Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#19652

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielnym był mój znajomy - piekielność była po części planowana, ale... nie aż na takim poziomie.

Znajomi mają córkę - czternaście lat (prawie piętnaście), bardzo sympatyczna dziewczyna, ładna, inteligentna, dobrze się uczy i generalnie większych problemów rodzicom nie sprawia. Na użytek tego opisu powiedzmy, że nazywa się Ania.

Ania ma jedną wadę: jest POTWORNĄ bałaganiarą. Generalnie jest tak, że gdzie skończy jakiejś rzeczy używać, tam ją zostawia. Nie robi tego ani celowo, ani złośliwie - ot, taki typ bujającej w obłokach artystki, która nie skupia się na tak przyziemnych sprawach, jak sprzątnięcie po sobie szczotki do włosów ze środka stołu, a kiedy ją upomnieć - jest zdziwiona (szczerze!) że coś zostawiła. "JA tu położyłam? Nie pamiętam...".

Moi znajomi dawno już odpuścili sobie namawianie jej, żeby posprzątała swój pokój - ma tam "artystyczny nieład" (czytaj: burdel na kółkach), ale to jej teren, nikt tam nie wchodzi, wiec nikt się nie przejmuje. Gorzej z resztą domu, bo też wszędzie można znaleźć różne rzeczy "zapomniane" przez Anię, od książek, przez jakieś ciuchy, na używanych talerzach skończywszy.

Znajomy - człowiek uparty, a przy tym z dużym poczuciem humoru - wymyślił metodę tyleż brutalną, co zabawną: jak Ania zostawi coś "gdzieś w domu", to znajduje to potem u siebie: w najlepszym razie w pokoju, na łóżku (np. brudne talerze), a najgorszym - w plecaku do szkoły albo w kieszeniach. Zawsze wtedy pokornie zanosi rzeczy na miejsce i uśmiecha się przepraszająco. Ale pewnego razu...

Przyszliśmy do znajomych na imieniny. Siedzimy, gadamy. Wchodzi Ania. Przywitała się z nami, coś tam powiedziała do matki, a na ojca spojrzała tak, że niemal widziałem krew w jej oczach. I poszła do siebie.

Patrzę, a mój znajomy czerwony, jego żona czerwona - i po chwili zaczynają się śmiać, starając się nie robić tego zbyt głośno. O co chodzi?...

Otóż dwa dni wcześniej Ania - przebierając się w łazience - zostawiła na środku podłogi całe swoje ubranie, po czym wyszła do koleżanki. Jej tata zachował się konsekwentnie, upychając kolejne części garderoby córki po jej plecaku, kieszeniach szkolnej kurtki, szafkach w pokoju.

No i pech chciał, że następnego dnia, po wyjściu ze szkoły, Ania poszła sobie do pizzerii, gdzie zaprosił ją pewien kolega (koledze najwyraźniej wpadła w oko, on jej też). Siedzieli sobie, gruchali nad pizzą, a w pewnym momencie Ania sięgnęła ręka do kieszeni kurtki wiszącej na oparciu krzesła, aby wyciągnąć paczkę chusteczek i - kompletnie zaskoczona, na oczach równie zaskoczonego kolegi - wyciągnęła... urocze, ciemnoniebieskie majtki. Z koronkami.

Ania od dwóch dni nie odzywa się do ojca.

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1092 (1146)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…