Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#38788

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś już wspominałem, że nie lubię czegoś takiego jak przedstawianie się począwszy od "magister". Ja ten, niezbyt zaszczytny w dzisiejszych czasach, tytuł posiadam, ale generalnie nie wywlekam go na światło dzienne jeśli nie trzeba.

Tak wyszło, że kolega uprosił mnie, abym pomógł mu zorganizować wycieczkę (dyrektor gimnazjum uparł się, że puści dzieci pod warunkiem, że będzie dodatkowy medyk, taki ich, co będzie trzymał się na ogonku wycieczki). Niechętnie, ale zgodziłem się. Do dnia wycieczki nie spotkałem także nauczycieli wyznaczonych przez szkołę. I właśnie w ten dzień poznałem Kasię, nauczycielkę polskiego...

Na początku nic właściwie nie zdradziło tego ile wstydu się najem przez tę kobietę podczas kolejnych trzech dni wyjazdu.
Pojechaliśmy. Ulokowano nas w jakimś "wypasionym" (czyli o niezbyt lotnych standardach - cięcia budżetowe ;)) pensjonacie. Z jakiegoś dziwnego powodu na miejscu dowiedziałem się, że pokój mam z Kasią, co na szczęście udało mi się odkręcić, bo ona non stop trajkotała jak najęta. Poszliśmy spać.

Pierwszy dzień.
Schodzimy na śniadanie. Wielkogłowi, czyli opiekunowie i ja, przy jednym stoliku, dzieciaki porozrzucane w całej stołówce. Dopiero dziś przyszło nam poznać szefową tego lokalu, ponieważ kiedy my przyjechaliśmy w nocy jej już nie było. Przyszła do nas upewnić się, że dopilnujemy dzieciaki i nie będą robić dziwnych rzeczy (z czego gimnazjaliści przecież słyną). Nie wyglądała na uczoną, raczej na taką typową wiejską kobiecinę.

[S]zefowa - Pan, panie Piotrze, jest medykiem? Może ja zaprowadzę pana do pokoju naszej pielęgniarki? Będzie mógł pan z niego korzystać. (fajna rzecz, pierwszy raz się z tym spotkałem, że w pensjonacie był taki jakby pokój zawierający graty do pierwszej pomocy).
[K]asia - Panie MAGISTRZE! Pan Piotr jest magister i rada bym była gdybyś mogła odpowiednio go tytułować.

Przez chwilę zabrakło mi języka, aby wygłosić coś równie wzniosłego, więc wypaliłem tylko "zamknij się!" co zostało odebrane niezbyt ciepło.

Ja - Nie trzeba do mnie zwracać się w ten sposób. Jestem Piotr i tyle wystarczy.
K - Jakie wystarczy!? Ludzie chyba powinni szanować nasze lata spędzone na studiach!
J - Wiesz Kasiu, dla mnie te kilka lat to nie były tortury, więc nikt mi tego w żaden sposób wynagradzać nie musi.
K - Uderzając pięścią w stół - Panie MAGISTRZE! Powinien pan zachowywać się odpowiednio do pana TYTUŁU! - zwróciła się do miłej, starszej pani - Wiochmenka!

Odeszła od stolika.

Dzień drugi.
Wybraliśmy się do jakiegoś super muzeum. Na miejscu zamówiony przewodnik postanowił zaznajomić się z opiekunami.

P - Jestem Wiktor Irecki, będę państwa przewodnikiem. Skoro mamy razem spędzić najbliższy czas, może zapoznajmy się dla wygody.

Według mnie świetny pomysł. Wolę kiedy ktoś do mnie mówi Piotrze lub panie Piotrze niż panie w bluzce z Katatonią i bojówkach... Niestety nie zdążyłem pochwalić genialnego pomysłu, bo ubiegła mnie Kaśka.

K - Dobrze więc, ja jestem pani magister Kasia, to pan magister Piotr, to pan magister Wojtek i pani magister Zosia.

Przewodnik chyba poczuł się dziwnie. My zresztą także... Po raz kolejny szybko wyprostowałem wyciągając rękę do przewodnika i zaproponowałem żeby po prostu mówił mi Piotr. Stwierdził, że na Piotr się nie da bo nie może po imieniu, ale na panie Piotrze chętnie przystanie. Kasie musiał "tytułować odpowiednio" do końca wycieczki w muzeum i okolicach.

Dzień trzeci - ostatni.
Przez zupełny przypadek dowiedziałem się, że nasza wiejska szefowa pensjonatu, jest doktorem na uczelni (dlatego też nie cały czas spędzała w pensjonacie) i uczy takich odpowiednich do tytułowania magistrów jak Kasia. ;) Zdradziła mi to pielęgniarka, która tam pracowała, a z którą siedziałem w tym specjalnym pokoiku dla niej. Wyszło to, bo narzekałem na wybryki Kasi i opowiedziałem historię z pierwszego dnia.

Namówiłem tę panią żeby podczas żegnania się z nami nie omieszkała wspomnieć o swoim tytule.
Kasia, do przyjazdu do domu (a kilka godzin jechaliśmy) nie odezwała się prawie słowem, po tym jak ta "wiochmenka" odpowiednio się przedstawiła, gdy Kasia po raz kolejny zwróciła się do niej po imieniu.

Nie wiem, może ja byłem bardziej piekielny? W każdym razie, nie sądzicie, że to po prostu głupie?

Wycieczka z Kasia ;)

Skomentuj (118) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1846 (1904)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…