Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#54331

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pod jedną z historii otrzymałam taki komentarz:

Fragment mojego tekstu: "Wiadomo, nadzór jest ważny, w końcu pewnie ci niesforni pacjenci/lekarze/farmaceuci żrą leki dla przyjemności i zupełnie bez potrzeby. Albo sprzedają. Albo w ogóle robią z nich kolorowe konfetti i trzeba łapać na gorącym uczynku."

I komentarz: Z sarkazmu wnoszę, że jest zupełnie inaczej. To miło dowiedzieć się z pierwszej ręki, że wszyscy pacjenci/lekarze/farmaceuci są kryształowo uczciwi i tylko wredny system nie pozwala służbie zdrowia rozwinąć skrzydeł.

Pozwolę sobie odpowiedzieć przykładem.

W naszym szpitalu wszczepiane są protezy biodra. Zabieg mocno pożądany, w dodatku nasz zespół całkiem nieźle sobie z nim radzi.
Mocy przerobowych mamy, dajmy na to, na 2 zabiegi dziennie. Jest sprzęt, są ortopedzi, pielęgniarki, anestezjolog, dostępna sala. Są chęci, żeby zabiegi robić. Są pacjenci, którzy ten zabieg chcą teraz już.

W normalnym systemie (pieniądz idzie za pacjentem) w naszym szpitalu robione byłyby 2 zabiegi protezowania biodra dziennie. Szpital by zarobił, kolejka krótka, pacjenci zadowoleni. Szpital w sąsiednim mieście zamiast robić biodra, które im nie idą, robiłby kolana, które robi lepiej. Byłaby jedna kolejka, przejrzysta. Chory miałby zabieg wtedy, kiedy go potrzebuje, więc nie musiałby kombinować i szukać.

W naszym wcale-nie-wrednym systemie jest tak:
Za zabiegi płaci NFZ z góry. Tam ze szklanej kuli wyczytują ile zabiegów będzie potrzebnych w tym roku w naszym rejonie, dzielą wartość przez 4 i taką ilość wykupują u nas. Wychodzi jeden zabieg na dwa dni. Kupują też jeden zabieg tygodniowo u sąsiadów i jeden w szpitalu, w którym nikt nie chce się operować.

U nas zespół robi jeden zabieg, pozostały czas pisze dokumenty, uzupełnia rubryczki do NFZ i robi inne "bardzo ważne" rzeczy. Szpital dostaje 1/4 pieniędzy, 1/4 dostają ludzie. Pieniędzy mało, więc kwitnie wychodzenie do innej pracy, prywatne poradnie, kombinowanie przyjęć na oddział poza kolejką. Łapówki odchodzą w przeszłość, ale jeszcze niedawno była to plaga. Operatorzy są zmęczeni po nocnych dyżurach, są opryskliwi, zwłaszcza, jak 150 raz muszą tłumaczyć, że "w tym roku się nie da".

A pacjenci? Dostają informacje, że u nas zabieg za dwa lata, u sąsiadów za półtora roku, a kawałek dalej od ręki, ale tam nikt nie radzi i tam idą tylko desperaci. Zapisują się do kilku kolejek, do dwóch szpitali nie idą, ale z kolejki się nie wypiszą, bo nie trzeba. Na zabieg czekają grzecznie dwa lata - to dwa lata bólu, braku ruchu, zaniedbywania się (bo jak dbać, jak ledwo można stanąć na nogach). Próbują, z różnym skutkiem, dostać się na zabieg wcześniej. Utrwala się opinia, że u nas tylko po znajomości. Ci, którzy trafili na zmęczonych operatorów krzyczą o chamstwie (i w sumie mają rację). Ci, którzy trafili do sąsiadów (tych słabo sobie radzących) krzyczą o partaczach. I tak dalej, i tak dalej...

A wystarczyłoby, żeby to wszystko regulował wolny rynek. Do chama nie pójdziesz - będzie musiał być grzeczny. Do partacza też nie, więc nikt nie będzie się brał za coś, czego nie umie, a wymaga od niego NFZ (bo NFZ kupuje tylko pakiety usług). Pójdziesz tam, gdzie dobrze i miło. Czyli tam, gdzie robią to co potrafią i lubią. A jeśli lubią, to znaczy, że na tym zarabiają. Takie pieniądze, żeby nie jeździć w nocy karetką, nie brać 15 dyżurów, żeby lekarza i pielęgniarkę stać było spokojnie na kurs z nowinek.

A oszuści i naciągacze? Cóż, kiedyś szynkę można było dostać tylko po znajomościach albo stojąc w kolejce od 3 w nocy. Pani w mięsnym, to był ktoś! Pokątny handel kwitł, łapówki, przysługi. Chamstwo sklepowych było przysłowiowe. Dziś jakoś tego nie ma (a jeśli nawet, to raczej marginalnie). Te same sklepowe nagle przestały brać łapówki, zrobiły się milsze.

Chyba jednak system...

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 755 (817)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…