Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#28123

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o sąsiedzkiej przyjaźni rodem z "Dnia Świra".

Kilka słów wstępu: Do mojej, jak i innych posesji przylega wąska, nieugruntowana droga dojazdowa. Moja posesja znajduje się jako ostatnia, na końcu drogi. Droga ta prawnie jest naszą własnością (wspólnota), jednakże w wyniku przyzwyczajeń i skrótów korzystali z niej również moi dalsi sąsiedzi, wtedy mi jeszcze nieznani. Mieli oni swój własny dojazd wzdłuż lasu, jednakże trzeba było jechać "dookoła", czyli nałożyć 300 metrów drogi. Dodam jeszcze, że jest to ślepa ulica, nie prowadzi donikąd, służy tylko jako dojazd do domów.
Każdej wiosny, w wyniku roztopów i opadów droga ta zamieniała się w nieprzejezdne bagno, w którym zakopywało się wszystko, co nie miało napędu na cztery koła i nie było wysoko zawieszone. By zapobiec takim sytuacjom w kolejnym sezonie wspólnie stwierdziliśmy, że trzeba temu zaradzić - tyle tytułem wstępu.

Zebranie zwołane, decyzja podjęta, utwardzamy drogę. Firma wybrana, kosztorys podzielony na wszystkich i wystąpiliśmy z propozycją do sąsiadów z poza wspólnoty, czy nie chcieli by partycypować w kosztach w zamian za prawo korzystania z drogi. Wielkie oburzenie, że oni nie mają zamiaru dorzucać się ani złotówki - jak najbardziej rozumiem, ich prawo. Droga wybudowana i na jej końcu, koło mojej posesji, wyrosła blokada - tzw. składany motylek. Awanturze ze strony owych sąsiadów nie było końca - jesteśmy chamy, prostaki i cwaniaki, bo zablokowaliśmy im drogę, którą jeździli wiele lat i którą nagle zamknęliśmy. Wezwana policja potwierdziła naszą rację, to samo urząd.

Wracam sobie pewnej soboty do domu, godziny nocne. Z oddali w blasku lamp widzę unoszący się dym z palonych opon i ruch przy mojej bramie. Co się okazało - synek sąsiadów urządził popijawę i po którejś flaszce chłopaki wymyślili sobie, że sami wymierzą sprawiedliwość. Wzięli więc czyjś samochód, wjechali dookoła na naszą drogę, podpięli linkę holowniczą do "motylka" i pałują samochód, by tą blokadę wyrwać. Ta jednak zatopiona w betonie puścić nie chciała. Akcja trwała w najlepsze, przy ogólnych wiwatach zataczającej się młodzieży aż do momentu, gdy któryś się nie zorientował, że stoję parę metrów przed nimi oświetlając ich światłem moich reflektorów. Telefon przy uchu, numer na policję wybrany, czekam na połączenie.

Wśród towarzystwa popłoch, panika, szybkie odwiązanie linki, zapakowanie się towarzystwa do małego kompaktowego samochodu i wio w długą. Wciąż nie udało mi się połączyć, więc zawróciłem i jazda za nimi, by podać policji lokalizację samochodu wraz z pijanym kierowcą za kółkiem. Jako, że miałem ok. trzykrotną przewagę mocy silnika, moja jazda za nimi wyglądała dosyć normalnie - co odchodzili na zakrętach, to doganiałem ich na prostej. Po trzech zakrętach stwierdziłem jednak, że ich zachowanie na drodze może się skończyć źle, gdyż ich jazda przypominała rajd po odcinku specjalnym, z dodatkiem slalomów w wykonaniu kierowcy na podwójnym gazie. Numery sobie spisałem i już odpuściłem by sobie krzywdy nie zrobili w tym natchnieniu ucieczki (wciąż brak połączenia z 112) gdy nagle widzę, że przy kolejnym zakręcie światła samochodu zniknęły w polu.

Podjeżdżam, chłopaki w zarytym konkretnie samochodzie w zaoranym polu wysiadają przez okna, wprost na główkę w błoto. Wysiedli wszyscy, zaczęli szukać swojego utopionego obuwia przewracając się co chwilę wywołując fontanny błotnej wody. Po upewnieniu się, że każdy cały, pojechałem sobie rozbawiony do domu z zamiarem zgłoszenia sprawy na policję.

Następnego dnia z rana przyszedł syn marnotrawny w obstawie rodziców z błaganiem, bym nic nigdzie nie zgłaszał. Odpuściłem, synuś w końcu nauczkę dostał, a lądowanie w polu obojętne dla samochodu zapewne nie było. Od tamtej pory skończyły się wszystkie stresy z sąsiadami, grzecznie dzwonią po sołtysa z traktorem, jak się zakopią na swojej drodze.

P.S. do naszej wciąż się nie dorzucili.

wieś

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 669 (693)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…