Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#39344

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowiadanie starego ratownika z naszej ekipy:

Dawno temu byliśmy wezwani do nieszczęśliwego wypadku. Dziecko spadło ze schodów w jednej ze starych kamienic. Na miejscu zastajemy malucha koło 5 lat i rodziców - meneli. Dzieciak ewidentnie pobity, ledwo żywy. Oprócz tego na ciele stare siniaki, blizny po papierosach. Tragedia.

Doktor zachował jednak zimną krew. Z kamienną twarzą wysłuchał relacji matki, burknięć ojca. Zapakowaliśmy malucha, znieśliśmy do karetki, wezwaliśmy policję. Chwilę nam jeszcze zeszło na podłączaniu całego sprzętu, akurat tyle, żeby doczekać do przyjazdu policji. Doktor wyszedł na chwilę, pogadał.

Dzieciak zawieziony do szpitala, już chcemy wracać do bazy, ale doktor mów "spokojnie, zobaczysz, zaraz wrócimy do tej menelni". Ja zdziwiony, skąd takie jasnowidzenie? Na co doktor: Wiesz, tamten ojciec właśnie spada ze schodów.

Faktycznie, pięć minut później już wracaliśmy. Ojciec poobijany chyba bardziej niż dzieciak. Złamana ręka, poobijana gęba. Policjant z kamienną twarzą - panowie, panowie nam zaświadczą, że już w momencie waszej wizyty pan był agresywny i się rzucał, prawda? Bo nam też, uciekać chciał, na schodach się potknął...

PS. Od załogi pogotowia też dostał pamiątkę - wiecie, rany trzeba zdezynfekować, wyczyścić. Złamania porządnie nastawić. Znieczulenie? No cóż, pijany był, to niebezpieczne dawać takie silne leki. A jak pacjent agresywny, to w pasy...

Tak więc - sądy sądami, ale nie można lekceważyć siły zwykłych obywateli, postawionych przed katem własnego dziecka...

erka

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1847 (1917)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…