Umówiła się kobitka na jazdę dla dziecka na 8:30. Przyjechały, elegancka pani z dziewczynką lat ok.4-5, blond loczki, koszulka Hannah Montana, urocza przerwa miedzy ząbkami.
Wyprowadzam kobyłę z boksu, na twarzyczce Młodej konsternacja.
- Mamusiu, nie chcę jeździć na tym koniku!
- Dlaczego, kochanie? - mama wydaje się przeczuwać, co nastąpi.
- Bo on jest bzydki! Chcę lóżowego!
- Ależ skarbie, prawdziwe koniki nie są różowe.
- Nic mnie to, qulwa, nie obchodzi! - brzdąc purpurowieje, podbiega do konia, który akurat strudzony wizją pracy opuścił łeb, i uderza go małą łapką po pysku, wrzeszcząc - Bzydal!
Ogarniając swój szok, łapię małego, różowego łobuza, żeby uniemożliwić mu powtórzenie tego wyczynu, kobyła spogląda z politowaniem. Matka blednie, bierze córkę pod pachę i wymamrotawszy "Przepraszam" wykonuje odwrót w kierunku samochodu.
Nie, nie, tak łatwo nie będzie.
Mała terrorystka wyrywa się, rzuca na ziemię i młócąc piąstkami, i wierzgając, drze się niemiłosiernie. Po chwili walki, mamie udaje się ją unieruchomić w samochodzie, po czym z piskiem opon odjeżdżają.
Najgorsze, że przecież żadna w tym wszystkim wina dzieciaka, który przecież "gdzieś" musiał nabyć podstawę i wzorce swojego zachowania. Wniosek - piekielni opiekunowie.
Co się dzieje z tym światem? Chyba się starzeję.
Wyprowadzam kobyłę z boksu, na twarzyczce Młodej konsternacja.
- Mamusiu, nie chcę jeździć na tym koniku!
- Dlaczego, kochanie? - mama wydaje się przeczuwać, co nastąpi.
- Bo on jest bzydki! Chcę lóżowego!
- Ależ skarbie, prawdziwe koniki nie są różowe.
- Nic mnie to, qulwa, nie obchodzi! - brzdąc purpurowieje, podbiega do konia, który akurat strudzony wizją pracy opuścił łeb, i uderza go małą łapką po pysku, wrzeszcząc - Bzydal!
Ogarniając swój szok, łapię małego, różowego łobuza, żeby uniemożliwić mu powtórzenie tego wyczynu, kobyła spogląda z politowaniem. Matka blednie, bierze córkę pod pachę i wymamrotawszy "Przepraszam" wykonuje odwrót w kierunku samochodu.
Nie, nie, tak łatwo nie będzie.
Mała terrorystka wyrywa się, rzuca na ziemię i młócąc piąstkami, i wierzgając, drze się niemiłosiernie. Po chwili walki, mamie udaje się ją unieruchomić w samochodzie, po czym z piskiem opon odjeżdżają.
Najgorsze, że przecież żadna w tym wszystkim wina dzieciaka, który przecież "gdzieś" musiał nabyć podstawę i wzorce swojego zachowania. Wniosek - piekielni opiekunowie.
Co się dzieje z tym światem? Chyba się starzeję.
sport i rekreacja
Ocena:
727
(795)
Komentarze