Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#54835

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczesny ranek. Świeżo po dobowym dyżurze, na którym nie było mi dane nawet na chwilę usiąść, nie mówiąc o takich luksusach, jak chwila odpoczynku. Dyżur zdany, nowa ekipa ruszyła do boju. Ja postanawiam się umyć, dojeść rozpoczęty (a właściwie rozpakowany) wczoraj obiad, odsapnąć chwilę i dopiero wsiadać za kółko.

Pechowo trwający dyżur jest chyba nawet gorszy niż wczoraj, pogorszony jeszcze zmianą ekip, po drodze do łazienki personelu natykam się na dziki tłum gotowy wedrzeć się za mną nawet do kibla, bylebym tylko obejrzała kolejnego pacjenta. Bez zbędnych dyskusji zamykam drzwi łazienki, myję głowę przy irytującym pukaniu (waleniu?) do drzwi, przy myciu zębów towarzyszą mi pokrzykiwania z korytarza.

Wychodzę, z kamiennym spokojem przechodzę między furiatami wrzeszczącymi "do roboty", "ile można czekać", "tu chorzy ludzie czekają na pomoc". Krzyki sugerują, że pacjenci są wydolni oddechowo i krążeniowo, więc raczej nie powinno ich tu być, ale przecież do SOR może wejść każdy. Niewzruszona zamykam kolejne drzwi, tym razem do socjalnego, wrzucam obiad do mikrofali i wreszcie, po 24 godzinach na nogach, siadam na krześle.

Niedługo cieszyłam się spokojem. Gdy tylko mikrofalówka zrobiła "dzyń" do gabinetu wpadła młoda baba. Całkiem żywa i sprawna, jak na pacjenta oddziału ratunkowego.

P: No kiedy pani zacznie pacjentów przyjmować! Ja tu czekam już cztery godziny! Ja mam dosyć! Proszę, pani sobie chodzi po korytarzu, a tu kolejka jak za komuny!
J:... (jestem oazą spokoju...)
P: Słyszy mnie pani?! Tam ludzie czekają! A wy ich jak bydło tratujecie! To jest skandal, pół nocy czekać na pomoc! Ja do sądu was zaskarżę! To jest burdel, nie szpital!
J: ... (lilia na spokojnej tafli jeziora...)
P: No kur**! Ruszy się pani? Do dyrekcji mam iść?
J: Niech pani idzie...
P: To jest chamstwo! Mafia! Ludzi mordują i nawet się sądu nie boją (i tak się nakręca, nakręca, zza drzwi ciekawie zerkają kolejne twarze).
J: (cicho) Proszę wyjść.
P: Co?
J: Wyjść. Przez drzwi. I zamknąć je za sobą.
P: !!!
J: Jest pani w MOJEJ DYŻURCE. Nie w gabinecie. Nie ma pani tu wstępu, przeszkadza mi pani i w dodatku niesłusznie się wydziera.
P: (zatkało ją chyba, bo tylko stoi i mruga oczkami)
J: (no i koniec z liliją...) Jestem po dyżurze, od kilkunastu godzin nie jadłam, stwierdziłam wczoraj cztery zgony, przekazałam dwóch pacjentów na OIOM, obejrzałam blisko pięćdziesięciu pacjentów, teraz jestem PO DYŻURZE i życzę sobie, żeby mi pani dała odpocząć!!! Co jest z wami ludzie! Jak pani tu od czterech godzin siedzi i nadal ma pani siłę krzyczeć, to znaczy że w ogóle nie powinna pani tu być! Tu ludzie umierają! Z wypadków, po zawałach! Ciężko chorzy! Nie znudzeni kolejką u rodzinnego! Nie z bólem palca! A ja przez takich zdrowych ludzi nie mam dla tych chorych czasu! A teraz chcę odpocząć! Do widzenia! (Jeb drzwiami)

Chyba będzie skarga...

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1367 (1457)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…