Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#19877

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o zespole weselnym, przypomniała mi własne 4-letnie perypetie w tej branży.

Nadchodzi weekend. Jedziemy. Prawie 200 km. Na miejscu zapewniony nocleg i śniadanie dnia następnego. Wszystko zapisane w umowie.
Na miejscu pełen luksus. Obiekt zabytkowy - stary pałacyk. Piękna sala, pełen przepych. Nie powiem ucieszyło to nas, bo i akustyka dobra i wrażenia estetyczne spoko.

Akcja właściwa.
Sprzęt rozstawiony, do rozpoczęcia imprezy jeszcze ponad godzinę. Akurat tyle czasu by usiąść i zjeść obiad (na ogół zespoły weselne jedzą wcześniej - po to żeby goście nie czekali aż muzycy się posilą). Nie ma jednak stolika wydzielonego dla nas. Pytamy kelnerów - nic nie wiedzą, mamy pytać Młodej Pary. Pokój? Nic im nie wiadomo. No cóż, zdarza się, ludzie zestresowani, zapominają o takich rzeczach. Wyciągnęliśmy kanapki i inne buły, które zostały nam z drogi i jemy przed lokalem. Goście zaczynają się zjeżdżać. Sądząc po klasie aut należą do raczej "wyższych sfer".

Udaliśmy się zatem na salę przygrywać weselnie i gości witać, przekonani, ze Młodzi powiedzą nam gdzie mamy swoje miejsce. Wierzcie mi - to nie jest fanaberia. Kapela potrzebuje przerw. Grając 45 minut, ta 15 minutowa pauza jest optymalna by odpocząć (gitara waży około 4-5 kg, a trzymam ją na sobie około 10 godzin). Skończyliśmy pierwszy set. Nic. Nikogo. OK - zestresowani, zdarza się. Gramy dalej. W czasie drugiego setu już bardziej integracyjnie - oficjalne powitanie, pierwszy taniec... No nie sposób nie zauważyć 3 rosłych orkiestrantów robiących show;).
W międzyczasie kolega zwrócił mi uwagę, że na sali wszystkie miejsca są już zajęte. Następna przerwa- pytamy kelnerów gdzie siadać, nic nie wiedzą. Szef zespołu idzie do Młodych i przedstawia sprawę. Co usłyszał od Pana Młodego?
- Nie zawracaj mi głowy. W umowie nic nie ma o jedzeniu i stoliku. Radźcie sobie sami, a jeśli nie będzie mi się podobało to zobaczymy czy działacie legalnie. Jeśli nie, to się nie wypłacicie - i dalej gadka jaki to on wzięty prawnik, o noclegu mamy zapomnieć.

Groźbą się nie przejęliśmy bo działalność jak najbardziej legalna była, wszystko co trzeba opłacone. Powiecie, że faktycznie zespół jest w pracy i nie ma potrzeby żeby się "gościł", bo to i nie ich święto i dodatkowy wydatek. W umowie też nic faktycznie o jedzeniu nie było. To raczej swego rodzaju zwyczaj, by i tą orkiestrę weselną nakarmić. Powiem, że nie oczekiwaliśmy równego z gośćmi traktowania, ot obiad zjeść, kolację i trochę wody mineralnej na stoliku. No i miejsce żeby usiąść i dać odpocząć nogom i plecom oraz wypocząć przed powrotem - nie było kierowcy.

Postanowiliśmy sobie sami poradzić - wszak nasz klient nasz pan. Podczas kolejnej zabawy z młodymi, na parkiecie pośród rozbawionych gości znalazł się jeden całkiem nie z tej baśni.
Facet w czerwonym polarze, w czapce z daszkiem i termiczną torba z pizzą wyglądał komicznie pomiędzy surdutami frakami i pięknymi wszelkiej maści sukniami wieczorowymi. Tak - zadzwoniliśmy po pizzę. Widząc dezorientacje dostawcy kolega przywołał go do siebie przez mikrofon i zaczął płacić, po czym odłożyliśmy pizze i gramy jakby nigdy nic, bo nie czas na przerwę. Stolik znalazł się w tempie ekspresowym, jedzenie też. Wszystko za sprawą ojca Pana Młodego, który to nieźle syna obsztorcował. Pokój jak się domyślacie też się odnalazł.

Jaki z tego morał?
Kiedy wyprawiasz przyjęcie za ponad 100 tys zł nie próbuj zaoszczędzić kosztem obsługi, to kelnerzy, kucharze i zespół dba o klimat Twojego wesela.
Co zapamiętają goście z tego skądinąd udanego przyjęcia? - Faceta z pizzą.

wesele hej

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1368 (1400)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…