Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#24849

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Finalna historia o "Jadzi"

Nie będzie piekielna, ani śmieszna, moim zdaniem będzie tragiczna.

Wracając do historii, kilka lat temu byłem ministrantem w jednej z Białostockich parafii. Jako że zbliżał się czas kolędy, zgłosiliśmy się do rozdawania takich zaproszeń kolędowych (tak u nas w parafii kiedyś było że rozdawało się broszurkę opisującą mijający rok w parafii z odcinkiem na którym było trzeba wpisać kwotę jaką daje się na kościół). Zachodu trochę z tym było bo trzeba było pukać do każdych drzwi i wręczać owe zaproszenie, a jak kogoś nie było to zostawiać w drzwiach. Jak wiadomo często było się częstowanym ciastem bądź jakimś cukierkiem wiec czas naprawdę się wydłużał, ale zawsze coś się zarobiło (księża dawali nam za to pieniądze bo poświęcamy swój czas kosztem lekcji)

I tak pewnego wieczoru rozdaję owe zaproszenie wraz z kumplem. Dochodzimy do bloku Jadzi i zaczynamy się kłócić który ma iść i jej wręczyć owe zaproszonko. Kumpla uratował telefon że musi wracać do domu. Nie pocieszony chodzę po klatce Jadzi jak najdłużej żeby zajść i dać zaproszenie jak najpóźniej to wymigam się od rozmowy. Przychodzi ten moment. Pukam.

Otwiera mi mąż Jadzi (tak Jadzia miała męża jednak nie wiele osób wierzyło w jego istnienie, czyli odpada wątek że nikt jej "nie przetrzepał" jak to miało w miejsce w komentarzach). Wręczam zaproszenie i chce już uciekać gdy słyszę:
-Może wejdziesz, zapewne to twoje ostatnie mieszkanie, właśnie zrobiłem herbaty. A tak no zapomniałem Jadzi nie ma, wiec spokojnie.
Zgodziłem się i tak oto usłyszałem historię życia owego pana.

Owy pan miał na imię Stanisław. Pan Stanisław w latach 50 czy 60, był kierownikiem zakładów mięsnych, które dostarczały mięso Białostockim sklepom. Jako człowiek lubiący pracować i jeździć autem. Co kilka dni jeździł do PGR po mięsko które było właśnie przetwarzane w owych zakładach. Tam właśnie poznał Jadzie. Jadzia była jedynaczką, córką kierownika czy dyrektora (zarządcy) PGR-u. Podobno kobieta piękna(na zdjęciach wyglądała ładnie). Jako że jej ojciec nie chciał żeby córka wyszła za mąż za "chama" z wioski upatrzył sobie właśnie pana Stasia. Pan Staś nazywany już starym kawalerem, płacącym bykowe, nie obraził się na takie swatanie. Dziewczyna mu się podobała, wiec czemu nie. Tak Jadzia i Stanisław zostali parą i w niedługim czasie małżeństwem. Nie długo potem pojawiły się dzieci. Właśnie po ślubie zaczęła się katorga pana Stanisława. Jadzia jako jedynaczka była tak rozpieszczona że nic w domu nie umiała zrobić, ani posprzątać, ani ugotować, ani uprać. Pan Stanisław chodził do pracy, a po pracy miał drugi etat w domu czyli sprzątanie, gotowanie, pranie, znowu gotowanie dla dzieci na drugi dzień kiedy będą z matką. Jadzia natomiast uważała że jak ona zajmuje się dziećmi przez 8 godzin to musi się skupić tylko na tym. Po przyjściu Stanisława do domu, od razu uciekała do koleżanek (chociaż jak pan Stanisław mówi, pewnie to oficjalna wersja). Tak sobie żyją razem. Dzieci i wnuki nie odwiedzają dziadków, tzn odwiedzają kiedy nie ma Jadzi. Odwiedzają dziadka. Pan Stanisław dalej zajmuję się domem, a Jadzia w tym czasie chodzi i kradnie zakupy, pikietuje, rozkazuje czy wsiada do cudzych aut służących jej jako taksówka.

Po zapytaniu pana Stanisława czy nie chciał się rozwieźć odpowiedział że chciał. Jednak ona robiła szopkę, on kochający ją i dzieci zostawał. Teraz już mówi że nie ma to nawet sensu, od kilkunastu lat żyją osobno. Ona na niego warczy, on to puszcza mimo uszu.

I taka życiowa rada od pana Stanisława dla wszystkich: "Uważaj synu, ładne opakowanie nie zawsze ma w sobie ładny środek, częściej ładne opakowanie ma zakryć mankamenty środka, wiec jeżeli kogoś szukasz to postaraj się go najpierw poznać jego środek, a nie kochać powłokę"

Jadzia

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 346 (370)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…