Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#32945

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno temu pracowałam w Domu Dziecka jako wychowawca. W zasadzie ciężko to nazwać domem, bo był to istny moloch z setką wychowanków na pokładzie.

W tak licznej grupie dzieci wiecznie ktoś chorował, bardzo zatem zabiegaliśmy, żeby choć na kilka godzin w tygodniu wpadał do nas lekarz. W końcu odpowiednie władze się zgodziły i pozostało nam tylko z utęsknieniem czekać na pierwszą wizytę.

Kiedy pani doktor po raz pierwszy wkroczyła do placówki odebrało nam mowę: upalna końcówka sierpnia, a kobita odziana w wysokie kozaki, wełniane rajstopy, wełnianą garsonkę i dwa (!) płaszcze. Wymalowana na wzór gejszy, włosy wytapirowane i upięte w kok na tą samą modłę. Ale nie oceniajmy książki po okładce.

Niebawem jedno moje pisklę się rozchorowało - obudziło się rano z gorączką, wymiotami, a z dzióbka zalatywało mu acetonem. No to słaniającego się pisklaczka cap pod pachę i dyrdam po schodach do pani doktor.
Puk-puk!

- Proszszsz...
Wchodzę do gabinetu i proszę o zbadanie dziecka, bo chyba je angina dopadła.

- Zostawi dziecko na korytarzu!
(OK - pewnie chce wywiad zebrać, to nawet miło, że nie chce żeby mu przypominać drastyczne sceny z jego dzieciństwa.)

- Poda kartotekę dziecka!
(Podaję - przecież dłużej tu pracuję i z zamkniętymi oczami potrafię po nią sięgnąć.)

- Tu trzeba antybiotyk, coś osłonowego i witaminy. Za tydzień do kontroli.
- Pani doktor, proszę jednak zerknąć najpierw na dziecko. Chodź Kasieńko, pokaż pani doktor gardełko.

W tym momencie pani doktor jednym susem dopada najodleglejszy kąt gabinetu i histerycznie zaczyna krzyczeć:
- Proszę wyjść! Wyjść natychmiast! Ja sobie nie życzę w gabinecie żadnych bakterii! Chcecie mnie zabić!

Jak się później okazało, pani doktor nie była piekielna - kobiecina była chora psychicznie.
Piekielnym był jej zwierzchnik, który przyznawał jej „godziny”, żeby sobie dorobiła do renty. Wcale jej tym przysługi nie zrobił, bo osaczona przez rozliczne bakterie i wirusy popadła w skrajną paranoję i wylądowała na długo w zakładzie zamkniętym. Szczęście w nieszczęściu, że nie zdążyła nam żadnego dziecka uszkodzić.

już nie istnieje

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 891 (935)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…