Historia użytkownika "migdalla" przypomniała mi podobne zdarzenie z czasów moich studiów.
Formą zaliczenia ćwiczeń z danego działu był projekt. Robiło się go w parach. Wymagało to sporo pracy, liczenia, a następnie opracowania wyników.
Z koleżanką miałyśmy taki system, że projekty "w parach" robiłyśmy solo - raz robiłam ja, raz ona. Na pomysł wpadłyśmy, gdy po którymś z kolei naszym zjeździe "do robienia projektu" kończyło się kawą i pogaduchami zamiast pracą właściwą.
No i moja sparowana koleżanka dzwoni do mnie któregoś wieczoru i mówi:
- Słuchaj, bo dzwoniła do mnie taka Kowalska z roku - kojarzysz? Bo ja nazwisko tak, ale twarzy nie mogę jakoś dopasować. Chyba z drugiej grupy jest. Chłopaki z akademika dali jej mój numer. Chciała nasz projekt, ale stwierdziłam, że przecież to ty robiłaś, a ja nie wiem co się tam dzieje to decyzja należy do ciebie. Będzie do ciebie dzwonić.
No to myślę spoko - dziewczyna powtarza przedmiot, fuksem ma taki sam temat, to dlaczego nie? Zwłaszcza, że nie raz już na prośbę znajomych pomagałam w projektach, czy też wprost użyczałam moich jako "podkładki" za piwo, czy też zwykłe "dziękuję". Nie znam jej w prawdzie osobiście, ale co tam.
Ale oczywiście, gdyby po prostu zadzwoniła z prośbą to nie byłoby o czym pisać.
Dzwoni telefon.
- Cześć, Kowalska z tej strony, bo wiesz mam ten sam temat pracy na zaliczenie co ty, to więc weź mi prześlij swoją.
Myślę sobie tylko - ki czort? Ani "proszę", ani "czy mogłabyś". Dzwoni w zasadzie obca mi osoba i wyraża swą "prośbę" tonem żądania... O nie kochana. Jestem miła i uczynna, ale jak ktoś jest dla mnie miły.
- A dlaczego miałabym ci ot tak przesłać pracę, nad którą spędziłam jednak trochę czasu?
- A skoro tak podchodzisz do sprawy to spie*dalaj!
I trzask słuchawką.
Zdębiałam.
Trzeba mieć tupet, żeby dzwonić do obcej osoby z żądaniem przesłania jej pracy i jeszcze oburzyć się i obrażać, jeśli spyta "dlaczego?"
Formą zaliczenia ćwiczeń z danego działu był projekt. Robiło się go w parach. Wymagało to sporo pracy, liczenia, a następnie opracowania wyników.
Z koleżanką miałyśmy taki system, że projekty "w parach" robiłyśmy solo - raz robiłam ja, raz ona. Na pomysł wpadłyśmy, gdy po którymś z kolei naszym zjeździe "do robienia projektu" kończyło się kawą i pogaduchami zamiast pracą właściwą.
No i moja sparowana koleżanka dzwoni do mnie któregoś wieczoru i mówi:
- Słuchaj, bo dzwoniła do mnie taka Kowalska z roku - kojarzysz? Bo ja nazwisko tak, ale twarzy nie mogę jakoś dopasować. Chyba z drugiej grupy jest. Chłopaki z akademika dali jej mój numer. Chciała nasz projekt, ale stwierdziłam, że przecież to ty robiłaś, a ja nie wiem co się tam dzieje to decyzja należy do ciebie. Będzie do ciebie dzwonić.
No to myślę spoko - dziewczyna powtarza przedmiot, fuksem ma taki sam temat, to dlaczego nie? Zwłaszcza, że nie raz już na prośbę znajomych pomagałam w projektach, czy też wprost użyczałam moich jako "podkładki" za piwo, czy też zwykłe "dziękuję". Nie znam jej w prawdzie osobiście, ale co tam.
Ale oczywiście, gdyby po prostu zadzwoniła z prośbą to nie byłoby o czym pisać.
Dzwoni telefon.
- Cześć, Kowalska z tej strony, bo wiesz mam ten sam temat pracy na zaliczenie co ty, to więc weź mi prześlij swoją.
Myślę sobie tylko - ki czort? Ani "proszę", ani "czy mogłabyś". Dzwoni w zasadzie obca mi osoba i wyraża swą "prośbę" tonem żądania... O nie kochana. Jestem miła i uczynna, ale jak ktoś jest dla mnie miły.
- A dlaczego miałabym ci ot tak przesłać pracę, nad którą spędziłam jednak trochę czasu?
- A skoro tak podchodzisz do sprawy to spie*dalaj!
I trzask słuchawką.
Zdębiałam.
Trzeba mieć tupet, żeby dzwonić do obcej osoby z żądaniem przesłania jej pracy i jeszcze oburzyć się i obrażać, jeśli spyta "dlaczego?"
Krk
Ocena:
737
(769)
Komentarze