Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#47452

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedys czekajac na izbie przyjec z dzieckiem (dziecko mialo lekko zwichnieta noge, nic powaznego), czekal tam rowniez mezczyzna z dziewczynka ok.5lat, ktora spadla z hustawki i uderzyla sie w glowe, byla blada, ledwie przytomna i wymiotujaca. Wszyscy staralismy sie zeby nie zasnela (co podobno jest bardzo niebezpieczne w przypadku wstrzasnienia mozgu), prosilismy, aby ja szybko przyjeli, ale lekarz sie nie pojawial (ok 1,5 godziny). Na prosby o przyslanie lekarza, pielegniarki odpowiadaly ze mamy czekac. Oczekujacy Tata byl juz bardzo zestresowany ale tez bezradny, przestraszony.. Wygladal jakby sam mial zaraz sie rozplakac...Nie pomagaly grozby, prosby i blagania o lekarza. Wciaz to samo jedno slowo :czekac. Nie wazne zdrowie, a nawet zycie dziecka! Ktos wpadl na pomysl, ze lepiej juz wyjsc przed szpital i zadzwonic po karetke. Pomysl zostal podchwycony szybko. Jedynie Tata mial pewne obawy, sam juz nie wiedzial co ma robic. Bal sie. Jednak zdolalismy go namowic na ten ruch, tylko powiedzielismy, aby podjechal jedna uliczke dalej za szpital. Karetka zostala wezwana. Przyjechala po kilku minutach. Dziecko przyjete na oddzial ze wstrzasnieniem mozgu w stanie ciezkim..
I powiedzcie mi gdzie tu sens i gdzie logika. Nie mozna bylo znalezc jednego lekarza, aby dziecko zobaczyl, nalezalo wykorzystac do tego sztab ludzi i karetke? I ile jeszcze kazano by czekac temu biednemu dziecku? my zobaczylismy lekarza po 4,5 godzinie. Dziecko najadlo sie stresu, ale nic mu nie bylo. Czy jest to az takie trudne aby ocenic sytuacje i podjac odpowiednie dzialanie? Na co w takim razie ta instytucja, ktora ma pod przysiega pomagac ludziom. Jak mozna spokojnie siedizec i popijac kawke, kiedy dziecko w takim stanie? Na te pytania prawdopodobnie nigdy nie znajde odpowiedzi...

pewien szpital w lubuskim

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 376 (414)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…