Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#49340

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zawsze gdy mnie ktoś pyta, czy lubię dzieci, to odpowiadam, że lubię, nawet bardzo, tylko szkoda, że się tak długo gotują.

To oczywiście tylko moje spaczone poczucie humoru, bo faktem jest, że dosłownie mam fisia na punkcie małych dzieci. Im mniejsze, tym lepiej. I zapomniałam o najważniejszym - muszą być cudze :)
Dzieci, co dziwne, odwzajemniają moją sympatię. Podejrzewam, że może to mieć coś wspólnego z minami, które potrafię do nich strzelać, wygłupami, które urządzam ku ich radości (szczególnie w pracy) oraz morzem cierpliwości, jaką do takowych posiadam. Zawsze znajduję sposoby na rozbeczane i zawodzące jak syreny okrętowe dzieciaki w długaśnych kolejkach do kasy, zawsze też rodzice z dziećmi mogą liczyć na pierwszeństwo w obsłudze na moim stanowisku pracy.

Którejś niedzieli sprawdzałam akurat daty ważności artykułów przy kasach samoobsługowych, gdy minął mnie wózek wypełniony po brzegi zakupami, na których szczycie królował rozkoszny pucołowaty brzdąc o wielgachnych orzechowych oczkach. Wózkiem operował Tatuś. Tatuś, jak Tatuś, nie był ani rozkoszny, ani pucołowaty, więc nie wzbudził mojego zainteresowania. Bobas za to robił wszystko, by wzbudzić zainteresowanie w kimkolwiek. Rzucał zakupami na prawo i lewo, głośno gaworzył i ściągał z pólek wszystko co było w zasięgu jego maleńkich łapek. Tatusiowi to nie przeszkadzało, był tak zajęty liczeniem artykułów na kasie i sprawdzaniem cen, że pewnie zignorowałby nawet przylot UFO. Urządziliśmy sobie z maluchem niezłą zabawę - on zrzucał i wyrzucał, a ja podnosiłam to wszystko z podłogi i odkładałam na miejsce. W sensie zabawa była przednia dla niego, nie dla mnie.

Po jakimś setnym już skłonie zauważyłam, że pod moimi stopami oprócz produktów lądują też różne części garderoby. Czapka, szaliczek, buciki, skarpetki. W życiu nie widziałam tak ekspresowego striptizu, przyznam szczerze. Tatuś jakoś nie dostrzegał tego cyrku, który dział się dosłownie pół metra od niego. Jak to mówią - nie mój cyrk, nie moje małpy... ups... dzieci, ale... jak mogłam zignorować te oczka, wyciągające się do mnie rączki i ponaglające popiskiwanie? No... mogłam. W sensie, że powinnam. W końcu po coś to dziecko zabrało na zakupy swojego Tatusia, prawda? Nie tylko dlatego, że ktoś musi za te zakupy zapłacić, ale też i ze względu na bardziej przyziemne sprawy, jakimi jest chociażby obowiązek opieki nad niemowlakiem. Swoim niemowlakiem, do jasnej ciasnej...

Nie tracę jednak nadziei, próbuję jakoś delikatnie zwrócić Tatusiowi uwagę na istnienie potomka. Najpierw chrząkam znacząco, potem zwracam się już bezpośrednio ze słowami: "przepraszam pana bardzo, ale dziecko się rozebrało a na sklepie jest bardzo chłodno...". Tatuś nawet na mnie nie spojrzał, burknął tylko coś niewyraźnie pod nosem i dalej zawzięcie zmaga się z pasztetową i innymi śledziami. Wzruszyłam ramionami. Nie lubię być nadgorliwa, bo to ponoć gorsze od faszyzmu, więc zabrałam swoje cztery litery na inną część sklepu i starałam się zapomnieć o pasztetowym Tatusiu i orzechowym berbeciu.

Kilka minut później znowu przechodziłam obok Małego Księcia z gołymi stopkami i nawet ucieszyłam się na widok wyrwanego z letargu Tatusia, który ubierał swoją pociechę. Mina mi zrzedła, gdy usłyszałam:
- Jak ja dorwę w swoje ręce tą babę, która cię porozbierała, to jej łeb urwę!

Łeb, znaczy się głowę, mam tylko jedną, więc ewakuacja wydawała mi się najrozsądniejszym pomysłem na daną chwilę.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 613 (787)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…