zarchiwizowany
Skomentuj
(8)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Władam biegle językiem szwedzkim z racji skończonych studiów. U większości ludzi ten fakt wzbudza zainteresowanie, ale był też przykładem wielu przykrych sytuacji.
1. 1 rok, 1 semestr. Na moim kierunku języka uczymy się od podstaw. Każdy powinien więc zrozumieć, że po pół roku nauki języka, tłumaczenie dokumentów jest poza moim zasięgiem. Mąż sąsiadki pracował w Szwecji i przyszły do nich jakieś dokumenty, związane z rozliczeniem podatkowym. Sąsiadce chodziło jednak o coś więcej niż tłumaczenie uznała, że skoro "studiuję i znam" język to nie tylko przetłumaczę dokument, ale i rozliczę jej męża. Oczywiście za darmo, bo śpię na pieniądzach. Na odpowiedź, że język znam za słabo i nie znam się na podatkach w Szwecji, zareagowała fochem.
2. Z jej mężem miałam przeboje, parę lat później. Co chwile, przychodził z jakimś dokumentem do przetłumaczenia, a to CV do napisania, a to coś tam do sprawdzenia. Potem przychodził nawet z rzeczami, związanymi z językiem angielskim albo komputerem ("napisz mi to, bo umiesz lepiej obsługiwać komputer"). Potrafił przychodzić o 20.00 ze sprawą "na teraz". Gdy mnie spotkał na osiedlu, wracającą z uczelni, to niemal zawsze chciał wpaść z prośbą o przysługę. Nie mogłam go zbyć, bo był dobrym kolegą mojego taty. W końcu, wyjechał do pracy i wreszcie miałam spokój.
3. Liczne prośby o tłumaczenie od rodziny/znajomych. Na obietnicę, że rzucę okiem oczekiwali pełnego tłumaczenia. Oczywiście za darmo. W końcu się wkurzyłam i odpowiadałam "nie mam czasu". Przez to, uchodzę za zarozumialca, ale mam spokój.
4. Najbardziej irytujące: "Masz znajomości, mogłabyś mi znaleźć pracę? Ale dobrą, a nie zmywak. Mogłabyś też znaleźć mieszkanie?" Co dziwne, słyszane częściej nie od rodziny, czy znajomych... ale od uczniów w szkole językowej, kompletnie obcych ludzi. Jeden z nich chciał mój numer telefonu od mojej szefowej, abym "załatwiła mu pracę" i wielce się obraził, gdy dyrektorka szkoły odmówiła. Inna uczennica przyniosła dokument, który chciała, abym przetłumaczyła w czasie lekcji. Zareagowała wielkim zdziwieniem, na wieść, że w czasie lekcji prowadzę lekcje, a nie tłumaczę, zwłaszcza, że w jej grupie były jeszcze 4 osoby.
Jestem pewna, że każdy znający biegle jakikolwiek język doświadczył kiedyś czegoś podobnego. Niby mało piekielne, a jednak irytujące.
1. 1 rok, 1 semestr. Na moim kierunku języka uczymy się od podstaw. Każdy powinien więc zrozumieć, że po pół roku nauki języka, tłumaczenie dokumentów jest poza moim zasięgiem. Mąż sąsiadki pracował w Szwecji i przyszły do nich jakieś dokumenty, związane z rozliczeniem podatkowym. Sąsiadce chodziło jednak o coś więcej niż tłumaczenie uznała, że skoro "studiuję i znam" język to nie tylko przetłumaczę dokument, ale i rozliczę jej męża. Oczywiście za darmo, bo śpię na pieniądzach. Na odpowiedź, że język znam za słabo i nie znam się na podatkach w Szwecji, zareagowała fochem.
2. Z jej mężem miałam przeboje, parę lat później. Co chwile, przychodził z jakimś dokumentem do przetłumaczenia, a to CV do napisania, a to coś tam do sprawdzenia. Potem przychodził nawet z rzeczami, związanymi z językiem angielskim albo komputerem ("napisz mi to, bo umiesz lepiej obsługiwać komputer"). Potrafił przychodzić o 20.00 ze sprawą "na teraz". Gdy mnie spotkał na osiedlu, wracającą z uczelni, to niemal zawsze chciał wpaść z prośbą o przysługę. Nie mogłam go zbyć, bo był dobrym kolegą mojego taty. W końcu, wyjechał do pracy i wreszcie miałam spokój.
3. Liczne prośby o tłumaczenie od rodziny/znajomych. Na obietnicę, że rzucę okiem oczekiwali pełnego tłumaczenia. Oczywiście za darmo. W końcu się wkurzyłam i odpowiadałam "nie mam czasu". Przez to, uchodzę za zarozumialca, ale mam spokój.
4. Najbardziej irytujące: "Masz znajomości, mogłabyś mi znaleźć pracę? Ale dobrą, a nie zmywak. Mogłabyś też znaleźć mieszkanie?" Co dziwne, słyszane częściej nie od rodziny, czy znajomych... ale od uczniów w szkole językowej, kompletnie obcych ludzi. Jeden z nich chciał mój numer telefonu od mojej szefowej, abym "załatwiła mu pracę" i wielce się obraził, gdy dyrektorka szkoły odmówiła. Inna uczennica przyniosła dokument, który chciała, abym przetłumaczyła w czasie lekcji. Zareagowała wielkim zdziwieniem, na wieść, że w czasie lekcji prowadzę lekcje, a nie tłumaczę, zwłaszcza, że w jej grupie były jeszcze 4 osoby.
Jestem pewna, że każdy znający biegle jakikolwiek język doświadczył kiedyś czegoś podobnego. Niby mało piekielne, a jednak irytujące.
Języki obce
Ocena:
200
(262)
Komentarze