc czy dostaniemy zwrot pieniędzy za ten miesiąc (był to dopiero czwarty dzień miesiąca), w odpowiedzi usłyszeliśmy, że nie ma mowy, bo on te pieniądze przeznaczył na reklamę w gazecie dotyczącą sprzedaży mieszkania.
19 lat miałem, głupi i młody byłem. Nigdy już takiego błędu, żeby bez jakiejkolwiek umowy wynajmować cokolwiek, nie popełniłem. I przestrzegam!
Bo obszukaniu tony gazet z setkami ogłoszeń, w końcu mam!
Mieszkanie dzielone ze studentami, w dodatku remontowane i całkiem niedrogie.
Pojechałem obejrzeć, poznałem współlokatorów - wszystko świetnie.
Zapłaciłem żeby zarezerwować sobie miejsce przez tydzień (dopiero po tygodniu mogłem się wprowadzić). Po tygodniu przyjeżdżam załadowany w samochodzie, wchodzę, a tam remont w pełni...
Spotykam Darka (współlokatora, który mieszkał tam od pół roku) i pytam:
J-Cześć Darek, co tu się dzieje?
D-Zapłaciłeś, to kupił farby.
J-I ot tak remontuje?
D-Pytałem go czy zamierza sprzedać to mieszkanie czy co, że tak się ostatnio za remont wziął, ale twierdzi, że nie...
Spotykam właściciela, bo wersja ze sprzedażą mieszkania, w którym dopiero co wynająłem pokój, zdała mi się niepokojąco realna.
J-Proszę pana, czy remonty długo potrwają?
W-No trzeba przedpokój i kuchnię od zera zrobić, później wykafelkować łazienkę.
J-Ale to pod sprzedaż czy jak?
W-Nie! Absolutnie nie! To dla wynajmujących!
J-Czy w takim razie więcej będziemy płacić?
W-Absolutnie nie! Ja to dla waszej wygody! To mieszkanie nieremontowane od jakiś 8 lat, tak o postanowiłem odświeżyć!
No dobrze...
Każdego dnia łazili nam robotnicy po mieszkaniu, dało się to zdzierżyć. A nawet to, że nie zakręcali wody, nie zamykali lodówki (w ogóle, to grzebali nam w lodówce!), nie spuszczali po sobie wody w toalecie (obrzydliwe!), spijali nam wodę mineralną i piwa... Darek się zdenerwował, postanowił zgłosić skargę najpierw do właściciela żeby "wyrównał" niesfornych robotników, a jeśli to nie poskutkuje zamierzał zgłosić skargę firmie. Asia (która również z nami mieszkała i wynajmowała w tym samym czasie co ja - wcześniej mieszkał tam tylko Darek) była notorycznie "podrywana" (choć nie wiem czy te obleśne i świńskie uwagi typu "niezła dupa", "niezły kawał ciacha", "cycki jak u dojnej krowy" można uznać za podryw), zdarzyło się, że panowie robotnicy pod jej nieobecność oglądali jej bieliznę!! Przyłapał ich Darek i zgłosił do ich firmy co u nas się dzieje.
Nie obeszło się bez zemsty. Przez kolejne dwa dni nikt nie zajrzał do nas, zostawili nas z syfem i porozwalanymi narzędziami. Na trzeci dzień przyszli, ale wszystko robili taaak wolno, nie sprzątali po sobie całkiem, "niechcący" wysypywali wszelkie możliwe do wysypania cementy i podobne, wylewali farby na nasze rzeczy, po zgłoszeniu do firmy słyszeliśmy, że to remont i trzeba się spodziewać, że coś się zniszczy...
Po ponad dwóch miesiącach skandalicznych warunków mieszkaniowych z dziesięcioma facetami, którzy byli na nas obrażeni i niszczyli wszystko w zasięgu wzroku KONIEC... Oczywiście zanim koniec nastąpił musieliśmy wyczyścić mieszkanie od desek podłogowych po sam sufit, bo robotnicy nie raczyli sprzątnąć po sobie NIC. Odetchnęliśmy. Teraz będziemy mieszkać w czystym, ciuchutkim mieszkanku i nawet jak cena nieco podskoczy wciąż jest to opłacalne.
Nie było jednak kolorowo. Po tygodniu zjawił się właściciel.
Poinformował nas, że mamy trzy dni żeby się wyprowadzić... Bo on ten remont robił jednak pod sprzedaż, ale nie chciał nam mówić bo chciał żeby przez ten czas jeszcze ktoś płacił mu za wynajem...
Zapytaliśmy więc czy dostaniemy zwrot pieniędzy za ten miesiąc (był to dopiero czwarty dzień miesiąca), w odpowiedzi usłyszeliśmy, że nie ma mowy, bo on te pieniądze przeznaczył na reklamę w gazecie dotyczącą sprzedaży mieszkania.
19 lat miałem, głupi i młody byłem. Nigdy już takiego błędu, żeby bez jakiejkolwiek umowy wynajmować cokolwiek, nie popełniłem. I przestrzegam!
Pokoje
Ocena:
750
(788)
Komentarze