Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#49411

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewien starszy Pan postanowił zrobić u nas bardzo duże zakupy.

Pan miał najwidoczniej zły dzień, co manifestował swoim zachowaniem od momentu przekroczenia naszych drzwi. Przemierzał sklep nerwowym, szybkim krokiem, mamrotał coś gniewnie pod nosem i wrzucał z dużą siłą wybrane produkty do koszyka, jakby parzyły go w ręce i napawały obrzydzeniem. Gdy wyżył się już na artykułach, postanowił pomaltretować jedną z kasjerek.

Podjechał do kasy koszykiem wyładowanym po brzegi i stanowczym tonem rozkazał, by informować go głośno o cenie każdego z produktów, bez wyjątku, bo on nie ma obowiązku sprawdzać cen. Kasjerka oczywiście zachowała kamienną twarz i zastosowała się do polecenia.
Po każdej wymienionej cenie Pan długo zastanawiał się, czy dokonać zakupu owej rzeczy, czy jednak nie. Kręcił nosem na średnio co drugi produkt, kasjerka cierpliwie odkładała te zakupy na bok. Po jakimś kwadransie tyle się tego nazbierało (włącznie z jakimiś deskami do prasowania i innymi sporymi przedmiotami), że już tylko oczy jej wystawały zza kasy. W końcu zakupy dobiegły końca i przyszła pora na Punkt Obsługi Klienta.

Siatka szpiegowska działa u nas całkiem dobrze, więc zanim Pan do mnie dotarł, byłam już o wszystkim poinformowana. Ochroniarz Jarek stojący przy POK-u, również.
Pan pyrgnął w moją stronę jedną z promocyjnych gazetek i zarzucił naszym pracownikom oszustwo z premedytacja. Za które, jego zdaniem, powinni nas wieszać. Po zapoznaniu się z sytuacją i uświadomieniu Szanownemu Klientowi, że to jednak On się pomylił, usłyszałam, że w takim razie Pan... rezygnuje ze wszystkich zakupów. Mam mu "na ten tychmiast" oddać jego pieniądze. Tak, klient ma u nas taką możliwość. Mimo wszystko, upewniam się:
- Jest Pan pewien, że chce Pan oddać całe zakupy? (a było tego ze dwadzieścia pozycji na paragonie).
- Tak! Chyba wyrażam się jasno?!
- Oczywiście, jak najbardziej. Ale to wszystko przez to, że źle Pan spojrzał na cenę jednego z produktów?

Tutaj nastąpiła w Kliencie swoista metamorfoza. Spuścił z tonu, lekko się zgarbił, przetarł oczy, odetchnął i rzecze:
- Tak w sumie to nie. Nie przez to. Mam cholernie zły dzień. Moja kochana... psia ją mać... żona rozbiła nasz samochód. Dopiero dwie raty spłaciliśmy a ona... żeby ją szlag trafił, nie zmieściła się w bramie! Rozumie pani? Nowy samochód! Dwie raty dopiero! Dzwoniła z godzinę temu. Zapłakana, że przeprasza, że nie chciała. I co ja mam teraz robić? Ja ją chyba zabiję! Nowiuśki samochód!

Nawet nie zauważyłam kiedy POK przeistoczył się w gabinet psychologa, połączony z warsztatem (drugi fach Jarka) i z działem porad prawnych (zawołaliśmy z pasażu kolegę sprzedającego ubezpieczenia samochodowe). Podnieśliśmy Pana na duchu, zasypaliśmy dobrymi radami, wymusiliśmy obietnice, że żona dożyje następnego ranka i puściliśmy w niepamięć jego wredne zachowanie.

Na koniec Pan zwraca się do mnie ze słowami:
- Widzi pani, co się dzieje z człowiekiem, jak ma zły dzień. Każdy radzi sobie ze stresem jak umie (Tu miał na myśli swoje wcześniejsze zachowanie, domyślam się, że to była jakaś zawoalowana forma przeprosin).
- Ja naprawdę wszystko rozumiem. Też mam swoje sposoby na stres - odpowiadam spokojnie. Wolałam nie dodawać, że moje ograniczają się do zaparzenia melisy i słuchania muzyki, co nie doprowadza otoczenia do białej gorączki, tak jak jego pomysły.
- Tak? A jakie? - zapytał Pan, chyba bardziej z uprzejmości (jak widać, jak ktoś chce, to potrafi).
Tu wtrącił się dziwnie rozbawiony sytuacja ochroniarz:
- A rzuca czym popadnie. Wszystkim, co ma pod ręką - tu dla udowodnienia wskazał palcem na swoje czoło, gdzie od zawsze widnieje sporych rozmiarów fioletowa blizna. Pamiątka z dzieciństwa.
- Ależ Jarek, ty to masz od zawsze, nie wkręcaj Pana!- zaczęłam się bronić.
- Kubkiem dostałem - kontynuuje Jarek, zupełnie ignorując moje słowa - a kiedyś do nawet nożykiem do papieru się zamachnęła. Otwartym!

Nie napiszę jakim wzrokiem zmierzył mnie Klient. Ani jakim spojrzeniem ja uraczyłam Jarka. Ale gdyby oczy miały zdolność zamieniania myśli w czyn, to ochroniarz padłby trupem wijąc się w konwulsjach, a ja zostałabym zabrana ze stanowiska pracy w pięknych, choć podobno niewygodnych bransoletkach. I wcale mnie nie kusił nożyk leżący w zasięgu ręki. Wcale a wcale.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 640 (804)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…