Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#24533

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarza mi się, że będąc u pacjentów nie wiem jak zareagować na różne ciekawe przypadki. Tak było jakiś czas temu jak dotarła do nas moda na wszelkiego rodzaju modyfikacje ciała. Nie wnikam co kierowało zgłaszającym, że podał informacje o "dwóch młodych kobietach, które się wykrwawiają", w każdym razie pojechaliśmy.

Rzecz działa się w parku. Dojechaliśmy na miejsce wskazane przez zgłaszającego, ale nie zastaliśmy go tam. Chwilę się pokręciliśmy i dotarło do nas o kim zgłaszający mówił...

Usłyszeliśmy zażartą kłótnię dobiegającą z dolnej części parku (ten park jest dwupoziomowy, że tak powiem). Podeszliśmy do schodów i zobaczyliśmy dwie (przepraszam za słowo) gówniary czymś ze sobą splątane. Bynajmniej nie wyglądały jakby miały się zaraz wykrwawić. Spojrzałem na strome, długie schody, które posiadały bardzo wąskie i krótkie stopnie, następnie na mój wielki, ciężki plecak i westchnąłem głęboko. No nic... Trzeba jakoś zleźć. Panie w swojej zażartości nie wyglądają na umierające, więc rozglądam się na wszelki wypadek za jakimś bezpieczniejszym zejściem. Brak, więc schodzę powoli.

- Na co, ku**, czekasz!? - W końcu pada w moją stronę z ust jednej z dziewczyn.
- Już idę, moment. Jak sobie pani to wyobraża, mam się sturlać z tych schodów?

Na moje szczęście zbyła to milczeniem i po chwili wróciła do kłótni z koleżanką. Wyzywały się od najgorszych, więc pozwólcie, że nie będę przytaczał ich kłótni.
W końcu udało mi się dotrzeć na dół, podszedłem do dziewczyn i lekko mnie zamurowało.

Obok nich leżało pudełko (wyglądało jak po margarynie), w nim był wenflon, igły (jedna taka do strzykawki, druga zwykła do szycia), wstążka (o grubości ok 2cm) i kilka gazików ubabranych krwią. Przy pudełku był postawiony plastikowy kubek z wodą (po jej "czystości" mniemam, że woda pochodziła z kanału płynącego w tym parku). Dziewczyny na przedramieniu i łydce z jednej strony (tzn. jedna z prawej, druga z lewej) miały poprzekładane wstążki... przez dziury w ciele. Były tym ze sobą związane (w taki sposób, że wstążka wchodziła w ramię pierwszej dziewczyny, przechodziła w ramię drugiej, później jeszcze raz drugiej i znów pierwszej i tak 10 razy na rękach i 10 na nogach). Można by powiedzieć, że dziewczyny przyszyły się do siebie... Przez chwilę próbowałem zrozumieć DLACZEGO, ale zdałem sobie sprawę, że to nie ma sensu, bo na to nie ma wyjaśnienia. Nie mogły one się ruszyć (nic dziwnego, nie dość, że zszyły się ze sobą to jeszcze przyszyły sobie przedramiona do swoich nóg...) i dlatego poprosiły przechodnia, aby wezwał pogotowie.

Nie wiedziałem od czego zacząć. Na pewno nie uśmiechało mi się wnosić dwóch zszytych ze sobą lasek po tych stromych schodach. Zresztą nawet średnio możliwe było ruszyć je w takim stanie. Podjęliśmy więc próbę rozplątania ich, albo chociaż odprucia przedramion od łydek. Nie było to jednak proste, wstążka była gruba i w dodatku z jakiegoś sztywnego materiału, który przy każdym ruchu prawie nacinał spuchnięte ciało. Wewnątrz kulałem się ze śmiechu, nie mogłem pojąć po co przyszyły swoje ręce do nóg i jeszcze zszyły się ze sobą w samym centrum parku. Dziewczyny nadal zażarcie się wyzywały, a kolega próbował wyciągnąć od nich kontakt do rodziców (były niepełnoletnie).

Po dłuższej walce udało się rozplątać nogi, mogły się ruszyć, a my mogliśmy zabrać je do karetki. Rąk już nie ruszaliśmy tylko zawieźliśmy dziewczyny na pogotowie.

Za każdym razem, po każdym takim dziwnym wezwaniu, przysięgam sobie, że już nigdy nic mnie nie zaskoczy. A później jest kolejne dziwne wezwanie i dochodzi do mnie jaki byłem naiwny poprzednim razem...

Pogotowie ;)

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1228 (1264)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…