HellRider napisał o szczerym księdzu. Zaraz skojarzyło mi się z wydarzeniami w klatce mojego bloku. Pisałem kiedyś o kobiecie, która ma dużego psa, teraz znów o niej napiszę, ponieważ jest to kobieta, która chętnie szarpie wszystkim nerwy, a zwłaszcza jednemu sąsiadowi, który tak się składa, że jest... Księdzem.
Dość rzadki widok, póki się tu nie wprowadziłem wydawało mi się, że księża nie mieszkają tak po prostu w bloku. Człowiek zdecydowanie z 10 lat starszy ode mnie, ale spokojny i miły, kompletnie inny obraz niż stereotypowy ksiądz. Mieszka na tym samym piętrze co ja, właściwie drzwi w drzwi, to też często go widuję.
Facet ogólnie pracuje charytatywnie w jakiejś parafii przyszpitalnej czy wewnątrzszpitalnej - nie znam się szczerze mówiąc - w szpitalu dziecięcym. Często zaczepia mnie na klatce i wypytuje o różne choroby, ponieważ w szpitalu średnio chcą mu cokolwiek tłumaczyć, a jak wiem to i dzielę się wiedzą.
Sąsiadka za to jest głęboko zadeklarowanym wrogiem księży. Właściwie nie wiadomo dlaczego uczepiła się właśnie tego księdza, ale wg niej to, że w naszej klatce mieszka ksiądz oznacza, że wszyscy będziemy mieli nieszczęście. Jest to też osoba z gatunku osób, które coś podsłyszą na klatce (np. z moich rozmów z nim), coś podpytają po okolicy, coś dopowiedzą sobie i wychodzi jej niezła historia na temat każdego wokół.
Pewnego ranka, jak ksiądz jechał na mszę, a ja do pracy, schodziliśmy razem na dół rozmawiając o zespole Turnera, bo obiecałem, że czegoś się dowiem na ten temat. Sąsiadka wyskoczyła z psem na klatkę i zaczęło się:
S-Piotr! Ty znowu gadasz z tym księdzem! Ty wiesz, że on zarabia na chorych dzieciach!?
J-Wie pani, jestem ratownikiem, jakby się tak uprzeć, to można powiedzieć, że ja też zarabiam na chorych ludziach.
S-Ale co ty gadasz! - Chwilowa pauza, podczas której dalej schodzimy na dół, ale leci za nami! - Ale ty nie wywołujesz chorób!
J-Uf, to dobrze, bo już myślałem, że jak jeżdżę do ludzi to akurat zawsze coś im się dzieje na mój widok...
S-Piotrek, ale ty sobie ze mnie nie żartuj! Jak ty możesz z tym złodziejem rozmawiać? Przecież to pijak, całe skrzynki wina do domu znosi!
Prawda, ksiądz kiedyś zgrzewki wina przynosił do domu, ale nie było to wino dla niego. ;) Kiedyś była zorganizowana aukcja charytatywna, a że alkohole schodzą najlepiej, ludzie licytowali "poświęcone" butelki wina "z górnej półki", które ksiądz dostał od różnych firm sponsorujących aukcję, nie miał gdzie tego trzymać to przywoził do domu, a plotkarnia się nakręca.
Tak czy siak wyszliśmy przed klatkę, ale sąsiadka nie poddawała się, wyleciała za nami.
S-Piotruś! Przywołuję cię do porządku! Zlituj się, taki dobry człowiek z ciebie, nie daj się zmarnować! Takie nieszczęście... Ja już ci tyle razy mówiłam, prosiłam, błagałam. Pisma piszę do spółdzielni, żeby tego degenerata wywali stąd, żeby nieszczęście się nie stało w naszym bloku.
Ksiądz zatrzymał się, odwrócił i najspokojniej w świecie odpowiedział:
K-Ah... Bóg tak panią słucha i pewnie za głowę się łapie...
S-Aaa! Boga namawia przeciw mnie! - I ciężko oburzona wróciła do klatki.
Dość rzadki widok, póki się tu nie wprowadziłem wydawało mi się, że księża nie mieszkają tak po prostu w bloku. Człowiek zdecydowanie z 10 lat starszy ode mnie, ale spokojny i miły, kompletnie inny obraz niż stereotypowy ksiądz. Mieszka na tym samym piętrze co ja, właściwie drzwi w drzwi, to też często go widuję.
Facet ogólnie pracuje charytatywnie w jakiejś parafii przyszpitalnej czy wewnątrzszpitalnej - nie znam się szczerze mówiąc - w szpitalu dziecięcym. Często zaczepia mnie na klatce i wypytuje o różne choroby, ponieważ w szpitalu średnio chcą mu cokolwiek tłumaczyć, a jak wiem to i dzielę się wiedzą.
Sąsiadka za to jest głęboko zadeklarowanym wrogiem księży. Właściwie nie wiadomo dlaczego uczepiła się właśnie tego księdza, ale wg niej to, że w naszej klatce mieszka ksiądz oznacza, że wszyscy będziemy mieli nieszczęście. Jest to też osoba z gatunku osób, które coś podsłyszą na klatce (np. z moich rozmów z nim), coś podpytają po okolicy, coś dopowiedzą sobie i wychodzi jej niezła historia na temat każdego wokół.
Pewnego ranka, jak ksiądz jechał na mszę, a ja do pracy, schodziliśmy razem na dół rozmawiając o zespole Turnera, bo obiecałem, że czegoś się dowiem na ten temat. Sąsiadka wyskoczyła z psem na klatkę i zaczęło się:
S-Piotr! Ty znowu gadasz z tym księdzem! Ty wiesz, że on zarabia na chorych dzieciach!?
J-Wie pani, jestem ratownikiem, jakby się tak uprzeć, to można powiedzieć, że ja też zarabiam na chorych ludziach.
S-Ale co ty gadasz! - Chwilowa pauza, podczas której dalej schodzimy na dół, ale leci za nami! - Ale ty nie wywołujesz chorób!
J-Uf, to dobrze, bo już myślałem, że jak jeżdżę do ludzi to akurat zawsze coś im się dzieje na mój widok...
S-Piotrek, ale ty sobie ze mnie nie żartuj! Jak ty możesz z tym złodziejem rozmawiać? Przecież to pijak, całe skrzynki wina do domu znosi!
Prawda, ksiądz kiedyś zgrzewki wina przynosił do domu, ale nie było to wino dla niego. ;) Kiedyś była zorganizowana aukcja charytatywna, a że alkohole schodzą najlepiej, ludzie licytowali "poświęcone" butelki wina "z górnej półki", które ksiądz dostał od różnych firm sponsorujących aukcję, nie miał gdzie tego trzymać to przywoził do domu, a plotkarnia się nakręca.
Tak czy siak wyszliśmy przed klatkę, ale sąsiadka nie poddawała się, wyleciała za nami.
S-Piotruś! Przywołuję cię do porządku! Zlituj się, taki dobry człowiek z ciebie, nie daj się zmarnować! Takie nieszczęście... Ja już ci tyle razy mówiłam, prosiłam, błagałam. Pisma piszę do spółdzielni, żeby tego degenerata wywali stąd, żeby nieszczęście się nie stało w naszym bloku.
Ksiądz zatrzymał się, odwrócił i najspokojniej w świecie odpowiedział:
K-Ah... Bóg tak panią słucha i pewnie za głowę się łapie...
S-Aaa! Boga namawia przeciw mnie! - I ciężko oburzona wróciła do klatki.
Sąsiedzi
Ocena:
848
(926)
Komentarze