Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#30977

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym, że szaleństwo jest zaraźliwe. I o tym jak nielogiczne może się stać logiczne rozumowanie, jeśli zajmuje się nim dostatecznie duża grupa ludzi.

Na skraju naszego osiedla znajduje się działka. Niby nic dziwnego, bo w końcu działka na osiedlu domków to żaden cud. Tyle tylko, że ta działka jest niezagospodarowana i trochę kala „idealny” wizerunek tej części miasta. Stoi na niej od niepamiętnych czasów jakaś ruinka, ogrodzenie… no cóż – kiedyś było. Działka ma podobno nawet właściciela. Wieść niesie, że jest nim bliżej niezidentyfikowany Szwed, ale nikt go nigdy na oczy nie widział. Skoro jednak właściciel jest a działka raczej na końcu niż w środku osiedla, reszta mieszkańców nauczyła się z tym żyć, bo zrobić nie można nic.

Ale właściwie to nie o działce ta historyjka tylko o jej mieszkańcach w osobach dwóch bezdomnych panów Kazika i Marka, którzy każdej wiosny uznają za stosowne zamieszkać na rzeczonej posesji. Panowie są wszystkim znani (to byłby już 3 rok przyjęcia ich do grona członków społeczności) i co najważniejsze lubiani. Zawsze pomocni i uczynni, trawnik skoszą, do sklepu pójdą jak się jakiemuś leniuchowi nie chce samemu po deszczu łazić, pomogą przy pracach budowlanych na działce, a o ruinkę dbają jak o swoje. Zawsze dostają za przysługę przysłowiowe kilka groszy i nigdy żaden się nie skrzywił, że za mało. Czasami dostają część zakupów po które regularnie wysyła ich starsza sąsiadka, czasami piwo jak komuś zostanie po grillu. Tylko na zimę wynoszą się do któregoś z cieplejszych krajów. Ot taki lokalny folklor.

Jak w każdej społeczności, tak i u nas znajduje się ktoś, kto nie za bardzo ma ochotę integrować się z resztą. Mamy takiego sąsiada - szalonego introwertyka – który, jak każdy rasowy pies ogrodnika swojego nie da. Tylko, że pojęcie „swoje” rozciąga za połowę osiedla ze szczególnym uwzględnieniem ulic, chodników, latarni i studzienek ściekowych.

Jakiś czas temu na osiedlu zaczął grasować Copperfield.

Na początku niektórym sąsiadom zniknęły pojemniki na śmieci. Znalazły się potem na gruzowisku pobliskiej kamieniarni. Jak się tam znalazły – nikt nie wie.
Kazik skosił sąsiadowi trawnik po czym pożyczył kosiarkę aby zrobić to samo na zaanektowanej działce. Szybko ją oddał ale następnego dnia kosiarki w szopie już nie było.
Inny sąsiad nie mógł się doliczyć desek do budowy domku na narzędzia. Trzeba trafu, że deski te, Kazik i Marek pomagali mu rozładowywać kilka dni wcześniej.
Tego typu zdarzenia, co jakiś czas miały miejsce i jak się domyślacie zaczęły trochę sąsiedzką brać irytować.

Wróciłem z dłuższego wyjazdu, i na przedmajówkowym grillu dowiedziałem się jak sprawy stoją. Tam też zostało postanowione, że trzeba przyjrzeć się naszym „dzikim” sąsiadom. Trochę się zdziwiłem, bo nikt z obecnych przy rozmowie nie chciał się przyznać, że to jego pomysł. Jak się okazało – słusznie. Głębsza analiza, przeprowadzona już w mniejszym gronie, wykazała, że autorem pomysłu „przyjrzenia się” był sąsiad – introwertyk. Cóż jednak było robić, delegacja została wysłana celem odbycia poważnej rozmowy. W skład delegacji – żeby było bardziej oficjalnie – wchodził (choć niechętnie – jak się domyślam) sąsiad policjant.

Kazik i Marek, zaprzeczyli, ale podejrzenia pozostały.

Następnego ranka obudził wszystkich brzęk tłuczonej szyby w oknie introwertyka. Pozostał ślad – kawał cegły, ale ręki, która ją rzuciła nie znaleziono. Na pierwszy rzut oka, wszystko w tym momencie stało się jasne i dało się wyczuć chęć poszczucia psami wiadomych osób. Tylko dla niektórych z nas bardziej niż jasne było to wszystko nielogiczne.

Nie lubię nielogicznych sytuacji, ale chyba bardziej nie lubię oczerniać kogoś bez powodu. Dziwiąc się, że nikt jeszcze na to nie wpadł, wystawiłem świeżo umyty pojemnik na śmieci, zostawiłem kosiarkę na widoku, w oknie włączoną kamerę i zadowolony poszedłem spać.

Pierwszej nocy nie działo się nic. Drugiej też, aż trzeciej kosiarka wyparowała. Obejrzenie zarejestrowanego materiału potwierdziło moje domysły, że nie zmieniła się jednak w transformera i nie odjechała ratować ludzkości (zwłaszcza, że nie nalałem do niej benzyny) tylko została uprowadzona przez osobnika łudząco podobnego do naszego „lubianego” siewcy podejrzeń. Tylko, cholera, po co mu druga kosiarka?

Poszła druga delegacja – tym razem do niego. Migał się ale Mirek (policjant) siłą swojego służbowego tonu i czytanych z notatnika paragrafów zmusił kradzieja do przyznania się. W zamian za naprawienie szkód, głównie tych moralnych, obiecano mu niewnoszenie żadnych oskarżeń.

Szkody zostały naprawione, sąsiedzi przeproszeni, zaginione rzeczy zwrócone właścicielom. Pozostało jeszcze porozmawiać z głównymi zainteresowanymi i wyjaśnić. Niestety nie było już z kim bo panowie K i M zniknęli i jak nam opowiedziała później sąsiadka (która jako jedyna ich broniła) przyszli do niej się pożegnać i poszli sobie. Od dwóch dni ich nie ma ale szukamy. Może się jeszcze znajdą.

Tym razem nie będzie puenty. Nikt nie wie dlaczego sąsiad się na nich uwziął – on sam chyba też nie bardzo.

...

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 330 (348)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…