Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#22682

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Idioci zdarzają się wszędzie.

W czasie studiów dopadł nas przedmiot o wdzięcznej nazwie "Higiena". Tematyka delikatnie ujmując, z księżyca. Wystarczy wspomnieć, że na zajęciach zajmowaliśmy się wyliczaniem bezpiecznych odległości pomiędzy latryną a wykopaną studnią, mierzeniem okien i szczegółowymi porównaniami czy wymiary są zgodne z normą naświetlenia sali, liczeniem obrotów wentylatora o konkretnej długości ramienia, w celu wywietrzenia sali o danej pojemności, itd.

Dodatkowo, jak to często bywa w takich przypadkach, profesor która wykładała te zajmujące wiadomości, była przekonana o wadze swojego przedmiotu. Co tam, anatomia, co tam interna - wszyscy przecież wiedzą, że wykształcony medyk kopie studnie i mierzy okna. Obecność na wykładach obowiązkowa, wejściówki na zajęciach, sprawozdania z wyliczeń (te wykresy na papierze milimetrowym!), dwa duże kolokwia w czasie jednego semestru, no a na koniec EGZAMIN.

Od początku kombinowaliśmy, jak obejść te durnoty, bo nikt nie miał ochoty wkuwać ile ciepła przepuszczają okna plastikowe, a ile drewniane. W końcu po wielu zabiegach udało nam się wyciągnąć kilka testów z poprzednich lat. Dostaliśmy je od jedynego chyba normalnego asystenta na katedrze, oczywiście w pełnej konspiracji i tajemnicy. Testy przepisane, pokserowane w odpowiednich ilościach, my oczywiście liczymy, że przynajmniej część pytań się powtórzy.

Dzień krytyczny, wszyscy grzecznie stoją pod salą, nerwy napięte do granic, bo co zrobimy jeśli jednak się nie powtórzy?

Godzina zero nadeszła, a tu nikogo z katedry... Mija pięć minut, dziesięć... Zaczynamy się denerwować, ale nagle słychać charakterystyczny stukot obcasów. Pod salę wpada wyraźnie wściekła profesorka, za nią welonik asystentów, nie licząc naszego dobroczyńcy. Wpuszczają na miejsca, rozdają testy - udało nam się, przynajmniej 40% pytań się powtarza. Zaczynamy pisać, ale chyba wszyscy podskórnie czują, że coś tu nie gra...

Egzamin się skończył, plotki narastają, nikt nic nie wie, a wyraźnie widać, że psorka gdyby mogła, to by kogoś udusiła. Po 2 godzinach od egzaminu telefon - są już wyniki. I wszystkie osoby, które napisały PONAD 75% idą na ustną dopytkę...

Co się stało? Ano, mieliśmy idiotkę na roku. Perfekcjonistkę, która koniecznie musiała mieć piątkę. A że nie była pewna odpowiedzi na kilka pytań (nic dziwnego, książki nie były tak szczegółowe jak nasza wykładowczyni), zabrała nasze cudem uzyskane testy i pół godziny przed egzaminem poszła rozwiewać wątpliwości. Oczywiście nie do naszego asystenta. Do profesor.

Piekło, które się rozpętało spadło niestety na naszego dobroczyńcę, który - czapki z głów, wziął na siebie całość winy, ukrywając nasz aktywny udział. Przyznał się, że owszem, wziął te testy i dał naszej koleżance na prywatnych korepetycjach, no i pewnie się "rozpełzły"... Idiotce na szczęście nie przyszło do głowy zaprzeczać. Asystent musiał zmieniać katedrę (co pewnie wyszło mu na zdrowie), wszyscy "dopytywani" mieli duży problem z zaliczeniem przedmiotu, a idiotka do końca sprawy nie widziała nic dziwnego w swoim zachowaniu.

studia

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1130 (1176)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…