Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#20778

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkamy na osiedlu, na którym większość ludzi się zna. Wielu mieszka tu od 30 - 40 lat. Podobnie jest na naszej klatce - większość stanowią mieszkańcy, którzy znają się od kilkudziesięciu a przynajmniej kilkunastu lat.

Piętro pod nami mieszkała pani T. Odkąd my się tu wprowadziłyśmy mieszkała sama. Miała dorosłą córkę, która odwiedzała ją raz na tydzień, dwa. Niby nic złego. Przecież nie trzeba odwiedzać rodziców codziennie. Ale... Pani T. miała zaawansowanego Alzheimera i sama nie była w stanie już o siebie dbać.

Często o pierwszej, drugiej, trzeciej nad ranem całą klatkę budził krzyk. Pani T. wychodziła na klatkę i krzyczała, bo coś jej się przywidziało, albo nie potrafiła trafić do swojego mieszkania, albo szukała córki. Czasem pukała a raczej łomotała do sąsiadów, żeby ktoś zadzwonił do jej dziecka. Bo rodzinka owszem - dała mamusi telefon - ale zablokowała połączenia wychodzące. Pani T. chodziła w tym samym pampersie tydzień. Kiedyś córka wynajęła 2 osoby do zaopiekowania się matką - kobieta miała odparzenia, głębokie rany. Zadbana była tylko przed zapowiedzianą wizytą z Opieki społecznej.

Sąsiedzi dziwili się, że córka nie chce oddać matki do domu opieki. Ale sprawa wyjaśniła się gdy dowiedziano się że Pani T. ma dwie emerytury - jedną swoją francuską, drugą polską - po mężu górniku. Dom opieki prawdopodobnie przejąłby te pieniądze.

Piekielność córki pani T. to jednak jedno. Drugie to była jakaś znieczulica sąsiadów. Bo niby znają się od X lat, bo niby tacy zgrani, a jednak nikt nic z tym nie robił. Dopiero my, plus jedna sąsiadka (też z nowych lokatorów) zaczęłyśmy wydzwaniać: na policję, straż miejską, na pogotowie. Z pogotowia z reguły dostawałyśmy informację, że psychiatrycznych oni nie biorą. Ale policja przyjeżdżała, próbowała kontaktować się z rodziną. Zwykle bez skutku. Próbowałyśmy również złożyć doniesienie do sądu. Jednak opieka społeczna zniweczyła ten plan - przecież na ich zapowiedzianych wizytach wszystko było w porządku.

Mieliśmy jednak szczęście - do sąsiadów przychodziła kuratorka. Była świadkiem ataku pani T. Dodatkowo miała odnotowane wezwania policyjne. Więc była w stanie coś z tym zrobić. Pani T. zniknęła z naszego bloku. Łudzimy się że trafiła do domu opieki. Jednak od kilku tygodni w tym mieszkaniu przetrzymywany jest kot. Karmiony raz na tydzień, dwa. Akcja ratowania kota - w trakcie.

PS. Taka ciekawostka. Córka Pani T. jest pedagogiem.

blok

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 602 (650)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…