Czasem zdarzają się historie absurdalne, czasem jest zwyczajnie dziwnie.
Jak na przykład wtedy, kiedy wezwano nas do faceta z potwornym bólem brzucha. No nic nie może zrobić, nie da rady dojechać na pogotowie, pomocy...
Więc nas wysłano.
Jesteśmy na miejscu, żona pacjenta zaprowadziła nas do niego, wtedy nas jeździło jeszcze trzech a nie dwóch w zespole, wchodzimy do pokoju, jest pacjent. Pan twierdzi, że od dwóch tygodni nie może się wypróżnić. Długo wytrzymał trzeba przyznać. Zwija się i boli go, tak bardzo boli... Co mamy zrobić... Trzeba pana do szpitala wziąć.
Chcemy więc pakować go, ale nie! Pan tak strasznie szpitali nie lubi, może on spróbuje jeszcze raz...
I poleciał do ubikacji.
Przez 15 minut staliśmy w konsternacji przy wyjściu i słuchaliśmy niezwykłych odgłosów natury. Próbując oczywiście się nie śmiać na początku, ale po pierwszych 5 minutach było nam wszystko jedno. Muszę powiedzieć, że przejął się chłopak swoją robotą.
Jednak kiedy po 15 minutach zza drzwi łazienki wydobyło się donośne: oooocccchhhh taaaaakkkk... - nie było mocnych. Żona pacjenta całkowicie się zaczerwieniła i poleciała gdzieś.
Pan wyszedł zadowolony i rzekł:
- Udało się! Chodźcie zobaczyć!
Na szczęście przetłumaczyliśmy panu, że wierzymy mu na słowo. Wyglądał na zawiedzionego, że nie może się pochwalić swoim dziełem, odmówił jazdy do szpitala, ale bardzo nam dziękował za porządną motywację do zrobienia kupy.
Spoko, generalnie nie ma za co.
Jak na przykład wtedy, kiedy wezwano nas do faceta z potwornym bólem brzucha. No nic nie może zrobić, nie da rady dojechać na pogotowie, pomocy...
Więc nas wysłano.
Jesteśmy na miejscu, żona pacjenta zaprowadziła nas do niego, wtedy nas jeździło jeszcze trzech a nie dwóch w zespole, wchodzimy do pokoju, jest pacjent. Pan twierdzi, że od dwóch tygodni nie może się wypróżnić. Długo wytrzymał trzeba przyznać. Zwija się i boli go, tak bardzo boli... Co mamy zrobić... Trzeba pana do szpitala wziąć.
Chcemy więc pakować go, ale nie! Pan tak strasznie szpitali nie lubi, może on spróbuje jeszcze raz...
I poleciał do ubikacji.
Przez 15 minut staliśmy w konsternacji przy wyjściu i słuchaliśmy niezwykłych odgłosów natury. Próbując oczywiście się nie śmiać na początku, ale po pierwszych 5 minutach było nam wszystko jedno. Muszę powiedzieć, że przejął się chłopak swoją robotą.
Jednak kiedy po 15 minutach zza drzwi łazienki wydobyło się donośne: oooocccchhhh taaaaakkkk... - nie było mocnych. Żona pacjenta całkowicie się zaczerwieniła i poleciała gdzieś.
Pan wyszedł zadowolony i rzekł:
- Udało się! Chodźcie zobaczyć!
Na szczęście przetłumaczyliśmy panu, że wierzymy mu na słowo. Wyglądał na zawiedzionego, że nie może się pochwalić swoim dziełem, odmówił jazdy do szpitala, ale bardzo nam dziękował za porządną motywację do zrobienia kupy.
Spoko, generalnie nie ma za co.
praca
Ocena:
1651
(1705)
Komentarze