Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#39636

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przytoczenie poniższej historii kosztowało mnie mnóstwo nerwów i łez. Zobaczymy, czy było warto.

Od 4 roku życia mieszkałem w Domu Dziecka. Nie miałem żadnego kontaktu z rodziną, moja adopcja się nie powiodła. Byłem samotnym, zamkniętym w sobie dzieckiem. Do tego nieśmiałym i niewyrośniętym, nigdy nie miałem bliskich kolegów, ani w szkole, ani w domu.

Miałem 9 lat. Któregoś dnia Daniel, starszy o 6 lat "nowy" z opinią łobuza, zaczął się ze mną zadawać. Mówił, że jestem fajny, grzeczny, że chciałby się ze mną kolegować. Byłem szczęśliwy jak mało kto.

Kiwałem skwapliwie główką, kiedy pytał, czy nigdy go nie zdradzę i zawsze się będziemy przyjaźnić. Mówił, że przyjaciele mają swoje specjalne tajemnice, o których nikt inny nie może wiedzieć, a także, że wiedzą o sobie wszystko. I nie wstydził mi pokazać "swoich tajemnic", nawet kazał ich dotykać, choć wcale tego nie chciałem.
Niezbyt lubiłem też, kiedy przychodził do mnie, zabraniał się odwracać, dyszał cicho i zostawiał mi mokrą pościel i piżamę. Czułem, że nawet przyjaciel nie powinien na mnie "robić siku" (nie miałem wtedy innego pomysłu co to mogło być). Ale to była nasza wspólna tajemnica, miałem nikomu nie mówić, bo to będzie "zdrada przyjaciela" i wtedy już naprawdę nikt nie będzie ze mną rozmawiał.

Któregoś dnia, przed kolacją, Daniel zawołał mnie do łazienki. Nie chciałem iść, bo trochę się już go bałem, ale gdybym się nie zgodził pewnie by później na mnie nakrzyczał i się obraził.

Zamknął nas w kabinie, rozpiął sobie spodnie, zdjął, ściągnął majtki. Poprosiłem cicho, żeby na mnie nie sikał. Kazał mi klęczeć, myślałem, że tak mam go błagać, żeby mi tego nie robił, to uklęknąłem i prosiłem. Nie posłuchał, kazał mi otworzyć buzię. Zacisnąłem wargi, zasłoniłem się dłonią, ale zatkał mi nos i musiałem jakoś zaczerpnąć powietrza.

Po wszystkim wytarł mi twarz i język rękawem, kazał mi posiedzieć trochę i później wyjść i się spokojnie zachowywać, a jak komuś powiem, to mnie za to "wyrzucą na ulicę". Posłuchałem. On poszedł. Ja próbowałem jeszcze ‘to’ zwymiotować, ale nie dawałem rady.

Kryjąc emocje zszedłem na stołówkę.
Spóźniłem się na kolację, akurat dyżur miała znienawidzona Kinga, tzw. "Zołza Zołz". Zobaczyła, że nie jem, tylko ledwie zacząłem siorbać herbatkę, podeszła, i chciała mnie nakarmić na siłę, ścisnęła za policzki i chciała wmusić we mnie kanapkę. Nie wytrzymałem kolejnej dawki agresji i upokorzenia. Emocje puściły, rozszlochałem się, chciałem wstać od stołu, złapała mnie za ramię, zaczęła wrzeszczeć, dostałem jeszcze klapsa, posadziła mnie z powrotem na krzesło, stała nade mną i pilnowała, aż zjem tą kanapkę. Dusiłem się łzami, nie mogłem nic przełknąć. Ale nie umiałem się postawić. Wszyscy patrzyli jak cały spocony i czerwony na twarzy wpycham w siebie jedzenie i co rusz nim pluję przy większym szlochu, przy akompaniamencie Zołzy:

- Zawsze tylko z tobą takie cyrki! !

W końcu się udało, popiłem herbatki, wstałem, uciekłem do pokoju. Zacząłem przytulać poduszkę, siebie, modlić się do Boga, żeby mnie w końcu zabrał w jakieś dobre miejsce, powtarzać "kocham cię Kubuś, nie martw się, jesteś fajnym chłopcem,". Była to moja jedyna forma miłości i pocieszenia przez wiele, wiele lat i zawsze mi to pomagało na smutki i samotność - ale nie tym razem. Chciałem, żeby ktoś inny mnie pożałował, naprawdę przytulił, żeby ktoś w końcu powiedział "biedny Kubuś, a my byliśmy dla niego tacy niedobrzy." I żeby ta durna Kinga się za mnie obwiniała.

Już następnego dnia zacząłem zbierać tabletki. Miałem jeden aviomarin z wycieczki, jedną tabletkę przeciwbólową wziąłem od wychowawczyni, zapitoliłem jeszcze z apteczki. W dwa dni uzbierałem 6 sztuk.
Teraz nazywam to żałosną próbą samobójczą, ale wtedy było to dla mnie bardzo poważne - zawsze mnie straszyli, że już dwie to za dużo, więc uznałem tych kilka tabletek za śmiertelną dawkę. Połknąłem je w trakcie mycia zębów, z pewną satysfakcją, że ci wszyscy ludzie którzy teraz mnie nie lubią, zaraz będą mnie żałować i się zamartwiać. Zacząłem się słaniać i źle czuć jeszcze zanim się położyłem do łóżka. Nie pamiętam dużo, tylko tyle, że zacząłem się panicznie bać, że naprawdę umrę, i że pani próbowała dać mi jeszcze jedną tabletkę, ale zacisnąłem usta, i machałem głową, że nie chcę.

W szpitalu cały czas trzymałem się wersji, że bolał mi brzuch i żadna tabletka nie pomagała i brałem jedną za drugą i za dużo wziąłem. Było mi wstyd za to co chciałem zrobić i nie chciałem, by ktoś się dowiedział, jaki miałem powód.

Kiedy wróciłem do domu (zatrzymali mnie w szpitalu ze względu na niedożywienie i anemię), dostałem tylko burę za swoją głupotę. Ale przynajmniej Daniela już nie było. Trafił gdzieś indziej, prawdopodobnie do poprawczaka, ale nie jestem pewien na 100%. I nie wiem czy za inne dzieci (chodziły jakieś plotki) czy za jakieś tam włamanie.

Przepraszam za może zbytnie rozpisanie się, ale trochę tego potrzebowałem.

ddz adult

Skomentuj (246) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1996 (2240)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…