Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#32193

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio będąc na wezwaniu znalazłem pieska. Mam lekko zaleczoną kynofobię, ale widząc zmarnowanego, wychudzonego, brudnego maluszka zdecydowałem się go zabrać. Najpierw wpakowaliśmy go do pudełka i do karetki, a później zostawiliśmy w stacji dając mu jakieś "ludzkie" jedzenie i wodę.

Rano wziąłem go do domu. Zebrałem od mojej piękniejszej połowy informacje i powoli douczając się w zoologicznym wyprałem później psa w psim szamponie i nakarmiłem czym psa się powinno. Położyłem ręcznik tuż przy dwóch pudełkach po margarynie (które chwilowo robiły za miski), usadziłem pieska i uciekłem z kuchni (mimo, że to szczeniak serce waliło mi jak oszalałe). Popołudniu załadowałem go do kociego transportera i zawiozłem do weterynarza - ten widząc MNIE z psem prawie spadł z krzesła. Cóż, znajoma, która opiekuje się moimi zwierzętami akurat złośliwie mi wyjechała. Wróciliśmy do domu. Zauważyłem, że tego Gnojka strasznie bawi jak uciekam przed jego ostrymi jak szpilki kłami. I goni mnie tak po całym mieszkaniu, koty widząc okazje do zabawy dołączają się, a wredofrety chcąc nie chcąc również muszą. ;)

Każde zetknięcie się ze szczeniakiem przyprawiało mnie o przyspieszoną akcję serca. Logika podpowiadała mi, że jestem szalony, a podświadomość swoje. Boję się szczeniaka. Takiego co może upierniczyć mnie najwyżej w kostkę. Uciekam przed nim, to musi wyglądać tragikomicznie (czyli gdyby ktoś to oglądał płakałby ze śmiechu). Sam się z siebie w duchu śmiałem.

W każdym razie. Wróciłem na miejsce zbrodni i z zamiarem szybkiego pozbycia się pieska (miał obrożę) rozwiesiłem zdjęcia i prewencyjnie rozejrzałem się po okolicy za jakimiś ogłoszeniami, że Gnojek zaginął. Wróciłem do domu, a właściwie słysząc za drzwiami szczekanie cofnąłem się i poleciałem do pubu chlapnąć sobie na odwagę. ;) Po drugim piwie telefon. Pani jest właścicielką pieska i ona go koniecznie chce TERAZ. Podałem adres, pani przyjechała.

Wskoczyła do mieszkania i dopadła do psiaka. Ogląda go dokładnie, zagląda mu w uszy, sprawdza podwozie - musi się przekonać czy to jej myślę sobie...

- Eee, to nie rasowe!
- Słucham? Co rasowe?
- Ten pies, nie jest rasowy! Kłamał pan!
- Ja nic takiego nie mówiłem, pani mówiła, że to pani pies. Ja na psach się nie znam, nie wiem czy to to rasowe jest.
- Ogłaszał się pan, że ma rasowego psa na wydanie.
- Eee... Nie? Ogłaszałem, że psa znalazłem!
- Pfff...! - Syknęła i... Rzuciła Gnojkiem na ziemię. Pies zaskowyczał, przeturlał się i wylądował pod moimi nogami, zanim schyliłem się ten dziabnął mnie w gołą stopę. Zęby zacisnąłem, przez głowę przeleciały mi wspomnienia z pierwszego pogryzienia (oczywiście poważniejszego) przez psa, a serce mało nie wyskoczyło mi z obrębu klatki piersiowej.

- Agresywny w dodatku! I pan takie coś chce wydać!
- Wyjdź kobieto po prostu.

Pani się stawiała, ŻĄDAŁA ode mnie rasowego psa - TERAZ!!! Doszło do lekkich przepychanek i panią wyrzuciłem.

Nikt więcej nie zadzwonił.
Teraz mieszkam sobie od tygodnia z psem. I nie wiem co z nim zrobić szkoda mi go do schroniska. Na dzień idzie do sąsiada-księdza. Mam nadzieję, że on go weźmie w końcu. :) Tam przynajmniej nikt nie będzie nim rzucał, a ja sobie będę mógł z bezpiecznej odległości oglądać jak rośnie. Wet twierdzi, ze urośnie duży, więc u mnie tym bardziej zostać nie może.

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1133 (1175)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…