Historie Werbeny o Damianku przypomniały mi o pewnym piekielnym bachorze.
W tamtym roku w I tygodniu lipca prawie codziennie wyła nasza syrena i były to fałszywe alarmy. Syrena wyła, bo ktoś wciskał przycisk alarmowy. Oczywiście nie wiadomo od razu po przybyciu do remizy, że alarm jest lipny (mamy selektywne wywoływanie), więc się zbieramy i łączymy się radiowo z PSP. Oni odwołują alarm. I tak przez cały tydzień.
Pod koniec tygodnia uradziliśmy że czas z tym skończyć, więc jeden strażak będzie dyżurował w remizie. W poniedziałek i wtorek nic się nie działo - dyżurni robili porządki w obejściu. W środę zaś robiłem porządek w środku i prałem co brudniejsze koszarówki (mundury). I wtedy dzieciak się odważył i włączył syrenę. Wyszedłem, patrzę, nigdzie pożaru, więc dawaj za bachorem. Dorwałem i przyprowadziłem do remizy - już był naczelnik i dwóch innych strażaków.
Oczywiście wszyscy wkurzeni, że fałszywy alarm, bo mają robotę w domu, więc uznaliśmy, że nie będziemy wzywać policji, a dzieciak zapozna się z trzonkiem topora strażackiego. Oczywiście wszyscy się rozeszli do domów, a ja zostałem bo musiałem dokończyć pranie. Po 15 min wpada tatulek i drze się, że jak tak można żeby dziecko bić, że dzieciak musi się wyszaleć, że to głupie żarty. I pewnie doszłoby do rękoczynów jakbym nie miał na podorędziu toporka. Jak się już trochę uspokoił, zapytałem:
- A wolałby pan jakbyśmy wezwali policję? Bo to jest karalne.
Po tych słowach tatulek się zmył.
W tamtym roku w I tygodniu lipca prawie codziennie wyła nasza syrena i były to fałszywe alarmy. Syrena wyła, bo ktoś wciskał przycisk alarmowy. Oczywiście nie wiadomo od razu po przybyciu do remizy, że alarm jest lipny (mamy selektywne wywoływanie), więc się zbieramy i łączymy się radiowo z PSP. Oni odwołują alarm. I tak przez cały tydzień.
Pod koniec tygodnia uradziliśmy że czas z tym skończyć, więc jeden strażak będzie dyżurował w remizie. W poniedziałek i wtorek nic się nie działo - dyżurni robili porządki w obejściu. W środę zaś robiłem porządek w środku i prałem co brudniejsze koszarówki (mundury). I wtedy dzieciak się odważył i włączył syrenę. Wyszedłem, patrzę, nigdzie pożaru, więc dawaj za bachorem. Dorwałem i przyprowadziłem do remizy - już był naczelnik i dwóch innych strażaków.
Oczywiście wszyscy wkurzeni, że fałszywy alarm, bo mają robotę w domu, więc uznaliśmy, że nie będziemy wzywać policji, a dzieciak zapozna się z trzonkiem topora strażackiego. Oczywiście wszyscy się rozeszli do domów, a ja zostałem bo musiałem dokończyć pranie. Po 15 min wpada tatulek i drze się, że jak tak można żeby dziecko bić, że dzieciak musi się wyszaleć, że to głupie żarty. I pewnie doszłoby do rękoczynów jakbym nie miał na podorędziu toporka. Jak się już trochę uspokoił, zapytałem:
- A wolałby pan jakbyśmy wezwali policję? Bo to jest karalne.
Po tych słowach tatulek się zmył.
Ocena:
603
(643)
Komentarze