Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#30226

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ludziom od tego słońca to chyba odbija.

Poszłam wczoraj spać jakoś po 2giej. Ogólnie sowa ze mnie, ale wczoraj miałam wyjątkowo dużo do zrobienia – przed poniedziałkowym wyjazdem na długi weekend pełna mobilizacja, czego skutkiem były cztery powstałe naszyjniki. Z poczuciem spełnionej misji, ledwo już przytomna, poszłam spać. Nie zdążyłam się jeszcze na drugi bok obrócić, zadzwonił telefon.

Pech, cholerny pech, że położyłam go na zamkniętym laptopie – dźwięk wibracji na obudowie obudził prawie lokatorów pobliskiego cmentarza. Odebrałam, przekonana, że to mój facet postanowił powiedzieć „dobranoc”, bo czasem lubi sobie w środku nocy zadzwonić i ja nie mam nic przeciwko. Ale to nie był on, o nie...

Ja: Mhhhmmm?
Głos w słuchawce: No tak przecież nie można!
J: Watdafak?! Przepraszam, z kim ja rozmawiam?!
GwS [ze świętym oburzeniem]: No jak to z kim, ja dzwonię z wydawnictwa O-dumnej-nazwie, jestem edytorką, powinna pani widzieć kto się jej tekstem zajmuje!

Zgrzyt, zgrzyt, prawie słyszę, jak mój mózg rozkręca obroty i jest, olśnienie, wydawnictwo, no tak. Szybki look na zegarek – jest 3’40 nad ranem.

J: A to wasze wydawnictwo to, pardon moi, w Australii ma siedzibę?
GwS: Niech się pani nie wygłupia, w Dumnym-mieście-kiedyś-wojewódzkim. Ja dzwonię w pani interesie, a pani o jakiejś Australii. Tak nie można robić, pani popełniła ogromny błąd, niewybaczalny!

Szczerze mówiąc, wtedy uwierzyłam, że mi się przyśniło. Za dużo filmów do tego robienia naszyjników obejrzałam, mózg się wkręcił i zapomniał odkręcić. Ale nie, jednak to była jawa.

J: Proszę pani! W moim interesie to jest spać wtedy, kiedy spać przyjdzie mi ochota i powiedziałabym, że środek nocy jest porą, w jakiej się po ludziach takiej ochoty można spodziewać. I nie obchodzi mnie, z czym pani dzwoni! Pani imię i nazwisko, jutro z rana złożę na panią skargę, skoro ma pani czelność dzwonić na prywatny telefon o tej godzinie!
GwS: Ale pani koniecznie musi mnie wysłuchać!
J: Imię i nazwisko!
GwS: [podała, ale trajkocze jednym tchem dalej]. Może sobie pani składać skargę, oni mi i tak przyznają rację!
J: Ale w czym, do ciężkiej cholery?
GwS: No jak to w czym?! Nie można tak zabijać głównego bohatera powieści! Pani po prostu nie może tego zrobić! Tak nie wolno! Pani wie, jaka ja się czułam oszukana?! Czytelnicy też się poczują! Nic pani więcej w życiu nie sprzeda, ja pani karierę ratuję właśnie!
J: Proszę pani. Niechże sobie pani weźmie ten ratunek mojej kariery i wsadzi do oka, najlepiej przez dupę, dobrze? A jak następnym razem najdzie panią wspaniały pomysł, żeby wykręcić mój numer, to proszę powtórzyć wyżej opisaną czynność, najlepiej przy użyciu tarki do warzyw, hmm?

[biiiip, biiiip, biiiip...] Uff.

No to teraz słowem wyjaśnienia: tak, napisałam książkę, tak, dałam się namówić na wysłanie jej do wydawnictwa. Ale Duże-i-porządne wydawnictwo zniechęciło mnie okropnym gościem, który się ze mną kontaktował, wysłałam więc też do Nieco-mniejszego-ale-też-znanego. Pani dzwoniła z tego drugiego. Chyba przeproszę się z pierwszym...
Niestety tak jak bardzo szybko po obudzeniu jestem całkiem przytomna, tak raz obudzona nie mogę zasnąć. Prawie do 6tej się męczyłam przez durną babę. Mało tego, musiało wystarczyć mi wysłanie skargi mailem, bo w sobotę nikt nie odbiera, pech.

Ja rozumiem, że pracuje się w domu, w nocy. Ba, wczoraj sama dokładnie to samo robiłam. Ale no cholera jasna, jak można być tak chamskim? Pomijając wątpliwą jakość merytoryczną udzielonej rady.

wydawnictwo

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 538 (642)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…