Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#25701

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W piątej klasie podstawówki zmieniono mi katechetkę.
Pani ta miała dość ciekawy system oceniania - wiadomo, na takim etapie nauczania religii skupiała się na klepaniu formułek. Interesujące jednak było to, jak odpowiednie modlitwy dobierała uczniom.
W każdej klasie bywają osoby zdolniejsze, mniej zdolne i lenie. Dlatego uczniowie z kategorii drugiej i trzeciej otrzymywali łatwiejsze modlitwy - Zdrowaś Maryjo, Dziesięć Przykazań. Cóż w tym dziwnego? Dobrzy uczniowie dostawali o wiele trudniejsze formułki. Cóż w tym dziwnego? Tekst Dziesięciu Przykazań był wywieszony nad tablicą...
Miliard lat temu byłam jedną z lepszych uczennic w szkole - nie kujonem, bo nigdy nie splamiłam się siedzeniem nad książką, za co cierpiałam w liceum i cierpię na studiach. Mimo to zawsze jakieś ambicje we mnie siedziały. Kto z chodzących na religię nie chciałby otrzymać szóstki na świadectwie? Niestety, nie było mi to dane. Warunkiem koniecznym do otrzymania oceny powyżej czwórki było uczestniczenie w wielu okazyjnych nabożeństwach (różaniec, roraty) w kościele obok szkoły. Kogo to obchodzi, że na początku podstawówki się wyprowadziłam i o wiele bliżej mi było do własnego? Nie, koniecznie trzeba było udać się do kościółka przy szkole. Jakoś rodzice nie byli skorzy do wysyłania mnie o 18 na różaniec do kościoła znajdującego się w blokowisku.

Zapewne jest to mało piekielna historyjka, ale wspominając te czasy zastanawia mnie jedno: jak to możliwe, że - biorąc pod uwagę "świętość" tego przedmiotu - religii uczyła mnie rozwódka?

szkoła

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (41)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…