Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#19694

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś w trakcie służby złamałem rękę. Stało się to gdy wieźliśmy pacjenta do szpitala na sygnale, jakiś buc zajechał karetce drogę i kierowca gwałtownie zahamował. Nie zdążyłem się złapać i przewróciłem się. Pełen adrenaliny jednak nie od razu zauważyłem, że coś jest nie tak, zajmując się dalej pacjentem.

Ból zaczął się w szpitalu przy przekazaniu pacjenta jak chciałem dźwignąć nosze... Na miejscu (godz 23) natychmiast zgłosiłem się do lekarza dyżurnego, jako, że na służbie pracownik medyczny, przyjęli mnie bez kolejki - choć było mi trochę głupio ze względu na 10 osób, które minąłem w drodze do gabinetu. Ale co zrobić... Przecież możliwie najszybciej muszę wrócić do pracy bo nie mam zastępstwa, a beze mnie karetka stoi bezczynnie pod szpitalem, co jednocześnie pozostawia stację bez ani jednej karetki (u nas w stacji są wozy strażackie i jedna karetka "P")! Odganiając od siebie myśli, że to złamanie (choć było to trochę bardziej niż oczywiste) próbowałem ustalić z kolegą co dalej, dzwonimy do stacji i powiadamiamy o sytuacji. Po godzinie RTG, konsultacja - kurcze, jednak złamany nadgarstek. Dzwonimy znów zapytać do dalej. Dowiadujemy się, że było wezwanie, ale wysłano karetkę z innego rejonu. Szef mówi, ze dzwoni i szuka zastępstwa, nikt nie odbiera... Tona leków przeciwbólowych, nastawienie, zwykłe usztywnienie bez gipsu żeby jakoś dalej pracować.

Godzina 1 w nocy my nadal w szpitalu. Coś poszło nie tak z nastawieniem i po założeniu usztywnienia kość znów się obsunęła i trzeba to zrobić jeszcze raz. Nie mogą nastawić mi kości, zaczyna być mowa o nastawieniu operacyjnym. Szef dzwoni, że znalazł zastępstwo, ale dotrze dopiero rano bo jest w innym mieście. Do rana albo wrócę do pracy albo karetka będzie nieczynna (miałem służbę 48h, rano miała być połowa mojej służby)... W międzyczasie z innej części szpitala doczłapał się ortopeda - nikt nie wie co tam robił o tej godzinie, ale być może mam po prostu szczęście. I to jakie bo okazało się, że ortopeda ten nie jest pracownikiem tego szpitala tylko pacjentem, ale znajoma pielęgniarka, która była w pracy poprosiła go o konsultację. 2:30 w nocy karetka nieczynna od ponad 3h. Dzwoni szef i mówi, że rano zastępstwo nie dojedzie...

Atmosfera serio nerwowa. Teoretycznie powinien być zawsze pracownik, który jest w stanie mnie zamienić. Ale chociaż kość w końcu nastawiona, jednak trzeba gips założyć od zaraz, bo jeśli jeszcze bardziej pokruszę kości będzie trzeba drutować. Od lekarza, który mnie przyjmował na początku nie dostałem zgody na powrót do pracy (bez takiej zgody jeśli by mi się pogorszyło nie mógłbym dostać odszkodowania bo byłbym w pracy "nielegalnie"). Dzwonimy do szefa, co dalej.
Zaczęło się sprowadzanie pracownika zastępczego z zupełnie innej placówki, zupełnie niezgodnie z procedurami - byle jak najszybciej.

W jednym ze szpitali udało się ustalić, że w sumie mogą jednego ratownika "pożyczyć". Nieformalnie, tak po prostu. Żeby posiedział, w razie wezwania pojechał i doczekał aż pojawi się jakieś formalne zastępstwo.

Jednak wszystko trwało do godziny 12, czyli przez ponad 10h wezwania na nasz rejon były kierowane do innych rejonów (gdzie miały status oczekujący ponieważ pierwszeństwo miały wezwania z tamtego rejonu).

Jedno złamanie zaburzyło pracę kilku miejsc...
Wypadła jedna śrubka i cała maszyna zatrzymała się na kilka godzin.

Kochana praca

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 662 (784)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…