Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#22920

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno, dawno temu (dokładniej do 1998r.) mieszkaliśmy na czwartym pietrze pewnego bloku w centrum Wrocławia. Na każdym piętrze były 3 mieszkania, my zajmowaliśmy to w środku, po prawej stronie mieszkało bardzo miłe, starsze małżeństwo, a po lewej bohaterka mojej opowieści. Nasza kochana sąsiadka była starszą panią, z poważnymi problemami psychicznymi. Pani B. mieszkała sama, bo jej jedyny syn zwiał jak tylko wyczuł okazję, jeszcze zanim moja mama zamieszkała w tym bloku. Pani B. przez większość czasu była miłą, acz trochę dziwną sąsiadką-jej "dziwność" objawiała się np. tym, że pewnego razu przyniosła mojej mamie żywego gołębia, złapanego na parapecie, ze słowami:

-Pani Ewuniu, przyniosłam pani gołąbka, zrobi pani dzieciom rosołek, bo to takie zdrowe mięsko.

Mama ślicznie podziękowała i wypuściła gołębia przez okno.

Pani B. była osobą chorą psychicznie, wszyscy mieszkańcy bloku mieli tego świadomość, ale dopóki jej syn mieszkał we Wrocławiu, regularnie prowadzał ją do lekarza i pilnował żeby brała leki. Wtedy wszystko było w miarę w porządku. Problemy zaczęły się kiedy syn przeprowadził się na drugi koniec Polski, a pani B. chodziła do lekarza coraz rzadziej, leki brała nieregularnie, a na początku 1994r. całkowicie zrezygnowała z leczenia. I wtedy zaczęły się dziać takie rzeczy, że do dziś nie wiem jakim cudem moja rodzina wyszła z tego cało.

Pani B., z nieznanych mi przyczyn, zaczęła oskarżać mojego tatę o tak dziwne rzeczy, że teraz już tylko można się z tego śmiać, ale wtedy bynajmniej nie było to ani trochę zabawne. Najpierw zaczęła rozpowiadać wśród sąsiadów, że mój ojciec przychodzi do niej w nocy i kradnie jej różne rzeczy, typu szklanki, cukier, garnki itp.. Później zaczęła przyklejać nam na drzwi kartki. O najróżniejszych treściach, co najmniej jedną dziennie. Na kartkach z początku pojawiały się żądania zwrotu różnych rzeczy, które rzekomo mój tato jej podprowadził. Później groźby i wyzwiska, a potem jeszcze dopiski co i w jakich okolicznościach mój tatuś "nabroił". Oskarżała go np. o to, że w nocy wchodzi do jej mieszkania przez dziurkę od klucza(!) i:
-tnie jej koszule nocne,
-plącze jej we śnie włosy,
-przesypuje różne rzeczy w kuchni(np. sól do cukierniczki, mąkę do herbaty, itp.)
-nosi jej sztuczną szczękę
-ubiera się w jej sukienki (:D)
-założył jej kłódkę na lodówkę i ona teraz przez niego umrze z głodu
-sika jej do wanny
i robi całą masę innych równie idiotycznych rzeczy.

Kilka razy wzywaliśmy policję, bo na kartkach pojawiały się różne groźby pod adresem mojego taty, poza tym nasza droga sąsiadka używała do tych kartek takiego kleju, że kilka razy malowaliśmy drzwi, bo żeby się tego cholerstwa pozbyć trzeba było używać opalarki. Niestety policja niewiele mogła zrobić, bo pani B. nigdy nie otwierała im drzwi, a jeśli jakimś cudem dorwali ją gdzieś na klatce schodowej, to kończyło się na tym, że osobie chorej psychicznie nie mogą nic zrobić. Doszło do tego, że pan dzielnicowy był u nas na tyle częstym gościem, że moja mama wyswatała go ze swoją koleżanką :)

Ale pani B. nie poprzestała na niszczeniu i debilnych oskarżeniach. Niejednokrotnie sterczała pod naszymi drzwiami i słuchała co dzieje się w środku. Ja i mój starzy brat nie wychodziliśmy nigdy sami z domu, bo mama się o nas bała, jak się okazało całkiem słusznie. B. kilka razy atakowała mojego tatę na klatce z różnymi narzędziami, typu tłuczek do mięsa, nóż kuchenny, jakiś kij, itp. Na szczęście mój tato jest dużym chłopem, a B. była tylko lekko otyłą staruszką, bo mogło się to źle skończyć. Ale policja nic nie zrobi, bo B. jest psychiczna, poza tym nie ma świadków,a ona wszystkiemu zaprzecza. Do psychiatryka jej nie mogą wziąć wbrew jej woli. I tak się z nią męczyliśmy prawie trzy lata, aż sama sobie załatwiła przepustkę do szpitala, totalnie przeginając pałkę.

Mój tato jest kierowcą-pewnego razu pani B. usłyszała, że następnego dnia tato jedzie w trasę i będzie wychodził z domu w środku nocy. Nie zgadniecie co zrobiła-zaczaiła się na niego na półpiętrze z... siekierą! Mój tato tylko cudem nie został nią trafiony, bo B. zrobiła za duży zamach i spadła ze schodów. Sąsiedzi zwabieni hałasem powychodzili ze swoich mieszkań, a B. zaczęła się wydzierać i zdradziła wszystkim, że ona by go zabiła, wsadziła do jego ciężarówki stojącej pod blokiem i zepchnęła gdzieś do rowu, że niby miał wypadek. Tym razem już byli świadkowie, policja przyjechała bardzo szybko i zabrała B. trzymaną przez czterech(!) sąsiadów.

A syn pani B. kiedy tylko dowiedział się co się stało przyjechał do Wrocławia, odnowił mieszkanie i wynajął dwóm sympatycznym studentkom. Do matki nie zajrzał nawet na minutę i od starych sąsiadów wiem że w mieście pojawia się tylko kiedy zmieniają się lokatorzy w jego mieszkaniu. W sumie nawet za bardzo mu się nie dziwię. My wyprowadziliśmy się stamtąd około roku po tym wydarzeniu, a nowi sąsiedzi, mimo, że zupełnie zdrowi, też nadają się do opisania na tej stronie, choć tym razem przynajmniej nikt nikogo nie próbował zabić.

ech...sąsiadka

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (173)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…