Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#43578

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Wiele się słyszy o kierowcach ciężarówek. Jakiś czas temu zwanych tirowcami.
Chyba każdy z nas spotkał się na drodze z sytuacją, w której "władcy szos" wyprzedzają się kilometrami, blokując jedyny na długiej trasie odcinek dwupasmówki.
Ja, wracając ze stolicy, byłem świadkiem, jak potężna kupa złomu na litewskich blachach, pomimo nocy i marnej widoczności, na zakrętach wyprzedzała jadącego prawidłowo fiaciora.
Ale podczas długiej pracy w ratownictwie, wielokrotnie widywałem, co zostaje z samochodu i zawartości, po kontakcie z trzydziestotonowym kolosem, na pokładzie którego zazwyczaj siedzi nabuzowany kofeiną burak, przeświadczony o własnej wszechmocy.
Dwie sytuacje zapadły mi w pamięć szczególnie.

Pierwsza, ze względu na wyjątkowo niskie kwalifikacje woźnicy.
Na drodze regionalnej, niezbyt szerokiej, w środku miejscowości, dwudziestolatek próbował wrócić do domu.
Wracał ze zlecenia - pracował we własnej firmie, jednoosobowej, montując jakieś użyteczne rzeczy w domach obywateli.
Jechał swoim starym Transitem, ciesząc się na spotkanie z rodziną, po męczącym dniu pracy.
W wymienionej miejscowości musiał skręcić w lewo z drogi głównej. Toteż stanął i czekał na wolną nitkę z naprzeciwka.
Nie zauważył śmierci, która nadjechała z tyłu.
W postaci tira, którego kierowca zaczął hamowanie w momencie uderzenia w tył Forda...
Strzał jak z armaty, dostawczak wylatuje na przeciwległy pas ruchu, bo ma skręcone do manewru w lewo koła.
I trafia pod kolejne wielotonowe monstrum podążające w jego kierunku. W efekcie, ze starego Transita zostaje tylko część środkowa. Kierowca zdezintegrowany, nie ma co robić...
I komentarz sprawcy masakry: "A kto by mógł wyliczyć, kiedy hamować? Toć to trzydzieści ton jest..."
No właśnie, kto? Może gość, który przejmuje odpowiedzialność za prowadzenie auta wielkości pociągu? Może gość, który chwali się zawodowymi uprawnieniami i certyfikatem?

Drugi wypadek utwierdził mnie w przekonaniu, że rodzimi szoferzy ciężarówek mają tyle wspólnego z elitarnymi truckerami z USA, co ja z primabaleriną.
Starsze małżeństwo jechało krajową siódemką na ślub wnuka.
Wypucowanym Matizem, zgodnie z przepisami.
Gawędzili o różnych sprawach, cieszyli się drogą i czekającą uroczystością.
Zza zakrętu, ich pasem wyjechało bydlę z naczepą długości własnego ego...
Starszy pan zdążył tylko odbić w prawo.
Uratował tym samym małżonkę, która, choć połamana, uszła z życiem.
Natomiast jego połowa samochodu została po prostu odcięta wzdłuż. Razem z nim.
W sumie wypadek, jakich wiele.
Tyle, że kierowca ciężarówki, zapytany przez policjantów o przyczynę czołówki, odparł z dużą swobodą:
- Ale o co chodzi? Przecież mnie widział, nie? To mógł zjechać. Ale stary, to nie zdążył... takim to prawko powinni zabierać...
Rozumiecie coś z tego? Bo ja ni cholery...
Zero absolutne wyrzutów sumienia! Tylko zdziwienie, że ktoś nie spodziewał się jego mastodonta na swoim pasie ruchu...
I że nie uciekł, ramol jeden...
Bezczelność, chamstwo, nieludzki brak uczuć wyższych...
Nie da się tego opisać.
I zrozumieć.

Toteż, ilekroć słyszę w cudzym CB (swojego nie posiadam, bo wywołuje reakcję anafilaktyczną) rozmowy krajowych i wschodnich furmanów, telepie mną coś niedobrego. Bo takie sytuacje zdarzają się co dzień, w całym kraju.
A Policja gania w nowych nieoznakowanych za piratami, co przekroczyli durny limit o 10 kilometrów, nie widząc zabójców na drogach...

służba_zdrowia

Skomentuj (161) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1330 (1456)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…