Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#31178

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zamknięte osiedla to jakiś horror. Rozumiem ludzką potrzebę zamykania się w swoim grajdołku, ale chyba jakiś kontakt z rzeczywistością trzeba mieć? Nie? No to, ku przestrodze...

Jedziemy karetką reanimacyjną do nieprzytomnego (takie wezwanie może oznaczać absolutnie wszystko - od pani "taka dziś jestem nieprzytomna" siedzącej na kanapie, do 3-dniowych zwłok). Tym razem jednak jedziemy do starszej osoby, po zawale, więc sytuacja raczej z tych pilnych.

Dojeżdżamy do SuperOsiedla. SuperOsiedle charakteryzuje się tym, że mieszkańcy postanowili zamknąć wszystkie wjazdy szlabanami. Oprócz tego same domy są dość gęsto upakowane, numeracja niby ma jakiś sens, ale nikt go jeszcze nie odkrył, a parkingów jest za mało, więc samochody stoją wszędzie.

Podjeżdżamy - brama wjazdowa zamknięta. Jedziemy pod drugą, oczywiście to samo. Obok bramy nie da się przejechać, za ciasno. Nawet nie możemy spróbować przejechać trawnikiem, bo chodniki obok są szczelnie obstawione samochodami - nie ma jak wyjechać. Ochroniarzy nigdzie nie widać, nawet nie jestem pewna, czy w ogóle tam są. Prosimy centralę o zadzwonienie do rodziny pacjenta, niech otworzy bramę, a w tym czasie ja z Ratownikiem polecę piechotą z najpotrzebniejszym sprzętem.

No i tak sobie biegamy po osiedlu, obładowani sprzętem, szukamy magicznego numeru 12b (który jak się okazuje, wcale nie jest pomiędzy 12a i 12c). Udało się, znaleźliśmy. Wchodzimy, badamy, decydujemy, że zabieramy do szpitala i to dość szybko. Ratownik wzywa kierowcę z noszami - niestety, Kierowca dalej kwitnie pod bramą, sam z noszami pewnie tu nie trafi, zwłaszcza, że my przebijaliśmy się trawnikiem od jakiejś dziwnej strony. Rodzina pilota do bramy kiedyś miała, ale już nie ma. No trudno, ja zostaję z pacjentem, Ratownik leci pomóc Kierowcy.
Po kolejnych 15 minutach mamy już pacjenta zapakowanego, wychodzimy z klatki... No tak, trawnik. Ratownik zgrzyta zębami, kierowca klnie pod nosem, przenoszą nosze górą, bo przejechać się po tym nie da. Ja w tym czasie lecę obok obwieszona sprzętem jak choinka, modląc się, żeby nam się pacjent nie zatrzymał, bo na szybko nawet nie będę miała jak reagować.

Docieramy do karetki, mokrzy, wściekli, sprawdzając czy nic nam nie wypadło w czasie tego galopu (pacjent był nadal na noszach, połowa sukcesu). Docieramy i Kierowca puszcza wiązankę, od której roi się między innymi od panienek lekkich obyczajów. Co się stało? Ano karetkę mamy zaparkowaną tak, żeby w miarę możliwości nie zablokować całego wjazdu na osiedle - czyli trochę z boku. Za to jakiś cymbał zaparkował nam na centymetry za tylnymi drzwiami... Nie da się ich nawet otworzyć na pełną szerokość, nie mówiąc o podjechaniu noszami.

Tak więc stoimy sobie w piękny wietrzny dzień pod chmurką jak debile, obok nas pacjent w ciężkim stanie na noszach, a kierowca próbuje jakoś wyjechać spomiędzy słupków od bramy, a samochodu cymbała.

Gdy wreszcie się udało i dojechaliśmy do szpitala, okazało się, że cała ta eskapada zajęła nam lekko licząc godzinę. To tyle, jeśli chodzi o szybką pomoc i transport do szpitala...

PS. Nie odmówiłam sobie zgłoszenia przez radio wyczynu cymbała, ale - co chyba zrozumiałe, nie czekaliśmy na przyjazd Policji. Mam nadzieję, że dostał przynajmniej mandat, chociaż chyba bardziej wychowawcze byłoby 15 batów wymierzanych na środku osiedla. Podobnie jak baty należą się kretynowi, który pozawala zamknąć osiedle bez żadnej bramy awaryjnej. Chociaż... w końcu to sami mieszkańcy tak chcieli...

SuperOsiedle

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1012 (1048)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…